Zazdroszczę Brytyjczykom (przynajmniej niektórym) pomysłowości. Kilkaset lat temu wpadli na pomysł, aby wykopać wzdłuż i wszerz kraju sieć kanałów i zrobić z nich drogi wodne. Dzięki temu radykalnie usprawnili komunikację i przyspieszyli rozwój gospodarczy, bo barkami można było przewozić znacznie więcej niż wozami konnymi w tym samym czasie. Nawiasem mówiąc, mimo że największy rozkwit kanały i żegluga towarowa przeżywały w XIX wieku, do dziś niewiele się zmieniło i transport wodny wciąż utrzymuje przewagę nad kołowym. Zwykła barka może przewieźć kilkaset, a czasami nawet kilka tysięcy ton towarów za jednym razem a samochód, choćby nawet największy TIR na świecie, zaledwie kilkadziesiąt ton… Oczywiście żeglowanie jest dużo wolniejsze niż jazda autostradą, ale o wiele bardziej ekologiczne i oszczędne. W obecnych czasach żegluga po kanałach przynosi jeszcze jedną korzyść. Stała się atrakcją turystyczną, za którą niektórzy słono płacą, a inni zarabiają na obsłudze żeglarzy śródlądowych. I jak tu nie podziwiać Brytyjczyków za ich przedsiębiorczość?
Mój podziw wzrósł jeszcze jeszcze bardziej, kiedy dowiedziałem się, że potrafią zarabiać nie tylko na żegludze, ale również na jej braku. Raz na jakiś czas trzeba przecież wyczyścić kanał, którym od stuleci płynie woda albo wyremontować śluzę. Co wtedy robią pomysłowi Brytyjczycy? Ano zamykają żeglugę, spuszczają wodę i …zapraszają dziennikarzy oraz turystów do podziwiania wyschniętych obiektów. Kilka tygodni temu zamknięto na czas konserwacji jedną ze śluz na Kanale Regenta w Londynie. Spuszczono wodę a w zamian wpuszczono ludzi, żeby sobie obejrzeli takie dziwo. Skarbów na dnie nie było (albo były, ale …nasi byli tam wcześniej niż turyści i wszystko wynieśli), nie znaleziono też zbyt wiele śmieci. To akurat odwrotnie niż u nas, bo w Polsce w rzekach można znaleźć wszystko, a najwięcej śmieci…Różnica między Polską i Wielką Brytanią polega też na tym, że w u nich, aby wyremontować śluzę czy kanał, trzeba najpierw spuścić wodę. W Polsce nie trzeba, bo u nas woda sama ucieka. Od wielu lat, właściwie odkąd pamiętam, mówi się o tym, że polskie rzeki wysychają i coraz trudniej jest prowadzić na nich żeglugę śródlądową. Brakuje wody, brakuje statków i brakuje chyba cierpliwości, żeby przekonać tych, którzy odpowiadają za inwestycje na rzekach i kanałach. Więc gdyby ktoś chciał remontować drogę wodną, to nie będzie miał problemu z wodą, której przeważnie nie ma.
Jest za to port-widmo. Sto lat temu na Śląsku zbudowano największy port na Odrze, powstał w miejscowości Koźle. Dziś to część znanego przemysłowego miasta Kędzierzyn-Koźle leżącego na Opolszczyźnie. Port był ogromny i obsługiwał cały przemysł Śląska, stąd ładowano węgiel i eksportowano barkami do innych krajów. Bywało, że wysyłano z ładunkiem nawet 40 barek na dobę. Ale wszystko to przeszłość. Niedawno odwiedziłem dawny port, nawet nie spodziewałem się, że będzie to tak emocjonująca wyprawa. Przyznaję też lojalnie, że miejscowi ostrzegali mnie przed samotnym zapuszczaniem się tam. A jednak poszedłem. Dość szybko zrozumiałem, dlaczego to nieostrożne. Wśród ruin portu dostrzegłem grasujące grupy złodziei penetrujących teren i szukających tam skarbów. Interesowały ich elementy wyposażenia dawnego portu, złom i wszystko, co można by zabrać i sprzedać. Facet z cennymi aparatami fotograficznymi też mógł być dobrym łupem i nikt by nie słuchał, że jestem tylko dziennikarzem szukającym atrakcyjnego tematu.
Na szczęście złodzieje kończyli już pracę tego dnia i nie zauważyli mojej kryjówki, tak więc – trochę z duszą na ramieniu – ale jednak zwiedziłem ruiny największego ongiś portu na Odrze. Aż trudno uwierzyć, że w ciągu kilkunastu lat olbrzymi, nowoczesny obiekt zamienił się w takie gruzowisko! Cały teren jest wymarły, opustoszały i zarośnięty gigantycznym zielskiem, na nabrzeżach straszą kikuty urządzeń służących do załadunku barek, a w basenach portowych pływają tylko kaczki. Budynki na zapleczu portu nadają się do wyburzenia, a część z nich zawaliła się sama, nie czekając na interwencję budowlańców…
Brytyjczycy mają atrakcję w postaci oglądania wysuszonej śluzy a my możemy organizować wycieczki dla podziwiania wyschniętych rzek i portów widmo-pomyślałem. Właściwie czemu nie? To taka nowa atrakcja: wpuszczanie w kanał.
Andrzej Kisiel