Na wodzie, na Wiśle, śród ciszy poranka
Stoi łódź motorowa jak stara dłubanka
A na niej załoga do żywego dotknięta
I szlag ją trafia, bo Wisła wyschnięta.
Znów trzeba będzie płynąć po warszawsku,
Cholera, znów du.ą po piasku… *
Sprawa jest poważna, bo dotyczy wody naszej powszedniej. Do tej pory martwiliśmy się o to, aby nie zabrakło nam w życiu chleba naszego powszedniego. Teraz doszedł kolejny problem-susza. Od kilku miesięcy w Polsce padają rekordy niepadania deszczu, woda w rzekach wyparowuje, w studniach znika, wysychają górskie źródła a nawet wodospady. Nie ma wątpliwości – ta susza jest największa od kilkunastu lat. Ubolewają rolnicy, bo spadają plony, martwią się ekolodzy, bo przybywa błota a ubywa wody, martwią się nawet panie sprzątaczki, bo gdy jest sucho to się bardziej kurzy i trzeba więcej zamiatać. Martwią się marynarze śródlądowi z naszych rzek, bo zamiast pływać, stoją jak kolumna Zygmunta i czekają na jakiś większy ruch wody. Tylko wędkarze się cieszą, bo w płytkiej wodzie łatwiej trafić na rybę. Z największą przyjemnością oskarżyłbym Rosję o spowodowanie suszy w Polsce, bo to oczywiste, że nikt na świecie nie życzy nam obecnie gorzej niż Sowieci. Ale, wybaczcie mi czytelnicy, wznoszę się na wyżyny obiektywizmu dziennikarskiego i przyznaję, że to chyba nie oni są winni a raczej kaprysy klimatu. Obawiam się, że w tym roku w Europie środkowej słońce świeci wyjątkowo intensywnie a deszcz pada wyjątkowo rzadko. Choć, kto wie, może i za tymi anomaliami kryją się agenci służb specjalnych z Kremla. Kto wie…
Jakie jeszcze są korzyści z wyjątkowo dotkliwej suszy? To rzadka sytuacja, gdy woda w Wiśle, Warcie, Bugu czy na Sanie sięga po kostki, no może po kolana. Poziom wody na rzece w Warszawie jest tak niski, że zwierzętom Wisła pomyliła się z bagnem. Kilka dni temu zdumieni warszawiacy obserwowali łosia, który zażywał kąpieli w rzece niedaleko Stadionu Narodowego; toż to prawie samo centrum miasta. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby Wisła wyschła do końca! Wtedy łoś zapewne przyszedłby wykąpać się w którejś z fontann w śródmieściu. Bobry w desperacji gryzłyby drzewa w królewskich Łazienkach albo w Parku Saskim, koło Grobu Nieznanego Żołnierza! Ryby w proteście przeciwko suszy zorganizowałyby strajk okupacyjny w którymś z basenów olimpijskich a żaby zajęłyby pływalnię w Pałacu Kultury i Nauki. Uff, jak dobrze, że Wisła nie wyschła do dna. Koniec z żartami.
Od kilku miesięcy woda w Polsce odsłania skarby, które przez wiele dziesięcioleci, a nawet setki lat spoczywały na dnie. W Warszawie spod wody wyłonił się wrak przedwojennego parowca „Bajka”, który w dawnych dobrych czasach przyjmował na swój pokład gości bawiących się w stolicy, a w czasie II wojny światowej był schronieniem dla powstańców warszawskich. Na Odrze gdzieś niedaleko Szczecina spod wody wychynęły resztki dawnego cmentarza a na Bugu-szczątki legendarnego statku z czasów I wojny światowej. Każdy wrak, każda pamiątka to setki nowych turystów zafascynowanych znaleziskiem, to nowe legendy, to zainteresowanie mediów. Ach, jak pięknie by było, gdyby w każdej rzece znaleziono wrak. Sami policzcie: w Polsce mamy ponad 8 tys. rzek, rzeczek, kanałów, strumieni, strumyków, potoków, ile tam można zmieścić skarbów! A w Bałtyku? Przecież susza dotyka wszystkich po równo, w morzu też wody ubywa. Bałtyk robi się coraz bardziej słony i… bogaty, bo im mniej wody, tym większe stężenie nie tylko soli, ale i zatopionych statków oraz okrętów w przeliczeniu na kilometr sześcienny wody. A propos soli, to też można by wykorzystać w celach handlowych. Dawno, dawno temu, za czasów Mieszka I i Bolesława Chrobrego Polska słynęła z wytwarzania i sprzedaży soli produkowanej z wody morskiej. Nasza sól była doskonałym towarem eksportowym, tak samo jak dziś np. sól z Morza Martwego. Gdyby woda w Bałtyku opadła jeszcze ciut, ciut, sam chętnie poszedłbym na plażę zająć się produkcją soli bałtyckiej. I jeszcze żeby była trochę cieplejsza, powiedzmy taka jak w Morzu Śródziemnym.
*(trawestacja własna wiersza Teofila Lenartowicza „Jak to na Mazowszu”)
Andrzej Kisiel