Na scenie furkoczące spódnice, haftowane serdaki, kolorowe cekiny, wstążki, kwieciste chusty, warkocze (jak batem tnące powietrze w zamaszystym obrocie!), sznurowane trzewiki, kierpce, góralskie skarpety, białe pończoszki, kapelusze z muszelkami, zapaski, ciupagi, czerwone korale, wianuszki…. A wszystko autentyczne, wszystko wypracowane, wypieszczone, „zapięte na ostatni guzik”. Perfekcyjne! Takie, jakie ma być! Takie, jakie zawsze było! I takie… jakie dalej będzie!
Koncert „Karolinki”, który odbył się w ubiegłą sobotę w Teatrze w Beckenham, poświęcony był pamięci jej założycielki, kobiety niezwykłej, niedużej a wręcz drobnej, jakże jednak wielkiej duchem. Kochaliśmy ją. Podziwialiśmy i szanowaliśmy. Za to kim była i co zrobiła. Redaktor „Tygodnia” zlecając mi napisanie „materiału” (Bo ty, Ewo, to czujesz. I przeżywasz tak osobiście), nie przewidział jednego. Ja to… „czuję i przeżywam”… nadmiernie! I jak tu pisać w takim stanie? Ze zdjęć w programie, a także z filmów, które co jakiś czas przerywają tańce i śpiewy na scenie, patrzy na nas i mówi do nas zmarła rok temu, Maura Kutereba. „Pani Maura” – bo tak na nią zawsze i wszyscy mówiliśmy. Z ekranu słyszę słowa, które szczególnie zapadają mi w pamięć. Są ważne. Może nawet najważniejsze w kontekście naszego tutaj życia. „Ja proszę was kochani rodzice, wy nam tylko te wasze dzieci przyprowadźcie. Jak one tu się już znajdą, jak ja je od was dostanę… to one będą już na zawsze nasze! I będą wiedziały, że należą do Polski”.
I dokładnie tak się stało! Oto dorastają kolejne „krakowianki” i „łowiczanki”, kolejni „górale” skaczą przez ciupagi, furkoczą spódnice, powiewają wstążki, na scenie „mali, średni i duzi”. „Starolinka” radośnie i solidarnie dołącza do koncertu. Aneta (w siódmym miesiącu ciąży!) przyjeżdża na próby aż z Manchesteru! I tego samego wieczoru pociągiem wraca. Nie wyobraża sobie, aby w tym koncercie nie zatańczyć. W „Karolince” była od dziecka. Przyjechali i inni. Z różnych stron, nawet z Polski. I też poprzywozili swoje dzieci. Dużo nas. Ze zdumieniem rozpoznajemy się w gromadzącym się tłumie. To ty!? A pamiętasz!? Ileż to już lat!? No tak, jesteśmy świadkami niezwykłego wydarzenia. Pani Maura, która ponad 40 lat temu zgromadziła nas w swoim zespole, robi to ponownie. Choć tak bardzo boleśnie już jej wśród nas nie ma. To dzięki niej i dla niej, jesteśmy świadkami pełnej mobilizacji dawnego i obecnego zespołu.
Zaproszony do udziału w koncercie Chór „ Ave Verum”, z którego połowa śpiewaków, a przede wszystkim dyrygent Jurek Pockert, wywodzi się przecież z „Karolinki” i „z tamtych czasów”, na ten wieczór powraca do folkloru. Wykona sześć ludowych piosenek, zakończy słynnym mazurem ze „Strasznego Dworu”. W chórze śpiewam i ja. Pamięć podsuwa mi obraz z przed prawie 40 lat. Oto stoję na jakieś małej parafialnej scenie, „ta nowa”, „prosto z Polski” i śpiewam swoją pierwszą w życiu solówkę! „A jak ja już będę siwa siwiusieńka, siwa siwiusieńka, czy będziesz pamiętał, że byłam panienka?” Stoją za mną Staś i mój właśnie poślubiony mąż. A obok Marysia. Dzisiaj, na tym sentymentalnym koncercie… też za mną Staś! Ten sam! I ten sam mąż… (40 lat później!) Obok… Marysia! A na widowni nasza córka, która w „Karolince” przetańczyła 14 lat swojego młodego życia.
W pięknie wydrukowanym programie czytam takie zdanie: „jeśli istnieje jakaś recepta na życie, Mama z pewnością nam ją pokazała. Tylko ciężką pracą można stworzyć coś naprawdę wartościowego” – (Marek Kutereba). Tak. Pani Maura (a teraz jej córka Jola) rzeczywiście pokazały nam coś niezwykłego i… wiecznego! Nas samych! Odradzających się w kolejnych dorastających pokoleniach. Polska poza Polską? Ależ skąd! Po prostu – Polska! To nami przecież był wypełniony teatr po brzegi. Dziadkowie, rodzice, dzieci i… dzieci tych dzieci! I goście. Wielonarodowi, ciekawi, otwarci, zachwyceni tym, co zobaczyli. Bo też i było się czym zachwycić! Piękne są nasze tańce rzeszowskie, przeworskie, spiskie, żywieckie. Piękne kujawiaki, mazury i polonezy. Niezwykłe tańce huculskie i łemkowskie czardasze. Tyle tego! Takie niezmierzone bogactwo! I bogactwo w ludziach. Dzieci i młodzież mamy naprawdę szlachetne. Pracowite, zdolne i pełne pasji. Wiedziała Maura jak je „ulepić”, jak uformować. I wiedziała jej córka Jola, od 26 lat niezmordowanie prowadząca zajęcia z zespołem, obecna jego „szefowa”, jak nam to bogactwo znowu pokazać. Napracowała się! Rezultat był wspaniały!
„Karolinka” to nie tylko zespół folklorystyczny. To naprawdę wielka polska sprawa! Musimy to zrozumieć, cenić i uszanować. I musimy to zrobić wszyscy. Nie tylko zachwyceni rodzice, znajomi i przyjaciele Zespołu. W pracy nad utrzymywaniem w polskości naszej młodzieży, potrzebne jest poparcie wszystkich instytucji. A jak wiele znaczy zainteresowanie, obecność, a choćby tylko dobre słowo, motywujące do dalszego działania, wiedzą ci, którzy tak bardzo tego poparcia pragną. Jan Paweł II powiedział: „Człowiek tworzy kulturę we wspólnocie z innymi. Kultura jest wyrazem międzyludzkiej komunikacji, współmyślenia i współdziałania ludzi. Staje się podstawowym dobrem ludzkich wspólnot”.
Ewa Kwaśniewska
Specjalne podziękowania dla autora fotografii – Briana Evansa, na zdjęciach:
Yvette Szarzynska, Piotr Tulej, Iwona Lenartowicz,
Patrick Tucker Kasia Saunders. Hanna Smith, Zosia Sachrajda