Przez lata wydawało mi się, że polityka brytyjska jest przewidywalna. Wybory, zmiana rządu, obrady parlament – wszystko odbywa się według określonych zasad. I tak było. do 23 czerwca. Decyzja Brytyjczyków o tym, że chcę, aby ich kraj znalazł się poza Unią Europejską, zachwiała politycznym krajobrazem.
W dziwnym spektaklu, jaki obserwujemy od trzech tygodni, najdziwniejsze jest to, że prominentni zwolennicy Brexitu zniknęli z politycznej sceny. Zdecydowali o tym sami, albo zostali wypchnięci za kulisy. Jeszcze do ostatniego weekendu wydawało się, że Wielką Brytanię czeka kilka miesięcy politycznej pustki. Andrea Leadsom wyglądała na zdeterminowaną, by walczyć o przywództwo partii i o premierostwo. Zaledwie tydzień wcześniej w wywiadzie dla „The Sunday Telegraph” mówiła o sobie, że pod wieloma względami przypomina Margaret Thatcher. Wkrótce okazało się, że jej doświadczenie zawodowe nie wyglądało tak, jak napisano w nieco podkolorowanym CV. Lady Thatcher nigdy by sobie coś takiego nie pozwoliła.
W ostatni poniedziałek w południe minister ds. energii, jaką to funkcję pełni obecnie, Andrea Leadsom, wycofała się z walki. W odczytanym oświadczeniu stwierdziła, że nie ma wystarczającego poparcia wśród deputowanych torysów: głosowało za nią 84 spośród nich wobec 199, którzy poparli Theresę May. Ale z pewnością nie był to powód rezygnacji. Leadsom po prostu skompromitowała się. W wywiadzie dla „Timesa” powiedziała, że jest lepiej przygotowana do kierowania rządem, bo – w przeciwieństwie do konkurentki – ma dzieci. Gdyby od razu przeprosiła, zapewne o sprawie szybko by zapominano, ale Leadsom próbowała oskarżyć dziennikarkę o przekręcenie jej słów, a ta po prostu udostępniła nagranie. Kariera Leadsom jako pretendentki trwała 12 dni.
Kim jest Theresa May? Choć od lat jest jedną z najważniejszych osób w państwie, to właściwie niewiele o niej wiadomo. Urodziła się 1 października 1956 w Eastbourne, ale młodość spędziła w Oxfordshire. Jej ojciec Hubert Brasier był wikarym Kościoła anglikańskiego w Wheatley, miejscowości położonej w pobliżu Oxford. Swego męża Philipha May poznała podczas studiów w Oxford. Pobrali się w 1980 r. Wkrótce potem jej ojciec zginął w wypadku samochodowych, a po roku zmarła matka. Po studiach Theresa May zaczęła pracować w Banku Anglii. Następnie została konsultantką ds. finansów w UK Payments Administration.
Równolegle z karierą zawodową stawiała pierwsze kroki w polityce. W 1986 została wybrana do rady londyńskiej dzielnicy Merton, gdzie w latach 1988-1990 stała na czele komisji edukacji, w latach 1992-1994 była wiceprzewodniczącą frakcji Partii Konserwatywnej. W 1992 i 1994 bez powodzenia kandydowała do Izby Gmin. W 1997 uzyskała mandat parlamentarny, startując w okręgu wyborczym Maidenhead. W 2002 r. jako pierwsza w dziejach kobieta została przewodniczącą Partii Konserwatywnej. Wtedy też po raz pierwszy zaistniała w mediach i to z dwóch powodów: butów we wzór leoparda i ostrego wystąpienia, w którym stwierdziła, że konserwatyści, jeśli chcą zdobyć władzę, muszą zrzucić wizerunek „wrednej partii”. W 2003 została jednym z członków „gabinetu cieni”.
Po wyborach z maja 2010 została ministrem spraw wewnętrznych (Home Office) i pełniła tę funkcję do czasu powołania jej na stanowisko premiera. Równolegle, choć tylko przez dwa lata, była ministrem ds. kobiet i równości. Zasłynęła z kilku twardych decyzji, m.in. doprowadziła do deportacji do Jordanii radykalnego islamskiego duchownego Abu Katady, którego kazania były pełne nienawiści i był podejrzany o kontakty z Al-Kaidą. Podjęła tę decyzję wbrew Europejskiemu Trybunałowi Praw Człowieka, który orzekł, że ekstradycja Abu Katady byłaby naruszeniem Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, ponieważ w Jordanii groził mu proces oparty na zeznaniach wymuszonych prawdopodobnie torturami. Sąd jordański nie znalazł podstaw, by skazać go za kontakty z terrorystami i w 2014 Abu Katada opuścił więzienie.
Choć toczyła wiele sporów w Brukseli (m.in. nie zgodziła się na odgórne przydzielenie liczby uchodźców, jakie ma przyjąć każdy kraj członkowski), to podczas kampanii referendalnej opowiedziała się za pozostaniem Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. Gdy ogłoszono wyniki referendum, powiedziała „Brexit, to Brexit. Nie będziemy próbowali pozostać w Unii, przystąpić do niej tylnymi drzwiami, przeprowadzić ponownego referendum”.
„The Financial Times” nazwał Theresę May „liberalnym konserwatystą”. To przede wszystkim polityk, a nie ideolog, stwierdza dziennik, dodając, że interesuje ją przede wszystkim to, by postawione zadania zostały wykonane. „The Guardian” uważa, że nieprzewidywalna moralistka. Dlaczego nieprzewidywalna? Bo w postępowaniu tym co uważa za dobre lub złe. Ten jej własny kod sprawił, że głosowała za małżeństwami dla par homoseksualnych, ale też nakazała śledztwo w sprawie korupcji w policji i skandalu posłuchowego. Ken Clark stwierdził, że to „cholernie trudna kobieta”. Theresa May obróciła te słowa w żart, ale i zapowiedź: „Jean-Claude Juncker wkrótce się przekona jak cholernie trudna potrafię być”.
Może nie jest uwielbiana przez partyjnych kolegów, ale cieszy się dużym autorytetem. Jej spokój i opanowanie są być może jedyną gwarancję, że uda się utrzymać jedność Partii Konserwatywnej, choć już pojawiają się głosy, że namaszczona przez parlamentarnych kolegów Theresa May nie ma partyjnego, a tym bardziej społecznego mandatu do sprawowania swej funkcji. Są zdania, że należy przeprowadzić przyspieszone wybory. Część mediów nazywa ją „nową panią Thatcher”, ale te z lewej strony politycznego spectrum przyrównują ją raczej do Gordona Browna, ostatniego premiera sprawującego tę funkcję na mocy nominacji. Wiadomo, jak to się skończyło.
Julita Kin