07 maja 2016, 09:00
Horyzonty i ambicje

Pamiętam opinię ambasadora Stemplowskiego, który chwaląc choćby Czechów za ich ambicje naukowe i obecność bohemistyki na uczelni w Oksfordzie, mówił, że wystarczyłoby …spieniężyć dwa domy z Ealingu, aby stworzyć ośrodek kształcący studentów – sympatyków spraw polskich. (Przed darczyńcą chapeau bas!)

Ambasador wychodził z założenia, że ludzie wykształceni, dobrze rozumiejący polską specyfikę stają się często rzecznikami naszych narodowych spraw. Każdy taki sojusznik jest na wagę złota. Bo iluż to „obcych” zapisało się w dziejach polskiej kultury. A polska kultura zastępowała, zwłaszcza w latach niewoli, polskich dyplomatów.

W tym miejscu przychodzi przywołać opinię z ks. infułata Świerczyńskiego, który wygłosił kiedyś z emfazą wydawałoby się oczywistą kwestię – istnieje problem ukazania zbiorowego wysiłku emigracji polskiej w Wielkiej Brytanii nie tylko w kontekście politycznym, prezentowania wielkich problemów narodowych wobec władz i społeczeństw świata, relacji z Krajem, ale w sensie stricte organizacyjnym, można powiedzieć życia wewnętrznego. Z dużym znawstwem tematyki ks. infułat zauważył dominującą manierę. Oto przyjeżdżający z kraju dziennikarz stara się przekazać opinie i wspomnienia seniorów emigracyjnych. To łatwe przedsięwzięcie, sympatyczne i potrzebne, ale nie może być jedynym sposobem utrwalania prawdy dziejowej. Widz w kraju, oglądający niemal wyłącznie takie programy, kojarzy emigrację powojenną jedynie w kategorii wartości symbolicznych, by nie powiedzieć anachronicznych, sentymentalnych i macha ręką – szkoda czasu!

A przecież polski powojenny Londyn, to wielka dynamika, życie rodzin i środowisk, zapał i efekty, doświadczenia i dziś przydatne. To miasto znów wypełniło się młodymi Polkami i Polakami, którzy tak mało wiedzą o tych, którzy nauczyli Anglików szacunku dla przybyszów znad Wisły. Tamte osiągnięcia warto utrwalić i w atrakcyjnej formie (portal/internet) przekazać do wiadomości kolejnym pokoleniom.

Cóż począć jednak skoro nie przerzucono mostów między dawnymi i obecnymi laty.

Za tym idzie innego rodzaju problem, który można sprowadzić do skrótu: Jak przekazać tradycję? Komu przekazać symboliczne „sztandary”, komu powierzyć majątek?

To złożony temat, bo wkracza na teren, gdzie stawiane jest pytanie: jeśli przekazywać, to komu, a skoro mamy wątpliwości komu, to czy aby na pewno przekazywać? Ja sam wychodzę z założenia, że dobra kultury powinny pozostać w miejscu ich wytworzenia. Chyba że w danym miejscu nie ma dla nich właściwego miejsca (bo i tak się często zdarza), a przeniesienie zapobiegnie zapomnieniu czy utracie.

Nie jesteśmy dość bogaci w wymiarze materialnym, za to mamy wszelkie dane, by przypomnieć staruszce Europie o niektórych zagubionych przez nią wartościach, tchnąć ducha. Tak przekonująco nauczał nas i w tym zakresie Jan Paweł II. Oczywiście, jest to trudne zadanie. Jeśli chodzi o polskie dziedzictwo w Londynie i w całej Wielkiej Brytanii, to myślę, że najstarsze pokolenie zawiodło się na własnych dzieciach. Dlatego na przykład prezesem Ogniska musiał zostać Anglik.

Jarosław Koźmiński

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Jarosław Koźmiński

komentarze (0)

_