„Z Sowietami nie walczyć…” – brzmiał fragment słynnego rozkazu marszałka Rydza-Śmigłego, wydany po zaatakowaniu w dniu 17 września 1939r. Nie walczyć, chyba że w obronie własnej albo podczas próby rozbrojenia-uściślał rozkaz. Czasy się zmieniły, wojny od dawna na szczęście nie mamy, ale Sowieci wciąż nie dają nam – Polakom – spokoju. Wojna propagandowa trwa i jako atakowani musimy się bronić. Szczerze mówiąc, rosyjska propaganda niewiele się zmieniła od czasów głębokiego komunizmu. Przypomina się powiedzenie radzieckiego przywódcy Nikity Chruszczowa, który słynął z niekonwencjonalnych wypowiedzi, kiedyś na forum publicznym koniecznie chciał przypomnieć zebranym, że Związek Sowiecki jest potęgą militarną, z którą musi liczyć się cały świat. Na potwierdzenie tej tezy zakomunikował, że Sowieci produkują rakiety balistyczne z taką łatwością, jak się produkuje parówki. Zapomniał tylko dodać, że parówki były towarem deficytowym w Związku Sowieckim, rarytasem, o którym marzyli zwykli obywatele Rosji… Miało brzmieć groźnie i poważnie, a wyszło jak zwykle… głupio i siermiężnie.
Podobnie wygląda propaganda rosyjska dzisiaj. Rosjanie na każdym kroku podkreślają, że w czasie II wojny światowej Armia Czerwona była wyzwolicielem Europy i przyniosła wolność uciemiężonym przez hitlerowskie Niemcy narodom. Racja. Nie wspominają jednak o tym, co działo się później: o narzuconym siłą komunizmie, o prześladowaniach, zbrodniach stalinowskich ani bazach wojskowych pozostawionych w krajach Europy środkowej na prawie 50 lat po zakończeniu II wojny światowej. Nie wspominają, że zwycięstwo w wojnie światowej zostało osiągnięte dzięki ogromnej pomocy technicznej i militarnej aliantów, którzy wspierali Rosję wielkimi dostawami sprzętu i paliw w ramach tak zwanego Lend-lease. Rosjanie za to chętnie wspominają o niewdzięcznych Polakach, którzy 71 lat po wojnie zamierzają niszczyć „pomniki wdzięczności” postawione w całym kraju dla upamiętnienia czynów Armii Czerwonej. Pomników tych są setki a nasze władze zamierzają uporządkować ten artystyczny spadek po Sowietach. Oczywiście nikt nie zamierza niczego niszczyć, wysadzać, burzyć, pojawił się za to pomysł stworzenia skansenu komunizmu, podobnego jak powołana przed laty galeria sztuki socrealistycznej w pałacu w Kozłówce na Lubelszczyźnie. O gustach się nie dyskutuje, jednym się podoba, drugim nie, ale obejrzeć warto, bo to też kawałek historii Polski, którego wymazać się nie da.
Pomniki „wdzięczności” mogą zostać przywiezione do dawnej rosyjskiej bazy wojskowej w miasteczku Borne Sulinowo na północy Polski. Miejscowość ta, od 1945r. aż do wyjazdu Sowietów z Polski na początku lat 90. XX wieku była eksterytorialną enklawą rosyjską na polskiej ziemi. Po wojskach rosyjskich pozostały tam liczne koszary zamienione przez Polaków na gustowne bloki mieszkalne, ogromne zaplecze techniczne (garaże, magazyny, podziemia itp.), kilka baz broni atomowej rozlokowanej w pobliżu i cmentarze. Pozostał też pewien – jak się okazuje – wstydliwy epizod w poplątanej historii najnowszej Europy środkowej. Otóż w czasach II wojny światowej na tamtym terenie istniał niemiecki obóz dla jeńców wojennych. Internowano tam żołnierzy koalicji antyhitlerowskiej, wśród których najwięcej było jeńców rosyjskich. Głód i choroby zdziesiątkowały czerwonoarmistów, jak się szacuje, ofiar tych było około 20 tysięcy. O ich grobach po wojnie nikt nie pamiętał, choć mogiły znajdowały się na terenie rosyjskiej bazy wojskowej. Dziwne, nieprawdaż? Cmentarze wojenne zarosły lasem, drewniane krzyże zgniły i rozpadły się, a resztę zasypał piasek. Dopiero po wielu latach, już po wyjeździe obcych wojsk z Polski, odnaleziono masowe groby jeńców rosyjskich. Dokonano ekshumacji, a władze polskie upamiętniły miejsce spoczynku tysięcy ofiar. Zwrócono się również do władz rosyjskich z informacją o odnalezieniu masowych grobów jeńców Armii Czerwonej z czasów II wojny światowej. I co? I nic. Władze Rosji wyparły się swoich obywateli, żołnierzy, swojej historii, uznając, że jeńcy – zgodnie z doktryną stalinowską – nie zasługują na szacunek i pamięć. Jak widać, wdzięczność sowiecka niejedno ma oblicze.
Andrzej Kisiel