Z polską projektantką Martą Jakubowski, podziwianą na London Fashion Week, rozmawia Joanna Izowska.
Jak to się stało, że zaczęłaś zajmować się modą? Podobno myślałaś też pracy jako psycholog?
– Zawsze chciałam pracować z ludźmi, z dziećmi i dlatego myślałam o zawodzie psychologa, ale ostatecznie wygrała moda. Od dziecka lubiłam projektować, robić wykroje, rysować, tworzyć nowe formy, ale to było bardziej jako hobby, coś dla przyjemności. W czasie praktyk u Husseina Chalayana, Alexandra Wanga zdałam sobie sprawę, że bardzo chcę tworzyć, szyć ubrania, że to mi sprawia ogromną przyjemność. Nigdy nie myślałam o zrobieniu modowego biznesu i zarabianiu na tym pieniędzy. Teraz też tak nie myślę, robię to, co lubię i zobaczymy, co z tego wyjdzie, choć wiem, że muszę opłacić rachunki, takie są realia. Jak na razie moje prace spotykają się z entuzjastycznym przyjęciem i to mnie cieszy.
Pamiętam Twoją dyplomową kolekcję, którą pokazywałaś na LFW w 2014 r. Zrobiła na mnie duże wrażenie. Spektakularna, inna – trudno było przejść koło niej obojętnie. Długie zwoje tkanin, ciągnące się metrami, posplatane, czerń , biel i czerwień. Dużo było w tym emocji.
– To była kolekcja, którą stworzyłam po śmierci mojej mamy. Chciałam wyrazić swoje uczucia i przeżycia, które były we mnie w tamtym czasie. Każdy projekt jest emanacją tego, co czułam: wielkiego smutku, szaleństwa, bezsilności… Czerwień symbolizowała miłość, czerń smutek, biel nowy początek. Na pokazie bardzo długie kawałki tkanin łączyły wszystkie projekty. To była metafora połączenia wszystkich czuć i emocji, które tworzą określony stan umysłu. Nie chcę za dużo mówić o tym teraz. To już było. Teraz mam nową kolekcję i chcę się na niej skoncentrować.
A jak byś opisała tę nową kolekcję, którą zobaczyliśmy w showroomie w tym roku na LFW? Znowu jest czerwień, czerń, biel. Eksperymentujesz formą, krojem, bawisz się sylwetką zarówno damską jak i męską. Czy to ubrania unisex? Kiedy widzi się te ubrania na wieszaku nie jest oczywiste, jaka to część garderoby – czy to sukienka, a może kombinezon…
– Tę kolekcję zaczęłam tworzyć w styczniu. Ciągle coś zmieniałam, minimalizowałam, to był cały proces. Jej kluczowym elementem jest golf. To moja ulubiona część garderoby od dziecka. Tworząc tę kolekcję, inspirowałam się ludźmi, którzy przebywają w jakiejś izolacji, odosobnieniu, w szpitalu, w więzieniu, żyją nie wiedząc czy wyjdą stamtąd, czy może tam umrą. Przeczytałam też m.in. książkę „Ward 81” Mary Ellen Mark, która mnie zainspirowała. Poza tym ja się praktycznie wychowałam w szpitalu, bo moja mama była cały czas bardzo chora, to otoczenie jest mi bardzo znane, to część mojego życia. Cały czas pamiętam ten zapach szpitalny. Zanim moja mama umarła ja też tam byłam i czekałam razem z nią na ten koniec, który miał dla niej nadejść… W więzieniu jest podobna rutyna, wstajesz o określonej porze, jesz śniadanie, robisz, to co masz przykazane, jesteś zależny od innych, nie masz wolności. Dla mnie szpital, to jak więzienie. Myślę, że te ubrania mają coś wspólnego z uniformami. Te kolory to moja taka wizja, tak to teraz czuję. One teraz nie mają konkretnego znaczenia. Być może to moje ulubione kolory w tym momencie tworzenia. Moje ubrania nie są dosłowne, można z nimi eksperymentować – przekładać na różne strony, owijać się, zakładać na różne sposoby i o to chodzi, że nie zawsze wiadomo, co z tego wyjdzie, nie do końca można to kontrolować. Osoba, która je nosi może je kreować na nowo i to mi się podoba. Chcę, żeby te ubrania nosili też mężczyźni.
Jest coś, czego w modzie nie lubisz? Jakiegoś stylu, trendu?
– Myślę, że jest miejsce na każdego rodzaju twórczość związaną z modą. Jeśli coś jest zrobione z sercem i jest za tym jakaś historia, to widać i to się zawsze obroni. Trzeba mieć otwarty umysł na wszelkie nowości, eksperymenty.
W jaki sposób tworzysz swoje projekty? Rysujesz, drapujesz na manekinie?
– Nigdy nie używam manekina, nie rysuję, robię wykroje na płasko, a bardzo lubię kombinować coś z wykrojami, łamać formę etc. Potem robię przymiarki na modelach i wtedy, wykonuję ewentualne poprawki. Najlepiej coś zmienić, jak się widzi czy ubranie współgra z żywym ciałem.
Czy znasz jakichś polskich projektantów? Czy masz jakieś plany związane z Polską? Może udział w Poland Fashion Week?
– Nie znam niestety polskich projektantów. Do tej pory nie miałam dużego kontaktu z Polską, ale mam nadzieję, że niedługo się to zmieni i przyjadę do Warszawy, bo nigdy tam nie byłam, a bardzo chcę. Myślałam, że może zacznę szyć moje ubrania w Polsce, mam taki plan, ale najpierw muszę nawiązać kontakty biznesowe. A udział w Fashion Week Poland to też bardzo dobry pomysł.
Jakie masz plany zawodowe, artystyczne?
Nie można zaplanować przyszłości. Ja za dużo nie planuję. Idę z falą, czekam, co przyniesie kolejny dzień. Cieszę się tym, co jest tu i teraz. Oczywiście chcę i będę robić kolejne kolekcje, chcę projektować, bo to mi sprawia przyjemność. To na razie mój plan na życie.
Pingback: London Fashion Week: Minimalizm i innowacje | Dziennik Polski