04 grudnia 2015, 10:19 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Jesteśmy Nowymi Szkotami

Z kandydatem do parlamentu szkockiego z ramienia Szkockiej Partii Narodowej (ang. Scottish National Party, SNP) Maciejem Wiczyńskim rozmawia Magdalena Grzymkowska.

Rozumiem, że pana program wyborczy jest skierowany do wszystkich mieszkańców Szkocji, jednakowoż z pewnością liczy pan na sympatię polskiej społeczności. W jaki sposób chciałby pan przekonać Polaków, którzy zgodnie z sondażami mają poglądy bardziej prawicowe, aby 5 maja 2016 roku zagłosowali na przedstawiciela centrolewicowej partii politycznej?

– Program wyborczy zostanie opublikowany pod koniec marca. Obecnie skupiam się na aktywnym uczestnictwie w powstawaniu programu wyborczego SNP. W ostatnich wyborach do Sejmu i Senatu RP liczba Polaków glosujących w tychże wyborach w Wielkiej Brytanii była niższa od liczby Polaków zarejestrowanych w wyborach do parlamentu szkockiego. Podziałów i upodobań ideologicznych z Polski nie da się tak po prostu przekopiować na warunki Szkocji. Inne państwo, inna kultura, inny światopogląd, inny rząd i inne priorytety. Doskonałym przykładem była ubiegłoroczna kampania niepodległościowa. Świetnie współpracowaliśmy jako grupa Polaków, mimo że w Polsce identyfikowaliśmy się z zupełnie różnymi partiami politycznymi. Od PPS, SLD, PO, poprzez PiS na korwinistach skończywszy. Nie było między nami napięć, kłótni, tylko znakomita współpraca. Powiem więcej, nadal jesteśmy w dobrym kontakcie i się wzajemnie wspieramy, współpracujemy i spotykamy się towarzysko. Rozmawiamy o polityce, ale weszliśmy na inny wymiar dyskusji – merytoryczny, bez wzajemnych animozji. Ta autentyczna sytuacja pokazuje, że nie zawsze Polak Polakowi wilkiem.

A teraz z drugiej strony: dlaczego Szkoci mieli by zagłosować na pana – imigranta, a nie na „swojego”?

– Nie ma konieczności posiadania obywatelstwa brytyjskiego aby ubiegać się o mandat posła w parlamencie szkockim. W wywiadzie z ubiegłego roku dla „New York Times” podkreślałem, że mimo możliwości aplikacji o brytyjski paszport, nie mam zamiaru tego robić. Wolę poczekać na możliwość ubiegania się o szkocki – z butelką whisky na okładce (śmiech). W Szkocji nie ma podziału Szkoci i obcokrajowcy. Jesteśmy tzw. Nowymi Szkotami – New Scots. Takie pojęcie funkcjonuje w debacie publicznej i na ulicach.

Jak w trzech zdaniach mógłby pan streścić pana najważniejsze postulaty?

– Program partii dopiero powstaje, ale będzie to program wzmacniający Szkocję i ludzi w niej mieszkających, przeciwstawiający się wykluczeniu społecznemu oraz nędzy. Inwestycja w edukacje, również tą dla dzieci w wieku przedszkolnym oraz inwestycja w szkocka służbę zdrowia. Dla mnie niezwykle istotne jest wykorzystanie talentu osób, które tutaj przyjechały z zewnątrz, a pracują poniżej swoich kwalifikacji, przez co ich talent i umiejętności są marnotrawione.

Deklaruje pan biegłość języka angielskiego na poziomie zawodowym. Nie obawia się pan problemów na tle językowych?

– Mówię twardym polskim akcentem. Pracując z osobami z zaburzeniami poznawczymi, bardzo szybko zrozumiałem, że moi pacjenci rozumieją mnie bezproblemowo, gdy mowie twardo, aniżeli miękko, startując się naśladować akcent angielski. Zresztą Szkoci również używają dużo twardych spółgłosek, więc polski akcent jest zaletą, a nie wadą. Spotkałem się niejednokrotnie ze stwierdzeniami, że polski akcent jest „sexy”.

W internecie można znaleźć wiele informacji na pana stronie internetowej. Powiedziałabym, że niektóre z nich są bardzo osobiste. Czy nie obawia się pan, że może to panu w pewnym stopniu zaszkodzić jako politykowi?

– Ta strona powstała 10 lat temu przed wyborami samorządowymi w Polsce w 2006 roku. Potwierdza, że nie jestem osobą znikąd, która nagle postanowiła zaangażować się politycznie. Jest dla mnie pamiątką oraz potwierdzeniem mojego aktywizmu. Strona została usunięta z serwerów na jakiś czas, przez co wszystkie daty w aktualnościach wywróciły się do góry nogami i nie maja pokrycia w rzeczywistości. Nie wstydzę się niczego na tej stronie, aczkolwiek już od wielu lat jej nie aktualizuję, gdyż obrazuje ona pewien etap w moim życiu, bardzo ważny zresztą. Proszę pamiętać, że były to czasy komunikatora Gadu-Gadu. Facebook w Europie nie istniał, a Nasza Klasa dopiero raczkowała – mówimy o przełomie lat 2005/2006. Polityka jest dla ludzi i powinna być uprawiana przez ludzi, prawdziwych, autentycznych, nie przez partyjniaków wyszlifowanych przez PR-owców. Od tamtego czasu, zwłaszcza po przyjeździe do Szkocji, mimo że jestem młody, czuję się dojrzalszym politycznie i światopoglądowo człowiekiem z otwartym umysłem i nienegującym argumentów innych.

Polityka pociąga pana już od liceum.

– Aktywny byłem od zawsze, czy to w lokalnej parafii, czy w kole teatralnym zarówno w szkole podstawowej jak i w liceum. Jeździłem również w gnieźnieńskiej szkółce żużlowej. Gniezno to moje rodzinne miasto, studiowałem politologię na Uniwersytecie w pobliskim Poznaniu, ale czynnie angażowałem się w życie społeczne i polityczne. Podczas mojego kierownictwa Gniezno miało najprężniejszą, najaktywniejszą i najlepiej funkcjonującą młodzieżową organizację polityczną w Polsce. Było to ponad 10 lat temu i z sentymentem wspominam tamte czasy.

Jednak 7 lat temu podjął pan decyzję o wyjeździe z Polski…

– Wiele czynników na to wpłynęło. Pracując jako asystent pierwszego polskiego wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego, podczas moich wizyt nie tylko w Brukseli czy Strasburgu, ale w Niemczech i Rumunii zdałem sobie sprawę, że język angielski należy dokształcić. Chciałem również spróbować czegoś nowego, zanim będzie za późno, przeżyć przygodę, ale jednocześnie otworzyć się na inne kultury, mieć możliwość współpracy i przebywania z ludźmi z całego świata. Do dziś nie żałuję tej decyzji.

W jaki sposób spożytkował pan ten czas na zbudowanie swojej pozycji w nowym kraju?

– Niestety łatwo popaść w błędne koło. Chcemy się uczyć, ale jednocześnie, aby przeżyć należy iść do pracy i czasu oraz chęci na naukę pozostaje niewiele. Zajmowałem się kompleksową obsługą gości hotelowych. Tak, pracowałem na tym przysłowiowym „zmywaku”. Niestety ten szkocki zmywak dał mi lepszą egzystencję, niż to miało miejsce w Polsce. Wiedziałem, że to tylko początek, ale na tamten czas swoje dyplomy, doświadczenie i osiągnięcia schowałem do szuflady. Podczas pierwszego roku mojego pobytu na Wyspach zmieniałem miejsce pracy i zamieszkania aż 8 razy. Intensywnie szukałem swojego miejsca, ale i możliwości dalszego rozwoju.

Obecnie pracuje pan w brytyjskiej służbie zdrowia.

– Tak, dokładnie w szkockim Departamencie Psychiatrii Starszego Wieku. Opiekuję się tu osobami z zaburzeniami poznawczymi. Nie jest to wymarzona praca dla politologa, jednak nauczyła mnie aktywnego słuchania, umożliwiła poznawanie i obcowanie z różnymi profesjonalistami, jak i pacjentami, którzy robili niewiarygodne rzeczy w przeszłości. Poznałem z pierwszej ręki wiele interesujących i inspirujących historii.

W Polsce należał pan do szeregu organizacji. Czy w Szkocji także udziela się pan społecznie?

– Praca, działalność publiczna i obowiązki rodzinne nie pozwalają mi na inne zajęcia. Jednak w miarę możliwego czasu staram się włączać aktywnie w przedsięwzięcia realizowane przez organizacje pozarządowe i nieformalne grupy społeczne.

Ale był pan zaangażowany w ostatnią kampanię wyborczą SNP.

– Napisałem kilka artykułów na politycznych blogach oraz serwisach społecznościowych. Czynnie uczestniczyłem w promocji kandydata. Ulotkowanie, uczestnictwo w tzw. High Profile Stall – czyli w newralgicznym punkcie miasta rozmawiamy wraz z kandydatem z wyborcami przy ustawionym przez nas stoisku promocyjnym. Zrzutka finansowa na kampanie kandydata. Najważniejszą jednak rzeczą jest „canvassing” – chodzenie od drzwi do drzwi wraz ze spisem wyborców w ręce, rozmowa oraz zadawanie pytań i tym samym weryfikowanie opinii wyborców, rozpoznawanie naszych wyborców. W dzień wyborów udanie się do tychże wyborców, przypomnienie o dniu wyborów, propozycja zawiezienia do lokalu wyborczego oraz stanie pod komisja wyborcza wraz z rozeta partyjną. Ten ostatni element ma na celu pokazanie wyborcom, że jesteśmy razem z nimi w tym dniu.

Można powiedzieć, że jako Polak na Wyspach osiągnął pan sukces. Co mógłby pan doradzić innym, którzy tu przyjeżdżają i nie potrafią się odnaleźć w rzeczywistości?

– Nie czuję się człowiekiem sukcesu. Jeżeli mamy mówić o jakimkolwiek sukcesie, to mój start w wyborach parlamentarnych jest sukcesem całej Polonii. To dzięki staraniom i wysiłkom wielu z nas na różnych płaszczyznach powoli stajemy się dojrzalszą emigracją. Po drodze będzie wiele niepowodzeń, ale nie należy się poddawać, należy być otwartym i współpracować ze wszystkimi oraz myśleć pozytywnie.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_