Już zakładając palto w najbliższą niedzielę i postępując w kierunku punktów wyborczych w Polsce, a nawet i do pewnego stopnia tutaj w Londynie, wyborcy wyczuwają, że wieją nowe wiatry, dla jednych radosne, dumne, dla innych zimne, złowieszcze. Te wiatry nie wieją już z Europy, jak kiedyś, lecz z jakiejś krainy pełnej dumy narodowej, zaczadzonej trwogą i wrogością wobec obcych. Czego nie pokazują media publiczne, pokazują brukowce i portale internetowe, pełne jadu i zakompleksionego zacietrzewienia, w którym widać, jak bardzo upadła wśród polskich internautów zdolność do podejmowania polemiki politycznej. Wartości europejskie i świeckie kojarzone są pogardliwie z korupcją finansową i duchową, a członkowie obecnej koalicji rządzącej określani są z nienawiścią jako „zbrodniarze”, „kłamcy”, „złodzieje”. Są to określenia zarówno PiS-owców, jak i entuzjastów Pawła Kukiza, choć ci drudzy wciąż programu nie mają, poza poparciem wyborczego systemu jednomandatowego, „bo program to strata czasu” powiedział Kukiz, „a problemem jest ustrój, który umożliwia zdrajcom sprzedaż Polski obcemu kapitałowi”.
Wszędzie wyczuwa się niecierpliwość, aby już zaszły konieczne zmiany i aby „skompromitowany” rząd ustąpił i ustrój zawalił się. Już prezydent Duda nie chce widzieć się z premierem przed i po szczycie europejskim w Brukseli. Już nawet prezes Jarosław Kaczyński czuje się wystarczająco pewny siebie, aby ujawnić swoją obecność z pod cienia swojego namaszczonego kandydata na tymczasowego premiera – Beatę Szydło – i przedstawić szereg gromkich wystąpień w Sejmie i w mediach skierowanych głównie przeciw Europie, Niemcom i uchodźcom z Bliskiego Wschodu. W pewnych momentach wyczuwa się, że Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe już same oddają władzę przedwcześnie. Koalicja zaniechała już ustawy o frankowiczach (tych, co naiwnie kiedyś zaciągnęli pożyczki we frankach szwajcarskich, gdy wymiana ze złotówką była korzystniejsza), nie stawia już Zbigniewa Ziobro przed Trybunałem Stanu, nie wspiera już swojej mocno reklamowanej z przed paru tygodni reformy podatkowej i wycofuje swoją niewinną ustawę o prawnym uzgodnieniu płci ze względu na obawę, że zostanie odrzucona przez weto prezydenckie.
Lecz kampania wyborcza jeszcze trwa i mimo stałej przewagi o 10 procent w sondażach publicznych, pani Kopacz nie dała jeszcze za wygraną. Jeszcze w poniedziałkowej konfrontacji z panią Szydło oskarżała PiS o wprowadzenie „republiki wyznaniowej”. Nie wiadomo jeszcze, czy PiS będzie potrzebował koalicjanta do rządzenia i czy takiego znajdzie. A wyborcy bojący się powrotu PiS-u do władzy, w tym i cudzoziemcy, przecierają oczy, poruszając się po pięknych nowych zabudowaniach publicznych w każdym wielkim mieście, nowych osiedlach i autostradach, dworcach kolejowych, lotniskach i odrestaurowanych zabytkach, szukając wciąż „tej ruiny”, w której Polska rzekomo stoi. Polska wciąż jest podziwem gospodarczym Europy, jako jedyny kraj, który nigdy nie zaznał recesji czyli negatywnego wzrostu PKB, nawet w czasie najintensywniejszych lat kryzysu gospodarczego w Europie. Jak mogła koalicja z takimi sukcesami gospodarczymi stać się aż tak niepopularna, a nawet przez wielu tak znienawidzona?
Prawdą jest, że duża część społeczeństwa, szczególnie ta młoda, korzysta z tego dobrobytu materialnie, lecz czuje brak zaspokojenia potrzeb duchowych. Brak im tej symboliki, którą kiedyś dawał znak „Solidarności”, kiedy w Polsce nastąpiła rewolucja moralna. Zastąpiona została rewolucją ustrojową i gospodarczą. A teraz mamy powrót do symboli bardziej wyrazistych – Dmowski, Piłsudski, Żołnierze Niezłomni (przezwani ostatnio szyderczym określeniem Wyklęci). Inni znowu wcale z tego dobrobytu nie byli w stanie skorzystać. Wieś i małe miasteczka prowincjonalne nie zawsze partycypowały w rozwoju gospodarczym, mimo subsydiów unijnych, wielu mieszkańców czuło wciąż osobistą porażkę życiową, bo pozostawało przy niskiej wypłacie lub bezrobociu. Ekonomista Ryszard Szarfeberg z Polskiego Komitetu Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu oblicza, że poziom ubóstwa w Polsce wzrósł w ciągu ostatnich siedmiu lat z 5 do 7 procent, a 700 tys. Polskich dzieci żyje „w skrajnym ubóstwie”.
Ci duchowo sfrustrowani i jak i ci materialnie poszkodowani upowszechnili swoje osobiste poczucie krzywdy, kreując poczucie krzywdy narodowej, za którą odpowiedzialność ponoszą platformiści i przedsiębiorcy, widziani przez wielu jako spadkobiercy PRL-u. To, że Tusk czy Komorowski czy Michnik byli kiedyś więzieni za działalność opozycyjną w czasach PRL-u, to było bez znaczenia, bo cała era „Solidarności”, a później okrągłego stołu, była teraz przeinterpretowana jako jedna wielka polityczna prowokacja. Teraz nastąpi wreszcie w ich oczach dokończenie wykolejonej rewolucji solidarnościowej, kiedy ta rewolucja, jak każda inna, pożera własne dzieci w płomieniach wznowionej lustracji, i to nie tylko agentur komunistycznych, ale wszelkich „agentur” zagranicznych, a szczególnie europejskich. A wszelkie społeczne kwestie mogą być zaspokojone w sposób zgodny z nauką Kościoła katolickiego, który zastąpi bezduszność państwa świeckiego.
Odzwierciedla to do pewnego stopnia roszczeniowy program gospodarczy PiS-u, z którego byłby dumny Jeremy Corbyn. Na wsi proponują ustawę o ubezpieczeniu rolników i zabezpieczeniu ziemi rolniczej tylko na działalność rolniczą. Prawa związków zawodowych mają być wzmocnione, podatek dochodowy dla małych firm zmniejszony, młodzi przedsiębiorcy będą zwolnieni z podatków przez pierwsze dwa lata, minimalna godzinowa stawka wynagrodzenia ma wynosić minimum 12 zł. Państwo ma zagwarantować 1,2 mln miejsc pracy dla młodych Polaków, aby nie wyjeżdżali za granicę; koszty leków dla emerytów powyżej 75 lat mają być zniesione; emeryci zasłużą na niższy wiek emerytalny; supermarkety i banki będą obarczone większymi podatkami od dochodu. Poza tym PiS chce wprowadzić jedno centrum zarządzania gospodarką, które odbierze rolę decydującą w zarządzaniu gospodarką ministerstwom resortowym. Dochód na te kosztowne reformy ma przybyć z „uszczelniania podatków” a poza tym, jak tłumaczyła Beata Szydło „nie trzeba będzie nikomu zabierać, tylko równo dzielić”. Choć niższe opodatkowanie małych firm było rozsądną propozycją, większość tego programu miało charakter populistyczny i antyrynkowy. Bo, jak przypominał Jarosław Kaczyński, system rynkowy do polskiej gospodarki wprowadzał komunistyczny minister Wilczek, wobec czego w kapitalizmie można było dopatrzyć kontynuacji wyzysku polskiego pracownika przez komunizm.
PO pada ofiarą prostej prawdy, że za długo rządziło, a właściwie administrowało, krajem w sposób nie budzący wielkiego entuzjazmu wśród ludzi młodych, a swoje radykalne reformy podatkowe wprowadziło już w sytuacji podbramkowej zaledwie miesiąc temu. Trend ku rządowi o tendencjach populistycznych, narodowych, antyrynkowych i wyznaniowych odzwierciedla podobny trend w innych państwach europejskich i jest dalszym świadectwem okaleczenia wizji ponadnarodowej wspólnoty europejskiej. Trzeba będzie się do tego przyzwyczaić.
Wiktor Moszczyński
JK
Bardzo ciekawy byłem jak to co widzę codziennie jest widziane z oddali. No cóż mogę powiedzieć ze z Anglii widać krem na torcie ale tego kiepskiej jakości tortu, starego i zepsutego nie widać. Nie widać korupcji która jest w całej sferze kontrolowanej przez państwo np. Wydawanie setek milionów złotych na elektrownię atomową której budowy nie ma w planach albo takie nauczanie żeby jak najwięcej studentów zaliczyło egzaminy, studia po to tylko żeby wskaźniki były wysokie a tak naprawdę efekty nauczania bardzo niskie. Radziłbym pochylić się nad źródłem tych skandali o których tyle jest w mediach dalekich od mainstreamu. Wiem ze autorowi nie w smak byłoby słuchać radia Maryja albo TV Trwam ale gdyby obejrzał chociaż kilka programów TV Republika (chociaż to też nie jest politycznie poprawna opcja) może zdobyły trochę głębsza wiedzę niż ta która jest przekazywana przez rządowych speców od PR. Namawiam gorąco.