Już ogłoszono termin referendum za wyjściem z Unii na 23 czerwca br. Sondaże wskazują, że wynik wisi na ostrzu noża i każdy głos chwiejny będzie ważny. Im bardziej chwiejny tym bardziej decydujący.
Po stronie „Outs” stoi burmistrz Londynu, charyzmatyczny Boris Johnson, i znaczna część posłów konserwatywnych, mała grupka posłów Partii Pracy, plus nacjonalistyczny UKIP i radykalna lewicowa grupa Respect. Trzy zwalczające się nawzajem organizacje za wyjściem tworzą kruchy sojusz podkreślający głównie problem migracji (unijnej i poza-unijnej), kosztów członkostwa, przesadnej biurokracji brukselskiej i suwerenności parlamentu brytyjskiego i sądów brytyjskich. Po stronie „In” mamy Camerona i lwią część jego ministrów, większość Partii Pracy, nacjonalistów szkockich i walijskich, liberalnych demokratów, większych przedsiębiorców, związki zawodowe i liczne grupy mniejszości narodowych, szczególnie obywateli unijnych, którzy przyjęli brytyjskie obywatelstwo, w tym rzekomo też naszych rodaków.
Trudno sobie wyobrazić kwestię, w której Polacy nie byliby bardziej zgodni, niż głosowanie za pozostaniem W. Brytanii w Unii. Za tym przemawia widoczny dla nas Polaków skok cywilizacyjny u samych Brytyjczyków w swojej kulturze, obyczajowości, ustawodawstwie czy przyzwyczajeniu do europejskich norm i europejskich nazwisk, a szczególnie naszych polskich.
Widać też wyraźnie korzyści gospodarcze dla samych Brytyjczyków przez przynależność do największego wspólnego rynku na świecie, który umożliwia prowadzenie handlu ze wszystkimi krajami na najlepszych warunkach i zapewniający strefę bezcłową dla brytyjskiego eksportu na cały kontynent. 300.000 brytyjskich firm działa na terenie Unii Europejskiej, a 3 i pół miliona etatów pracy w Wielkiej Brytanii jest uzależnionych bezpośrednio od brytyjskiego członkostwa. Tu inwestują azjatyckie i amerykańskie firmy, wiedząc, że w ten sposób mają wejście na cały rynek europejski. Młodzi podróżujący po Europie mają tańsze połączenia na swoich komórkach, tańsze karty kredytowe, tańsze loty i prawo pracy w każdym kraju. Emeryci mogą korzystać z brytyjskich emerytur w ciepłych i tanich krajach jak Hiszpania czy Grecja. Kryminalistów można ścigać przez europejskie listy gończe, a potencjalnych terrorystów lepiej kontrolować przez współpracę służb wywiadowczych. Fale migrantów można powstrzymywać w Calais, a nie w Dover. Kraje unijne wprowadzają wspólne normy dla ochrony środowiska, praw kobiet czy bezpieczeństwa i higieny w pracy.
Inne dodatkowe korzyści przysługują samym naszym rodakom przyjeżdżającym tu do pracy, a znajdujących tu niespodziewanie łatwiejsze warunki dla wychowywania dzieci, kupna domu i darmowego leczenia. Korzystają z podróży po Europie bez kontroli paszportowej, tanich studiów i możliwości dorabiania się wszędzie, gdzie tylko się zatrzymują. W Wielkiej Brytanii jest przeszło 22 tysiące polskich przedsiębiorstw. Jak mogliby się nie cieszyć z takich korzyści i, tam gdzie uzyskali brytyjskie obywatelstwo, nie głosować, aby Zjednoczone Królestwo zostało w Unii?
Poza tym co by się stało z Unią Europejską, gdyby Wielka Brytania ją opuściła? Wtedy Wielka Brytania nie byłaby pierwsza. Kryzys gospodarczy i monetarny, który obecnie tak osłabia Unię podważa poprzednią pewność o jej permanentnym rozwoju jako model sukcesu gospodarczego i dalszej niekończącej się integracji. Do tego dochodzi nawał uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki, który może doprowadzić do zamrożenia umowy Schengen. W całej Europie powstaje bunt przeciw elitom, które dotychczas dominowały Europą przez wspólną i spójną eurocentryczną ideologię. Powstają ruchy narodowe i odpryskowe we wszystkich krajach Europy. Już krokiem brytyjskich eurosceptyków kroczy francuski Front Narodowy, subsydiowany przez Putina, i który w wypadku zwycięstwa w wyborach zapowiada z kolei francuskie referendum na temat członkostwa Unii. Bez Brytyjczyków napięcia wynikające z konfliktów wewnątrz-europejskich jeszcze bardziej zaostrzą się bez wkładu brytyjskiego a kraje objęte strefą euro zmonopolizują agendę integracji kosztem państw jak Dania, Polska czy Szwecja które znajdują się poza strefą.
W Europie najwięcej z Brexit może stracić Polska. To podkreśla obecny rząd, jeszcze bardziej niż poprzedni. W roku 2015 odnotowano w jednym roku wzrost w eksporcie z Polski do Wielkiej Brytanii o 14%. Obecnie wymiana handlowa między obu krajami jest nierówna lecz korzystna dla Polski. Polska importuje stąd tylko USD 5,269 mln a eksportuje USD13,508 mln. Polska potrzebuje brytyjskiego wsparcia aby oprzeć się osi Niemcy-Francja, i żeby utrzymać skuteczność swojego wkładu do polityki europejskiej wobec państw Eurolandu. Polega też na wsparciu Londynu dla wspólnej polityki anty-rosyjskiej wewnątrz Unii. A więc dla brytyjskiego wyborcy polskiego pochodzenia, z polską rodziną w Polsce, otrzymującego świadczenia dla polskiego dziecka w Polsce, może nawet jeszcze posiadającego wciąż polskie obywatelstwo, nie może być innego głosu w referendum niż za pozostaniem w Unii.
A jednak…? Spotykam ostatnio elegancką damę ze starej emigracji, patriotkę polską, z długim stażem w polskich organizacjach społecznych w Londynie i w trakcie rozmowy pytam, co myśli o referendum. „Głosuje za wyjściem,” mówi z przekąsem. „Mam dość tej zramolałej Europy. Co za bigos z tymi imigrantami!” Jak to, a interes Polski? „Jestem w Anglii i głosuje jak Angielka. Mam dość tych imigrantów”. Myślę sobie, no to stara Polonia. Odwykła już od patrzenia na to, co Polsce potrzebne. Już zupełnie zangliczała. No, ale młodzi to co innego.
Potem słucham dziennika w telewizji, gdzie dziennikarz prowadzi rozmowy z uczestnikami polskiego klubu w Leeds. Pytania skierowane są do młodych Polaków którzy tu przyjechali w ostatnich 10 latach. Ku mojemu zdziwieniu reakcja jest bardzo podobna. „Jak Pan myśli, czy Wielkiej Brytanii grozi wyjście z Unii? Jak na to patrzą tutejsi Polacy?” „To dobra rzecz,” odpowiada młody Polak z ciężkim akcentem trzymający dziecko za rękę. „Czas aby Wielka Brytania stanęła na nogi i przestała subsydiować cudzoziemców.” „No tak,” pyta zdziwiony dziennikarz, „ale czy nie utrudni to przyjazdom nowym Polakom z Polski.” „Ja patrzę na to z punktu widzenia Anglika,” odpowiada jak echo. „Mam paszport angielski. Dość już tu tych nowych Polaków.” Słucham i nie wierzę. Myślę – zdrajca! Nic dziwnego, że UKIP ma polskich zwolenników i polskich kandydatów.
Obawiam się, że na Wyspach polskie wychowanie obywatelskie zostało już dawno rozwiane wiatrem znad Atlantyku.
Wiktor Moszczyński
Przemek de Skuba Skwirczyński
Jak tu nie polemizować… To już drugi artykuł popierający pozostanie Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej w tym tygodniu z dwóch artykułów o tej tematyce w Tygodniu Polskim. We wczorajszym przepytaliście sześciu polonijnych działaczy… z których żaden nie zaprezentował stanowiska za opuszczeniem Unii Europejskiej. Dziś pan Moszczyński określa rodaka oponującego za Brexitem mianem „zdrajcy”. Czy w Wielkiej Brytanii, gdzie nieporównywalna ilość polskich głosów oddawana jest na polskie partie eurosceptyczne (np. KORWiN, Kukiz’15) lub euro-realistyczne (PiS), uważacie takie jednostronnie pro-unijne stanowisko za reprezentatywne dla polskiej imigracji po 2004 – o tej starszej już nawet nie wspominając?
W takim razie pozwolę sobie zauważyć, że jedyny urodzony w Polsce brytyjski poseł, Daniel Kawczyński, oficjalnie poparł Brexit. Większość znanych mi polskich członków Partii Konserwatywnej, czyli brytyjskiej partii najpopularniejszej wśród Polaków, skłania się ku Brexitowi. Ja osobiście, również członek Partii Konserwatywnej, jestem zaangażowany w kampanię Vote Leave, dla której przygotowuję research. Na Ealingu, gdzie mieszka pan Moszczyński, kandydatem do Rady Londynu jest Polak z drugiego pokolenia, Alex Nieora, reprezentujący eurosceptyczny UKIP. Nawet polski kandydat na mera Londynu, Jan Żyliński, również sąsiad autora z Ealingu, w wywiadzie udzielonym gazecie Evening Standard w lutym przyznał, że chciałby, żeby Wielka Brytania zagłosowała za opuszczeniem UE. Zatem są Polacy popierający Brexit i jest nas dużo.
Partia Pracy, którą reprezentuje pan Moszczyński, lubi zawłaszczać mniejszości etniczne, religijne i seksualne. Nie dajmy się wrzucić do jednego worka – Wielka Brytania to wolny kraj, wszyscy mamy prawo myśleć za siebie samych i głosować zgodnie z naszymi przekonaniami. Na tym właśnie polega demokracja, szczególnie ta bezpośrednia tzn. referendum.
Para dyg mat
UK po Brexicie dalej bedzie duzo immigrantow tylko nie z Polski
Dream'on
Nie wiadomo, jak ludzie zagłosują.