efektu transferów z zagranicy i krótkotrwałego zmniejszenia bezrobocia w Polsce, efekty masowych wyjazdów mają i swoje ciemne strony: drenaż mózgów (czyli odpływ z państwa wysoko wykwalifikowanej kadry), brak rąk do pracy, np. w sferze budowlanej, zwiększenie ilości rozwodów i tzw. „eurosierodztwa” dzieci pochodzące z rozbitych małżeństw. Ale najbardziej negatywny długotrwały aspekt wysokiej skali wyjazdów wynika z pogorszenia się struktury demograficznej. Polska już należy do jednej z najbardziej starzejących się państw w Europie a ze względu na to że 70% wyjeżdzających to osoby poniżej 40 lat, zmniejsza się ilość dzieci rodzonych w Polsce. Polsce grozi co raz bardziej katastrofa demograficzna, czyli zahamowanie wzrostu gospodarczego, bo jest co raz mniej ludzi pracujących, często na śmieciowych kontraktach, dla utrzymania rosnącej ilości emerytów. Już pomijam fakt, że obecny rząd chce jeszcze powiększyć ilość ekonomicznie nieczynnych emerytów przez obniżenie wieku emerytalnego, co tylko problem pogorszy.
Czy myślała o tym Beata Szydło, gdy odprawiła z kwitkiem Davida Camerona na zeszłotygodniowym spotkaniu w Warszawie? Oczywiście deklaracje wydawały się pozytywne i rzeczywiście przy pewnych postulatach zdesperowanego premiera brytyjskiego, zarówno Beata Szydło w imieniu Polski i Donald Tusk w imieniu Unii, mogą wyjść na przeciw. W sprawie wzmocnienia konkurencyjności , zabezpieczenia interesów państw poza strefą euro, wzmocnienia roli parlamentów narodowych i działania aby “UE nie kojarzyła się tylko z biurokracją”, byłyby zgodne z programem wyborczym PiS-u. W końcu torysi i PiS należą do tej samej grupy parlamentarnej w Strasburgu. Poza tym, co podkreślano mocno w czasie spotkania, Polska i Wielka Brytania są mocnymi partnerami w NATO, gdyż obydwa państwa wydają 2 procent PKB na obronę narodową i brytyjscy piloci też strzegą wschodniej granicy Unii.
Problem leży w ostatnim, lecz najbardziej kontrowersyjnym, postulacie Camerona, bez uzyskania którego ma on poważne obawy że nie przekona społeczeństwa brytyjskiego do pozostania w Unii Europejskiej gdy odbędzie się referendum w tej sprawie w następnych dwóch latach. Cameron żąda (a może już tylko prosi), aby imigranci z UE, jak na przykład Polacy, mogli ubiegać się o zasiłki i mieszkania socjalne dopiero po czterech latach życia i pracy na Wyspach. Chce również zaprzestać dalszych wypłat zasiłków („child credits”) dla dzieci imigrantów, gdy mieszkają wciąż w kraju pochodzenia. Najpierw Tusk w Brukseli, a potem pani Szydło w Warszawie, podkreślili, że wolny przepływ obywateli unijnych przez grancie wewnętrzne jest jednym z filarów członkostwa Unii i wszelka dyskryminacja wobec pracowników z innych państw jest niedopuszczalna. Mówiła jeszcze pani Szydło, że może znajdzie się „stanowisko, które będzie możliwe do zaakceptowania dla Wielkiej Brytanii i jednocześnie będzie szanować zasadę swobodnego przepływu osób”, ale to jest tylko urojone marzenie.
Pewni eksperci twierdzą, że prawo europejskie zakłada możliwość tymczasowego zawieszenia wypłat świadczeń na terenach lokalnych, gdzie zagrożone są zasługi społeczne czy dostęp do szkół, ale i to będzie uzależnione od pozwolenia Brukseli, co na pewno nie zadowoli brytyjskich wyborców w czasie emocjonalnego referendum. Gdyby premier Cameron, chcąc ominąć oskarżenia o dyskryminacje, zmuszony zostałby do upowszechnienia takiego zakazu wypłaty wszystkim aplikantom, łącznie z Brytyjczykami, elektorat brytyjski by tego nie przyjął. Przegrane referendum brytyjskie oznaczałoby koniec integracji europejskiej.
Myślę, że w pewnych fazach negocjacji wydawało się brytyjskiej stronie, że uzyska zastopowanie świadczeń choćby na okres krótszy niż cztery lata, na przykład na dwa lata. Teraz widzi, że to jest niemożliwe, bo europejskie kraje nie zgodzą się na wszelkie ograniczenia w prawach obywateli innych krajów. W sprawie proponowanego wstrzymania świadczeń dla dzieci rodzica płacącego podatki w UK, gdy dziecko przebywa jeszcze w Polsce, byłoby to już jaskrawą dyskryminacją, a również ekonomicznym nonsensem. Drożej dla Londynu wynosi utrzymanie dziecka polskiego w Anglii (zasiłek, szkoła, służba zdrowia), niż w Polsce (tylko zasiłek).
Lecz nadchodzący kryzys demograficzny w Polsce ze swoim ujemnym efektem na przyszłą gospodarkę Polski powinien wymagać jakiegoś rozwiązania ze strony rządu polskiego, gdzie wyjazdy z Polski są spowodowane łatwością uzyskania świadczeń brytyjskich bez wkładu jakiegokolwiek do brytyjskiej gospodarki. Choć cyfry są przesadzone, ale przykłady tzw. „benefit tourists” z krajów unijnych, nie tylko polskich, wprowadzają zgrzyty w stosunku Brytyjczyków do swoich polskich sąsiadów. Zgrzyty, na które rząd polski też powinien być uczulony. Czy jest tu jakieś wyjście?
Proponuje rządom brytyjskim i polskim, jak również Donaldowi Tuskowi, następujące rozwiązanie.
Brytyjczycy powinni domagać się nie przepisów ograniczających na cztery lata, ale na dwa i zamiast „powstrzymywać” wypłaty świadczeń, „zamrażać” je. Zasada byłaby następująca: unijny przyjezdny może przyjechać i zarabiać legalnie z niską stawką, ale gdyby złożył w pierwszych dwóch latach podanie na uzupełniającą zapomogę, podanie jego byłoby zatrzymane w teczce, oczekując sprawdzenia dochodów danej osoby w kraju pochodzenia i w innych krajach unijnych. Po dwóch latach, jeżeli się okaże że rzeczywiście nie ma innych źródeł dochodu, to odpowiednia zapomoga będzie mu przyznana, łącznie z przyznaniem zapomogi na poprzedni okres „zamrożony”. Oczywiście to wszystko będzie polegało na z góry uzgodnionej współpracy wszystkich departamentów związanych z zapomogami i podatkami w pozostałych krajach unijnych. Pamiętajmy, że dotychczas w Wielkiej Brytanii była właściwie dyskryminacja pracownika brytyjskiego, który mógłby być od razu sprawdzony przez odpowiednie instytucje, a unijny pracownik nie był sprawdzony.
Atrakcja tego projektu leży w tym, że:
- Nie ma w zasadzie już dyskryminacji, bo wszyscy są sprawdzeni przez odpowiednie instytucje, a osoby, którym te zapomogi przysługują, w końcu je dostają, nawet na okres pierwszych dwóch lat. Wobec tego, nie ma potrzeby nowego traktatu unijnego.
- Odbiera się bodźca osobom gotowym wyjechać z Polski i przyjechać na Wyspy tylko ze względu na zapomogi.
- Zwiększa się szanse na tropienie fałszywych podań w każdym kraju unijnym i byłoby ważnym krokiem w zwalczaniu przestępczości krajowej i międzynarodowej w UE (choć nie życzyłbym zamrożenia podań na zapomogi dla dzieci zamieszkałych za granicą, ale podobny system współpracy międzyrządowej zapewniłby próby defraudacji i w tym zakresie).
- Skarb brytyjski zaoszczędziłby wydatki na „benefitach”.
- Brytyjski elektorat mógłby wówczas mieć zaufanie do elit pro-unijnych, że istnieje jednak jakaś prawdziwa kontrola nad wypłatą świadczeń i nad przyjazdem imigrantów unijnych i zagłosowałaby za pozostaniem w Europie.
- Wydaje mi się, że nawet gdyby w końcu eksperci w prawie unijnym traktowaliby to jako projekt dyskryminujący unijnych pracowników, upowszechnienie jego dla wszystkich brytyjskich obywateli nie byłoby politycznie tak trudne, jak byłoby upowszechnienie oryginalnej propozycji Camerona.
Uważam, że jest to ostatnia możliwa szansa która uchroni Wielką Brytanię, Polskę i całą Europę przed katastrofą Brexit.
Wiktor Moszczyński