W polskich pismach ukazujących się w Wielkiej Brytanii pojawiają się alarmujące artykuły o bezdusznych brytyjskich urzędnikach zabierających dzieci „przyzwoitym rodzicom” z błahych powodów. Pisma stają po stronie rodziców. Jednocześnie w prasie brytyjskiej opisywane są drastyczne przykłady dzieci zamordowanych przez najbliższych – rodziców lub członków rodziny. Wśród tych domowych morderców pojawiają się także polskie nazwiska.
Wśród zapowiedzianych przez królową nowych ustaw, które rząd brytyjski ma zamiar przeprowadzić przez parlament w ciągu roku, znajduje się projekt zmiany w przepisach dotyczących adopcji. Mają zostać uproszczone procedury adopcyjne, co sprawi, że dzieci przebywające w rodzinach zastępczych będą miały szybciej niż obecnie szanse na stałą rodzinę. Jednocześnie rząd chce przedłużyć pomoc ze strony państwa dla dzieci wychowywanych w rodzinach zastępczych lub domach opieki. Obecnie pomoc ustaje w momencie uzyskania przez wychowanków pełnoletności. Nowe przepisy mają zapewnić pomoc aż do 25 roku życia. Nie chodzi tu tylko o wsparcie finansowe, ale także o szeroko rozumiane poradnictwo. Jak zaznaczył premier, ma to zwiększyć szanse życiowe pokrzywdzonych młodych ludzi, którzy wchodząc w dorosłość nie mają wsparcia rodziców tak potrzebnej na tym etapie życia.
Propozycje te zostały powitane z radością przez organizacje zajmujące się dziećmi, takie jak Barbados, czy stowarzyszenia skupiające rodziny zastępcze. Jednak, by te przepisy przyniosły pozytywne rezultaty, musi się też zmienić podejście sądów rodzinnych.
W ostatnich dziesięciu latach 20 dzieci w Anglii i Walii zostało zabitych przez rodziców, o których było wiadomo, że wcześniej zachowywali się brutalnie wobec członków rodziny, w tym wobec dzieci. We wszystkich tych przypadkach pracownicy opieki społecznej byli alarmowani, że dzieci są zagrożone. Jednak nie zostały one zabrane z patologicznych rodzin. W siedmiu z tych przypadków kontakt dzieci z rodzicami był możliwy na mocy wyroku sądu. Jak się wydaje, sądy rodzinne wychodzą z założenia, że utrzymanie rodziny razem, nawet złej, jest celem najwyższym. A może chodzi po prostu o pieniądze? Taniej jest utrzymać dzieci w ich własnej rodzinie niż przenieść do rodziny zastępczej. Paradoksalnie, łatwiej jest RSPCA uzyskać wyrok sądu nakazujący zabranie zaniedbanych zwierząt niż zabrać dzieci z rodziny dysfunkcjonalnej.
Często dzieci zabierane są do rodzin zastępczych na krótko. Sądy nakazują zmianę warunków życia, zastosowanie nadzoru służb socjalnych, a wszystko to w nadziei, że „uzdrowiona” rodzina będzie mogła sama wychowywać dziecko. Uważa się, że ograniczenie lub odebranie praw rodzicielskich jest ostatecznością. Dziecko wraca do domu, ale rodzice czasem odnoszą się do niego wrogo, oskarżając je o to, że jest przyczyną ich problemów.
Opiekunowie społeczni, a także policja ignorują często sygnały mówiące o tym, że w rodzinie źle się dzieje. Zetknęłam się z tym osobiście. Moja sąsiadka wyzywała przez wiele tygodni swego kilkuletniego syna i biła go. Kiedy zadzwoniłam wreszcie na policję i do opieki społecznej, zostałam zignorowana. Policjanci, którzy przybyli do domu, uwierzyli matce, że chłopak płacze, bo ma „napad szału”. Nie omieszkali powiedzieć sąsiadce kto zadzwonił. W rezultacie pod moim adresem pojawiły się groźby, że zostanę pobita, gdy wtrącę się jeszcze raz w nie swoje sprawy. Problem został rozwiązany, gdy chłopak dorósł na tyle, że sam zaczął dzwonić na policję. Wkrótce został zabrany przez mieszkających w pobliżu kuzynów, a ja pozostałam wrogiem numer jeden sąsiadki.
W tym przypadku, jak się wydaje, umieszczenie chłopca u kuzynów było dobrym wyjściem. Widuje go czasem na ulicy i nie wygląda już jak zastraszone zwierzątko. Nie zawsze jest to jednak dobre wyście, a właśnie takie rozwiązanie preferują sądy rodzinne. A ci kuzynowie mogą być tak samo złymi opiekunami, jak rodzice. No i dziecko może być wciąż narażone na kontakt z rodzicem, od którego powinno być odseparowane.
Ostatnio usłyszałam historię o kompletnym braku odpowiedzialności. Otóż do Londynu przybyła z Polski matka z dorosłą córką w ostatnim miesiącu ciąży. Twierdziły, że nie mają w Polsce z czego żyć. W Londynie pracowały przez kilka miesięcy. Miały nadzieję, że państwo brytyjskie umożliwi im normalne życie. Ze zdziwieniem dowiedziały się, że dziecko po urodzeniu zostanie matce zabrane, bo nie ma ona możliwości zapewnić mu odpowiednich warunków. Państwo brytyjskie nie jest państwem opiekuńczym dla każdego. Radzono, by wróciły do Polski. Nie wiem, kto jest ojcem dziecka i dlaczego nie czuje się zobowiązany do tego, by się swym potomkiem zająć. Jeśli do zabrania tego dziecka dojdzie, mogę sobie wyobrazić artykuł w polskiej prasie o bezduszności brytyjskich urzędników, brytyjskiego sądu i Polaków, którzy nie chcieli pomóc.
Ustawa o zmianie przepisów adopcyjnych jest z pewnością potrzebna. Dzieci najlepiej przystosowują się do nowych rodzin przed ukończeniem trzeciego roku życia. Czy jest to „poprawne politycznie”, czy adopcja jest najlepszym wyjściem z trudnej sytuacji? W moim przekonaniu, tak. Najgorsze dla dzieci jest poczucie niepewności.