Widok z okna miałem wspaniały i przez dwa dni napawałem się nim. Byłem dumny z Polaków. Przed moim oknem wyrosła piramida. Prawdziwa, nie wirtualna. Zbudowali ją nasi z materiałów krajowych, nie importowanych. Pomysł tak jak wykonanie – też był rodzimy.
Po dwóch dniach przyszły wątpliwości, czyżbym jednak się pomylił? Po kilku następnych dniach – niepokój (że prawda okaże się brutalna…) a dziś już nadeszło zrezygnowanie i gorzka refleksja. Mam moralnego kaca. Na osłodę napiszę choć felieton o tym, co widziałem, słyszałem i w co gorąco wierzyłem…
Nie mówię o budowie największego centrum handlowego w Polsce, które powstaje naprzeciwko bloku zamieszkiwanego przeze mnie a które obserwuję z okna, bo, po pierwsze: wygląda jak każda inna budowa hipermarketu w Europie, a po drugie i pewnie ważniejsze: zanim napiszę do końca ten tekst, już ktoś następny w innym mieście w kraju obwieści, że właśnie inauguruje/rozwija/kończy (niepotrzebne skreślić) budowę największego centrum handlowego w Polsce. Taki czas, że centra handlowe handlują dziś przede wszystkim informacjami o tym, kto jest większy i więcej może.
Moje opisywane poniżej obserwacje dotyczą grupy trzech pracowitych panów, którzy swoją działalność rozpoczęli kilka dni temu przed budynkiem.
Widok z okna mam taki: najpierw jest łąka koloru szaro-brązowego(jak to zimą bywa), porośnięta zeschniętą trawą i niskimi krzewami, potem znajduje się linia tramwajowa, a za nią dopiero rozpościera się budowa największego centrum handlowego w Polsce.
Pewnego dnia rano, na łące pojawili się trzej młodzi mężczyźni targający wannę. W pewnym momencie ustawili ją na środku terenu, zupełnie nie przejmując się tym, że całe osiedle, nie tylko ja, będzie mogło obserwować przez okna osoby zażywające kąpieli. Faceci postawili wannę i zniknęli. Wrócili po pewnym czasie z czarnymi workami, którymi zaczęli napełniać wannę. Potem donieśli następne i kolejne… Wkrótce zabrakło miejsca w wannie i zaczęli układać worki obok niej. W lutym dzień jest jeszcze krótki i słonko szybko zachodzi, a wraz z nim ustała aktywność panów związana z ustawianiem wanny i worków. Następnego dnia pracusie przynieśli jeszcze więcej czarnych worków i pięknie ustawili je wokół wanny, tak że powstał obelisk a może piramida ku czci akrylowej wanny. Wszystko stanęło w najlepszym porządku, po prostu ustawiali je wirtuozi workowania. A może byli to studenci kierunku zagospodarowania przestrzeni publicznej? Może to praca dyplomowa grupy architektów odtwarzających zabytki starożytności w Polsce? Może miłośnicy kąpieli pod chmurką szykowali sobie najlepsze miejsce na łączce? Byłem z nich dumny…
Minęły kolejne dwa dni. Prace przy obelisku zamarły, nikt więcej tam się nie pojawił, więc z ciekawości poszedłem obejrzeć obiekt z bliska. Wanna nie wyglądała źle, natomiast czarne worki okazały się być wypełnione gruzem i śmieciami z remontu mieszkania. No tak – domyśliłem się – ci goście przygotowali ładunek śmieci do zabrania. – Ale porządni – pomyślałem z uznaniem. Lada moment przyjedzie samochód (łąka jest przejezdna) i zabierze wszystko na wysypisko.
Minęły kolejne dni… a czytelnicy rozumiejący polskie realia znają już finał tej opowieści. Nikt nie przyjechał po worki i wannę, a pracowici goście, których jeszcze niedawno podziwiałem za wrodzone poczucie estetyki, okazali się zwykłymi śmieciarzami, którzy podrzucili odpadki na łąkę. Tylko po co włożyli tyle wysiłku w tak bezsensowną pracę? Dźwigając śmieci mijali osiedlowy śmietnik, na którym mogli bez wysiłku i kłopotu złożyć swoją daninę. Oni woleli targać swój ładunek dużo dalej, aby zbudować piramidę, ku czci, no właśnie, chyba jednak nie wanny. A czego? Głupoty czy pracowitości?
Obawiam się, że ich budowla ma szanse przetrwać dłużej, może nie aż tyle co piramidy w Egipcie, ale przynajmniej do jesieni. Bo wkrótce ruszy wegetacja, trawy i krzewy zaczną rosnąć, zrobi się zielono i wszystko zakryje roślinność a śmieci będą widoczne powtórnie dopiero późną jesienią. Na razie mam więc za oknem piramidę. Piramidę po polsku.
Andrzej Kisiel