Do redakcji „Tygodnia Polskiego” zawitali francuscy dziennikarze. Regis Nusbaum z telewizji France 3 wręczył wizytówkę, jego pomocnicy ustawili kamery, wyciągnęli mikrofony i pytają: – Jak się żyje na Wyspach Polakom? Co o was myślą Brytyjczycy? Tak od początku, historiquement, s’il vous plait…
Zaczynam więc od „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza”, od Battle of Britain, ale oni oponują: – Od początku, czyli od 2004 roku. Od wejścia Polski do Unii…
– Chyba zgodzi się pan ze mną, że minione dwanaście lat, to dziś cała epoka – podkreślił z lekką ironią Monsieur Nusbaum.
Niech więc im będzie. Idziemy od 2004 roku. Historycznie…
Cóż, rozszerzenie Unii o dziesięć państw z byłego bloku komunistycznego, wywoływało od początku ożywione reakcje. Jak francuscy tak i brytyjscy dziennikarze rozpisywali się o „nowych Europejczykach”. Tyle że Francja straszyła polskimi hydraulikami, a w Wielkiej Brytanii czekano na nich z otwartymi rękami.
Stereotypowe wyobrażenie o nowo przybyłym Polaku było w obu krajach podobne: mężczyzna w pełni sił; prostolinijny i pracowity; zarobek poniżej stawki minimalnej; wynajmujący łóżko w pokoju z sobie podobnymi; zaniedbany i źle się odżywiający; dużo pali; raz w tygodniu pije.
I tak od czasu wejścia do Unii patrzono na Polskę – z perspektywy „taniej siły roboczej”. Pojawiły się więc z naszej strony (tj. z Warszawy) próby zmiany tego obrazu. Za sukces można uznać wykreowanie postaci „sympatycznego hydraulika”. To była kapitalna odpowiedź na straszenie zalewem tanich robociarzy z Polski. Młody chłopak z kluczem francuskim w ręku puszczał wtedy oko z plakatu: „Europo, przyjeżdżaj do nas”. (Warto przypomnieć, że pomysł ten sięgał do bezceremonialnego dowcipu krążącego po Niemczech: „Jedź do Polski, twój samochód już tam jest!”)
O Polsce i Polakach zrobiło się głośniej w całej Europie. Mówiono z sympatią, a tego akurat nie zdobędziesz żadną kampanią reklamową. Tymczasem skończyło się na jednym symbolicznym hydrauliku czy innej pielęgniarce. Przypadkowo było raz jeszcze głośno o Polakach, gdy na plakacie propagandowym zacietrzewionych brytyjskich nacjonalistów pojawił się samolot …z polskiego dywizjonu.
Przed francuskimi dziennikarzami przyszło redakcji „Tygodnia” popisać się znajomością jeszcze jednego z plakatów reklamujących wówczas Polskę, na którym zakreślono wokół Londynu koło pokazując, że Warszawa leży bliżej stolicy Anglii, niż chociażby Madryt.
W rzeczy samej w mentalności Anglika Polska położona jest nie gdzieś blisko, w centrum Europy, ale ot tam w gorszej, wschodniej jej części. Mimo to Brytyjczycy ruszyli w nasze strony. W telewizji pojawiły się programy odkrywające tamtą część Starego Kontynentu. Trochę turystyki albo historii, najczęściej były to jednak materiały obrazujące wybryki Anglików w Krakowie czy Wrocławiu podczas wieczorów kawalerskich. Ta strona medalu psuła nam humor, ale poprawiała samopoczucie… Patrz na tych pijanych Angoli!
Po pół godzinie odpytywania nie wytrzymałem i pchnąłem francuskich dziennikarzy w stronę konkretnej rozmowy: – Nie pytacie o Brexit?
O tak, chcieli pytać, ale już nie nas w „Tygodniu”. Za porządni byliśmy. A oni za zadanie mieli nakręcić materiał o nieudanych Polakach w udanej Europie.
Ot, takie zwykłe wyolbrzymienie spraw. Francuzi o Polakach z żabiej perspektywy.
Jarosław Koźmiński