My, jako Polacy, nie powinniśmy wyróżniać się na tle społeczeństwa brytyjskiego, bo oczywiście jesteśmy ważną częścią tego kraju, ale jest też wiele innych mniejszości i powinniśmy się w tym czasie wzajemnie wspierać. Dlaczego mamy walczyć tylko w obronie praw Polaków? Inni są w tej samej sytuacji, co i my. Powinniśmy mieć wspólny front. Atakowanie władz wyłącznie w obronie polskich interesów jest dowodem niezdrowego nacjonalizmu, o który oskarża się Brytyjczyków.
Jako najliczniejsza mniejszość narodowa dalej będziemy dbali o zachowanie możliwości nauki poprawnej polszczyzny oraz historii i kultury Polski wśród polskich dzieci. Polskie szkoły sobotnie istnieją w Anglii od 1940 roku, kiedy nikomu nawet nie śniło się o Unii Europejskiej. Szkoły te miały niełatwe zadanie, ponieważ edukowały pokolenie dzieci urodzonych już na Wyspach i robiły to skutecznie, bo to pokolenie przetrwało i mówi równie dobrze po polsku, jak i po angielsku. I w tej kwestii nic się nie zmieni. Nie wyobrażam sobie także sytuacji, że rząd Theresy May zacznie wyrzucać mieszkających tu Polaków. Jedyną zmianą będzie to, że zmniejszy się napływ nowych imigrantów z Polski, co dla Polski nie będzie taką złą sytuacją, bo w pewnym stopniu zahamuje odpływ młodych Polaków, którzy mogliby pracować w swojej ojczyźnie. Zanim się jednak sytuacja się ustabilizuje możemy być świadkami kolejnej fali Polaków, którzy będą chcieli się jeszcze załapać na wyjazd do Wielkiej Brytanii.
Zawsze powtarzam, że na wolnym przepływie ludzi najbardziej tracą państwa o słabszych gospodarkach, które tracą swoich najlepszych obywateli, którzy pracują na rozwój innych krajów. W interesie Unii powinno być, aby poziom rozwoju poszczególnych państw jak najszybciej wyrównać. Bo nikt tak naprawdę nie chce wyjeżdżać ze swojego rodzinnego domu. To nie jest naturalny odruch. Ale jeżeli jest możliwość poprawienia swojego poziomu życia, to ludzie z niej korzystają.
Wracając do szkół sobotnich – powinny dalej prowadzić swoja działalność i nie pozwolić na to, aby ta histeria, która została wywołana w Anglii na skutek referendum doprowadziła do zachwiania się potrzeby istnienia szkół przedmiotów ojczystych. Nasze dzieci dalej mieszkają w Anglii i ważne jest aby miały świadomość swoich polskich korzeni.
Jedna rzecz, która mnie trochę martwi, to jest sprawa naszego polskiego A-Level. Czy władze angielskie będą teraz widziały sens dotrzymania obietnicy, jaką złożyli, że zachowają te języki obce na tym egzaminie? Z pewnością teraz nie jest to priorytet, Theresa May ma inne problemy na głowie. Ale martwi mnie, że ta decyzja zapadła w kwietniu, teraz mamy lipiec i sprawa nic nie poszła do przodu. Ponieważ jestem cały czas w kontakcie z AQA (organem, który zajmuje się przeprowadzaniem egzaminów A-Level), to ile razy tam jestem, to zadaję pytanie: „kiedy my zaczniemy pracować nad tą nową forma egzaminu.?” I za każdym razem otrzymuję odpowiedź: „Jeszcze nie wiemy, jak ten egzamin będzie wyglądał”. A ostatni egzamin według starej formuły będzie w 2018 roku, czyli już za dwa lata. Czyli we wrześniu uczniowie zaczną pracować nad programem do ostatniego egzaminu. To znaczy, że za rok powinni już zacząć się przygotowywać do nowej formy egzaminu. Więc mamy rok. Teraz trwają wakacje, nic przez okres letni nie będzie się działo. A przecież najpierw trzeba ustalić format egzaminu, następnie go napisać, przetestować, przeszkolić nauczycieli, stworzyć podstawę programową, opracować materiały i pomoce naukowe… To jest cały proces, na który mamy bardzo mało czasu. Nasz zespół ludzi czeka w gotowości do pracy. Na razie do wszystkich szkół poszła informacja na temat nowego egzaminu GCSE, ale te egzamin jest już napisany.
Dodatkowo pragnę podkreślić, że jeżeli dzieci doświadczają agresji na tle narodowościowym w szkołach angielskich (a mam takie sygnały), to obowiązkiem dyrekcji także szkół sobotnich jest pomoc tym rodzinom, którym powinno się doradzić, jak postępować w takich sytuacjach oraz od razu zgłaszać takie przejawy ksenofobii na policję.