29 sierpnia 2015, 15:38
Bez względu na polityczną poprawność

Wydawało mi się dziwne, że prawica ze swoimi patriotycznymi hasłami i odwoływaniem się do narodowej tradycji ma stosunkowo niewielkie poparcie wśród brytyjskiej Polonii. Tak zrodził się pomysł zapraszania prelegentów z kraju i ich spotkań z emigrantami – mówi Elżbieta Listoś, wiceprzewodnicząca Koła Członków Indywidualnych w Wielkiej Brytanii, w rozmowie z Piotrem Gulbicki.

Elżbieta Listoś i legendarny działacz „Solidarności” Andrzej Gwiazda podczas spotkania w Ognisku Polskim
Elżbieta Listoś i legendarny działacz „Solidarności” Andrzej Gwiazda podczas spotkania w Ognisku Polskim

Organizowane przez was spotkania wrosły już w krajobraz polskiego Londynu.

– Bardzo się cieszę, bo jeszcze kilka lat temu na tym polu była zupełna pustka. My, jako Koło Członków Indywidualnych, byliśmy pierwsi, przecieraliśmy szlaki, a w nasze ślady później poszli inni.

Ale ciągle jesteście w awangardzie.

– Mamy doświadczenie, wyrobiliśmy sobie markę – zarówno wśród prelegentów, jak i publiczności. W końcu robimy to już od sześciu lat.

Na pierwszy ogień poszedł Stanisław Michalkiewicz.

– Publicysta, prawnik, w okresie komunizmu członek opozycji demokratycznej. Był rok 2009, spotkanie z nim miało się odbyć w Sali Szafirowej POSK-u, jednak z powodu bardzo dużego zainteresowania w ostatniej chwili przenieśliśmy je do Jazz Café. Następnego dnia frekwencja dopisała również w kościele na Ealingu. Opinie słuchaczy były bardzo pozytywne, gościa chwalono za erudycję, wiedzę oraz poruszanie tematów, jakich trudno było uświadczyć w polskich mediach głównego nurtu. To była nowa jakość również na emigracji.

Dlatego Michalkiewicz był pierwszy?

– Z jednej strony tak, a z drugiej z tego powodu, że od wielu lat znam go osobiście, gdyż pochodzimy z tej samej lubelskiej parafii. Rodzice Staszka byli nauczycielami, uczyli mnie w szkole – matka języka polskiego, a ojciec przedmiotów ścisłych.

Po Michalkiewiczu zaprosiliśmy profesora Jerzego Roberta Nowaka, znanego między innymi z audycji w Radiu Maryja. I znowu okazał się to strzał w dziesiątkę. Wtedy postanowiliśmy robić takie prelekcje cyklicznie.

W różnych miejscach.

– Gościliśmy głównie w POSK-u oraz w polskich i angielskich kościołach. Ale też w Ognisku Polskim czy hotelu Rembrandt. Zdarzało się, że odmawiano nam wynajęcia sali i w ostatniej chwili trzeba było zmieniać plany.

Bo prelegent był zbyt niepoprawny politycznie?

– De facto o to chodziło, chociaż oficjalnie podawano różne przyczyny. Na szczęście nie były to częste przypadki.

Według jakiego klucza dobieracie mówców?

– Szukamy ludzi mających coś ciekawego i ważnego do przekazania, bez względu na obowiązujące trendy. Sama znam trochę takich osób, pytam też znajomych i naszych słuchaczy, kogo następnym razem chcieliby zobaczyć. Pomysł, żeby zaprosić legendarnych działaczy „Solidarności” Joannę i Andrzeja Gwiazdów, podsunął mi kolega syna. Podczas wszystkich trzech spotkań z nimi był komplet publiczności. Co więcej, na długo przed ich przylotem rozmawiano o tym wydarzeniu, a w polonijnych kręgach czuło się atmosferę podniecenia i ekscytacji. Wzruszający był moment, kiedy pani sprzątająca Ognisko Polskie powiedziała, że dla takich gości zrobi to za darmo. Były też osoby chcące wspomóc małżeństwo Gwiazdów finansowo.

Zakres zapraszanych przez was prelegentów jest rozległy, ale łączy ich wspólny mianownik.

– Wszyscy należą do szeroko rozumianego obozu patriotycznego i mają odwagę nazywać rzeczy po imieniu. Dotyczy to głównie tego, co dzieje się w Polsce – przed i po upadku komunizmu. Gościliśmy między innymi księży – Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego i Stanisława Małkowskiego, profesorów – Jana Żaryna i Romualda Szeremietiewa, reżysera Grzegorza Brauna, dziennikarzy i publicystów – Dorotę Kanię, Roberta Tekielego, Rafała Ziemkiewicza, Jana Pospieszalskiego, Wojciecha Sumlińskiego. A także posłankę – Dorotę Arciszewską-Mielewczyk.

Łatwo dotrzeć do tak wyrazistych postaci?

– Z tym jest różnie. Część namiarów mam dzięki kontaktom własnym, a pozostałe sama wyszukuję w Internecie – na przykład lokalizując miejsce zatrudnienia danej osoby. Zawsze staram się dzwonić, natomiast unikam wysyłania maili, gdyż z doświadczenia wiem, że niektórzy otrzymują ich tak dużo, z różnych stron, że albo w ogóle nie odpowiadają, albo robią to ze znacznym opóźnieniem.

Z reguły od złożenia propozycji do przyjazdu gościa mijają dwa miesiące, ale czasami ten termin jest znacznie dłuższy. Na profesora Szeremietiewa, z powodu jego choroby, czekaliśmy pół roku, z kolei ksiądz profesor Dariusz Oko ma tak napięty grafik, że najbliższym wolnym terminem dysponował dopiero za osiem miesięcy. Będziemy go gościć w styczniu przyszłego roku.

Poza nim w najbliższym czasie będą też inne znane postacie.

– W październiku przyjedzie ekonomistka, profesor Grażyna Ancyparowicz. Mam również nadzieję, że do skutku dojdzie wrześniowe spotkanie z redaktorem Krzysztofem Skowrońskim, prezesem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, chociaż nie jest ono jeszcze do końca potwierdzone.

Ile wynosi honorarium dla prelegenta?

– Z reguły, ze względu na nasze ograniczone środki finansowe, takowych nie przewidujemy, niemniej w niektórych przypadkach płacimy wynagrodzenie – w granicach 100 funtów. Jednak większość gości z tego rezygnuje, niektórzy przywożą ze sobą książki, które sprzedają po wykładzie. Natomiast my każdemu zapewniamy bilety lotnicze, transport z i na lotnisko oraz zakwaterowanie i wyżywienie.

Dla publiczności wstęp na spotkania jest wolny.

– I tu jest problem. Wynajęcie sali kosztuje, przygotowanie choćby małego poczęstunku czy lampki wina też. Zawsze możemy liczyć na Ninę Janczewską, która z własnej kieszeni pokrywa zakup biletów lotniczych. Zdarzają się również osoby, które od czasu do czasu wspierają nas finansowo. Niemniej podstawą opłat, jakie ponosimy, są wolne datki zbierane podczas spotkań. Tyle że część osób nie daje nic. W tej sytuacji rozważamy, żeby wstęp był płatny – symbolicznie, minimum dwa funty. Zdarza się bowiem, że sami musimy dopłacać, a przecież i tak działamy charytatywnie, nie mając z tego żadnych finansowych profitów.

Dla idei?

– Całkowicie. Dla mnie impulsem były wyniki wyborów prezydenckich i parlamentarnych w Polsce. Wielu emigrantów najpierw głosowało na postkomunistów i Aleksandra Kwaśniewskiego, a później na Platformę Obywatelską i jej kandydatów. Wydawało mi się dziwne, że prawica ze swoimi patriotycznymi hasłami i odwoływaniem się do narodowej tradycji ma stosunkowo niewielkie poparcie w polskim Londynie. I szerzej, w Wielkiej Brytanii, w przeciwieństwie na przykład do Stanów Zjednoczonych. A przecież, patrząc nie tylko pod kątem historycznym, to tu powinna być ostoja patriotyzmu.

Dlaczego nie jest?

– Wydaje mi się, że to efekt propagandy sączonej przez lata nad Wisłą, która miała swoje pokłosie również na obczyźnie. Zauważmy, że jeśli na Wyspach organizowano spotkania czy debaty, to zapraszano na nie głównie ludzi głoszących jedynie słuszne poglądy, natomiast reprezentanci obozu patriotycznego byli pomijani. Rozmawiałam na ten temat z moim znajomym, rotmistrzem Tadeuszem Bączkowskim, uczestnikiem bitwy pod Mokrą, który niedawno zmarł w wieku 101 lat i on też nie mógł tego zrozumieć. Wtedy postanowiłam działać, mając nadzieję, że przynajmniej w jakimś stopniu przyczyni się to do zmiany sytuacji.

Poprzez organizowanie spotkań?

– Przede wszystkim chodziło o uświadamianie ludzi, pokazywanie jak naprawdę to wszystko wygląda. Jestem członkiem Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego i POSKlubu, a siedem lat temu, zupełnie przypadkowo, zapisałam się do Koła Członków Indywidualnych – wówczas jeszcze Zjednoczenia Polskiego. Byłam akurat na wieczorze poetyckim w Windsor Hall, po którym Andrzej Tutkaj zachęcał ludzi, żeby wstępowali w szeregi tej organizacji. Pomyślałam, czemu nie? Obecnie Koło, którego przewodniczącym jest dr Włodzimierz Mier-Jędrzejowicz, liczy około 100 członków, przy czym aktywnych jest 40 osób. Może niezbyt dużo, niemniej cieszy fakt, że w ostatnim okresie ta liczba powoli się zwiększa, również jeśli chodzi o młodych ludzi. Przygotowując spotkania z prelegentami z Polski, współpracowaliśmy z różnymi organizacjami – między innymi Great Poland, Patriae Fidelis, Stowarzyszeniem Polaków w Cambridge czy Radiem Polski Show.

Młodzi połknęli bakcyla patriotyzmu?

– Myślę, że coraz bardziej, co szczególnie widoczne jest w Polsce. Sytuacja nad Wisłą w ostatnim okresie się zmienia – następuje renesans zainteresowania historią, przywracanie pamięci Żołnierzy Wyklętych, spontanicznie powstają grupy rekonstrukcyjne. Niestety, okres fałszowania przeszłości i ośmieszania takich wartości jak Bóg, Honor, Ojczyzna, odcisnął swoje piętno. Na szczęście ludzie się budzą, coraz wyraźniej dostrzegają manipulację, której byli poddawani przez lata. Podobny trend jest widoczny wśród emigrantów, co widać również po wynikach ostatnich wyborów prezydenckich. Mam nadzieję, że w jakimś stopniu dołożyliśmy do tego swoją cegiełkę…

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Piotr Gulbicki

komentarze (0)

_