Tytuł na pierwszej stronie „Daily Express” z 21 lipca br. nie pozostawia wątpliwości: „Migrants ‚milking’ benefits system: Foreigners more likely to claim handouts.” Cudzoziemcy mieszkający w Wielkiej Brytanii nadużywają systemu zasiłków. O „dojeniu” mówił deputowany Partii Konserwatywnej Peter Bone, z wypowiedzi którego redakcja wyłowiła potrzebny jej cytat.
Peter Bone powiedział: „Jak się wydaje, znacząca liczba imigrantów przyjeżdża [do Wielkiej Brytanii], aby pracować, ale nieproporcjonalnie wielu przyjeżdża po zasiłki. Wyraźnie widać, że jest cała grupa imigrantów, która doi system i premier jest zdeterminowany, aby to zmienić. Tych ludzi trzeba się pozbyć”.
Artykuł w „Daily Express” omawia raport zatytułowany „Economic characteristics of migrants in 2014”, opracowany przez organizację Migration Watch. Stworzono go na podstawie dokumentu „UK Labour Force Survey”, przygotowanego przez Office for National Statistics. Wydawać więc by się mogło, że wszystko jest zgodne z prawdą, a jednak…Patrząc na tabele i grafy zawarte w raporcie nasuwają się jednoznaczne wnioski. Imigranci z Pakistanu, Bangladeszu i Afryki (poza Republiką Południowej Afryki) częściej niż Brytyjczycy są bez pracy i pobierają większe zasiłki. Natomiast przyjezdni z krajów Europy Zachodniej, Ameryki Północnej, Nowej Zelandii, Australii i RPA radzą sobie nawet lepiej niż Brytyjczycy. Osoby pochodzące z krajów Europy Wschodniej i Środkowej, które weszły do Unii Europejskiej po 2004 roku, rzadziej niż rodowici Brytyjczycy są bezrobotni, ale częściej pobierają zasiłki na dzieci, mieszkaniowe oraz otrzymują wsparcie finansowe dla osób mało zarabiających. To wsparcie ze strony państwa wynika z prostego faktu, że 70 procent obywateli tych państw zarabia mniej niż osoby urodzone w Wielkiej Brytanii, a 75 procent z nich pracuje w zawodach, które nie wymagają wysokich kwalifikacji.
W liczbach bezwzględnych statystyki wyglądają nieco inaczej. Najwięcej, bo ponad 130 tys. zasiłków, pobierają Polacy, którzy minimalnie wyprzedzają Pakistańczyków, a na trzecim miejsc w tabeli znajdują się imigranci z Bangladeszu – z dopłat korzysta 60 tys. W raporcie nie ma więc ani słowa o tym, że osoby pobierające jakiekolwiek zasiłki wykorzystują system. Można dane te zinterpretować inaczej niż uczynił to „Daily Express”: to pracodawcy płacący mało osobom u siebie zatrudnionym wykorzystują pomoc społeczną, wiedząc, że dofinansowanie przyjdzie z kasy państwowej. Ale przecież anonimowym autorom raportu chodziło przede wszystkim o stworzenie odpowiedniego wrażenia. I tak też się stało. Sir Andrew Green, prezes Migration Watch, nie ma wątpliwości, jak interpretować zawarte w raporcie dane: „Raport ten wyraźnie wskazuje, iż w kwestii imigracji nie można generalizować. Nie można jednoznacznie stwierdzić, że przybywanie obcokrajowców na Wyspy jest korzystne dla ekonomii. Reasumując, powinniśmy tak zmienić naszą politykę imigracyjną, by pozwolić na osiedlanie się tu jedynie osobom, których nasza gospodarka potrzebuje”.
To ostatnie zdanie jest szczególnie znaczące. Niektórzy dziennikarze nazywają Migration Watch „niezależną organizacją zajmującą się badaniem kwestii migracyjnych” lub „niezależnym think-tankiem”. Nic bardziej mylnego. To po prostu antyemigracyjna grupa lobbingowa. Oranizacja ta powstała na przełomie 2001 i 2002 r. Jej założycielem i prezesem jest właśnie lord Green, emerytowany dyplomata, a konsultantem David Coleman, profesor demografii Uniwersytetu Oxfordzkiego, znany z antyemigracyjnych artykułów.
Jeśli chodzi o raport, to wiele kwestii budzi wątpliwości. Już choćby to, że za imigranta uważa się każdego, kto urodził się poza Wielką Brytanią, bez względu na to, jaki ma paszport. Są więc w tej grupie ci, którzy mieszkają tu od wielu lat i przez lata pracowali, płacąc podatki, mający lub nie paszport brytyjski, a także Brytyjczycy, którzy z jakiś powodów urodzili się poza Wyspą (np. w RPA, Kenii lub innej dawnej brytyjskiej kolonii), bo ich rodzice zostali wysłani służbowo zagranicę. Znam takie osoby. Mocno zdziwiłyby się, gdyby dowiedziały się, że są „imigrantami”.
Ponadto, zgrupowanie krajów w pewne bloki terytorialne też wydaje się wątpliwe. Imigranci z Pakistanu i Bangladeszu to jedna grupa, a z Indii osobna, podczas gdy wszyscy pochodzący z Europy Środkowo-Wschodniej stanowią jedną grupę. Gdyby subkontynent Indyjski potraktowano jako całość, to imigranci z tej części świata byliby znacznie liczniejsi niż z Europy Wschodniej. Jeszcze dziwniejsza jest grupa „Reszta świata”, licząca 2 mln imigrantów, a znaleźli się w niej przybysze z Turcji, Chin, Sri Lanki, Jamajki i Filipin. Co łączy imigrantów z tak odległych części? Nic. Ze względu na to, że jest to grupa tak liczna, wypacza to wszelkie wnioski na temat imigrantów. Również wątpliwe jest połączenie w pewnym miejscu zasiłków dla bezrobotnych z zasiłkami dla osób niezdolnych do pracy z powodu choroby lub inwalidztwa. Zresztą, temu rodzajowi zasiłków autorzy raportu poświęcają niewiele miejsca. Nic dziwnego: otrzymują go proporcjonalnie częściej Brytyjczycy niż imigranci.
Nie bardzo też rozumiem dlaczego analizuje się, kto otrzymuje zasiłek na dzieci. Przysługuje on wszystkim rodzicom. Czy autorzy raportu chcieli udowodnić, że imigranci mają więcej dzieci niż Brytyjczycy? Jeśli tak nawet jest, to trudno się dziwić, bo to najczęściej osoby młode i w średnim wieku, a więc takie, które mają dzieci w wieku do lat 16. W jednym miejscu podkreślono nawet, że zasiłek na dzieci imigrantów kosztuje państwo £11 mld.
Podsumowując, z tych samych danych można byłoby wyciągnąć zupełnie inne wnioski. Jak mówią socjologowie, prawda istnieje, jest tylko prawda i prawda statystyczna. Z tą ostatnią mamy do czynienia właśnie w tym przypadku.
Nic dziwnego, że gdy „Polish Express” zamieścił na stronie internetowej omówienie artykułu z „Daily Express”, wśród internautów zawrzało. Jedna z czytelniczek zaproponowała, by urządzić strajk imigrantów. Można się spodziewać, że stanęłoby wszystko: nie działałaby komunikacja miejska, służba zdrowia, kawiarnie i restauracje, a nawet tak bardzo angielskie puby. Jeden z uczestników dyskusji napisał: „Wielkiej Brytanii bardzo dobrze zrobiłby jeden ‘dzień bez emigranta’ i nie myślę tu tylko o Polakach. Gdyby faktycznie wszyscy emigranci na Wyspach jednego pięknego dnia zrobiliby sobie wolne, to może wreszcie skończyłoby się psioczenie Brytyjczyków z Cameronem na czele.”
Ta internetowa wymiana zdań miała też drugi aspekt: dawno już nie czytałam tak wielu jawnie rasistowskich wpisów. Dziwię się redakcji, że ich nie usunęła. Specjalnie ich nie przytaczam, aby nie dać szansy na ich dalsze upublicznienie. I jeszcze jedno: bardzo prężnie działająca od 10 lat grupa Polish Media Issues, która śledzi i piętnuje (i słusznie) każde użycie wyrażenia „polski obóz koncentracyjny” nie dostrzega, że także takie raporty jak ten opracowany przez Migration Watch, a tym bardziej jego wypaczone omówienie w mediach przyprawa Polakom gębę, na jaką nie zasługują.
Katarzyna Bzowska