Z Krzysztofem Skarżyńskim, trenerem w londyńskiej szkółce London Eagels FC, rozmawia Małgorzata Bugaj-Martynowska.
Futbol to Twoja pasja, narodziła się wiele lat temu.
Grałem w piłkę na poziomie półzawodowym w Polsce, ale od zawsze marzyłem, żeby być trenerem. Trzy lata pracy w Polsce zmobilizowały mnie do podjęcia decyzji o przyjeździe do Anglii, aby móc się rozwijać w tej dziedzinie. Od tamtego czasu minęło 9 lat, wiele osiągnąłem, dzisiaj posiadam dokumenty, które umożliwiają mi wykonywanie pracy tutaj.
Zaczynałeś od London Eagels…
W 2007 roku skontaktowałem się z ówczesnym prezesem klubu. Dowiedziałem się, że szkółka dla dzieci zrzesza polskich trenerów. Zadzwoniłem, otrzymałem propozycję współpracy z dziećmi poniżej siódmego roku życia. I tak zaczęła się przygoda z piłką na Wyspach. Od ośmiu i pół roku jestem związany z klubem, i tak te „siódemki” do dzisiaj męczę…
Gdzieś po drodze pełniłeś również inne funkcje?
Jestem trenerem bramkarzy, byłem koordynatorem trenerów, angażowałem się w rozwój szkółki, jednak później zająłem się tylko trenerką. Z czasem, kiedy mój angielski stawał się coraz lepszy, zacząłem atakować kluby angielskie. Zależało mi na osobistym rozwoju, ale nie tylko poprzez zdobywanie kolejnych kwalifikacji, ale poprzez dokształcanie się i zdobywanie doświadczenia w angielskich klubach. Dzisiaj jako licencjonowany trener angielskiego UEFA B mam możliwość pracy z dziećmi w każdym wieku, na poziomie „PRO’’, umożliwia mi to również wejście do akademii. Dziś współpracuję z Hampton and Richmond.
Zaczynałeś jako wolontariusz…
Nawet to nie było łatwe, chociaż od tamtego czasu minęły już cztery lata. Na jednym z kursów poznałem Petera Augustina, który jest dyrektorem akademii. To on zaprosił mnie, umożliwił uczestnictwo w zajęciach. W tym samym czasie już pracowałem w Centrach Rozwojowych dla młodych piłkarzy do lat 16, a obecnie współpracuję z Arsenal Soccer School. Mogę więc powiedzieć, że praktycznie utrzymuję się z piłki. Tydzień wypełniają zajęcia w angielskich klubach, polskiej szkółce London Eagels, a w sobotę pracuję w polskiej szkole im. Heleny Modrzejewskiej na Hanwell. Zostałem zaproszony przez dyrekcję placówki do współpracy i tak od dwóch lat prowadzę treningi z uczniami. Spotykamy się co sobotę. Dzieciaki grają fantastycznie, kochają piłkę. To bardzo cieszy nas trenerów, ale także ich rodziców. W tym roku naszym wychowankom wręczyliśmy dyplomy na zakończenie roku szkolnego – nawet taka mała motywacja i drobny gest będący docenieniem pracy ucznia jest ważny, bo oznacza, że widzimy jego sukcesy i progres w pracy podczas treningów.
Na tym jednak nie masz zamiaru poprzestać.
Mam kilka celów, między innymi pracę w dorosłej piłce, a na tym etapie trener jest najemnikiem. Więc cały czas się uczę i szkolę, by być przygotowanym na ten poziom i utrzymać się na nim jak najdłużej. Staram się nawiązywać kontakty, szkolić trenerów i dzielić się wiedzą. Futbol zrzesza ludzi, kibiców, wywołuje skrajne emocje. Ludzie pokochali tę dyscyplinę ze względu na jej atrakcyjność i nieprzewidywalność, bo najsłabszy może wygrać z najlepszymi. W innych grach zespołowych, siatkówce, koszykówce, jest to mniej realne.
Od kiedy można zacząć posyłać dziecko na treningi?
Tak naprawdę możemy już zacząć zabawę z piłką z dzieckiem, które ma 18 miesięcy, nie jest to oczywiście trening, ale dziecko zapoznaje się już w tym wieku z otoczeniem, z piłką. Potwierdzają to badania. Natomiast my w London Eagels zajmujemy się dziećmi, które ukończyły 6 lat. Obecnie pracuję z 14-latkami. Klub utrzymują rodzice. Nie robimy żadnej selekcji, jednak niełatwo jest znaleźć trenerów, którzy pracowaliby z dziećmi za przysłowiowe frytki.
Nie prowadzicie biznesu?
Absolutnie nie, wszyscy mają równe szanse, wiele osób robi to z pasją. Szukamy wsparcia wśród rodziców, wysyłamy ich na pierwszy wymagany poziom, bo klub jest klubem zrzeszonym i trenerzy muszą posiadać licencję, świadectwo o niekaralności i certyfikat udzielania pierwszej pomocy. W tej chwili mamy 160 dzieci, jesteśmy największą szkółką na terenie całej Anglii. Przyjmujemy także dziewczynki…
Dostrzegasz prawdziwe talenty?
Rodzice mają ambicje. Dziecko może przejawiać umiejętności piłkarskie, ale ciężko jest stwierdzić, czy tak jest, ponieważ wszystko zależy od tego, jak dziecko zostanie poprowadzone w późniejszym etapie, bo na talent nie składa się tylko to, co dziecko potrafi zrobić z piłką, ale również aspekt psychologiczny i społeczny oraz to, czy dziecko nie zostanie do piłki zniechęcone. Dziecko nie może czuć się zobowiązane, by nie zawieść rodzica, który bywa, że wywiera na nim presję. Trener musi być przyjacielem, w myśl mojej zasady pracować i z dzieckiem, i z jego rodzicem.
Dowodem na to jest Twój rodzinny przypadek…
Mam dwóch synów, nie grają w piłkę. Starszy przejawia pasję w kierunku plastycznym. Cieszy mnie każda jego praca, natychmiast z żoną wieszamy ją na ścianie, cieszymy się. Natomiast większą pasję w kierunku do piłki przejawia mój młodszy syn. Nie mam jednak ani presji, ani nadziei, że moi synowie powinni być piłkarzami. Cokolwiek nie wybiorą, będę ich wspierał. Wiem, że same umiejętności nie wystarczą by zostać piłkarzem, o tym decydują zupełnie inne aspekty. Zagrożeniem jest czas, kiedy młody człowiek dorasta… Futbol trzeba mieć w sercu, a moją filozofią jest pokazanie drogi podczas treningu dzieciom, ale nie mogę mieć oczekiwań, że podczas każdego meczu będą strzelać bramki…
Wspomniałeś, że pogląd na piłkę się zmienia.
Moja filozofia pozostaje ta sama, choć z każdym rokiem mam inne spojrzenie na football. Dzisiaj trzeba pozostawać przy piłce jak najdłużej atakować i bronić całą drużyną. To są aspekty, które staram się przekazać zawodnika podczas zajęć, natomiast w szatni pracuję nad tym, jak motywować dzieci. Starszych zawodników trzeba inspirować, wtedy współpraca między trenerem, a zawodnikiem ma sens. Bycie trenerem we współczesnym futbolu to bycie liderem i menadżerem, to poświecenie dla zawodnika, który musi czuć, że trener jest dla niego. Staram się być w stosunku do zawodnika jak ojciec, przyjaciel, kolega.
Jak podzielić to ogromne zaangażowanie między pracą a rodziną?
Weekendy są nam wyjęte z życia. Mamy dwójkę małych dzieci, ale musieliśmy się nauczyć dzielić czas przeznaczony również na piłkę. Większość pracy wykonuje w domu, kocham moją rodzinę, ale kocham też piłkę. Obie miłości są na tym samym poziomie. Jeśli czegoś nie kochasz, nie będziesz tego robił na 100 procent. Żyję futbolem 24 godziny na dobę. To wymaga wyrzeczeń, poświęceń jak np. szkoleń, wyjazdów, spotkań. Dzisiaj nie mam już czasu na grę w piłkę, nawet na oglądanie meczów, wspieram kilka zespołów, patrząc na ich grę pod kątem trenera.
A prywatnie komu kibicujesz?
Z angielskich klubów – Arsenal London.
Fot. Małgorzata Bugaj-Martynowska
Na zdjęciu Krzysztof Skarżyński