Wielki, pokryty rdzawą blachą budynek Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku przypomina olbrzymi kadłub okrętu, który wydaje się jakby falować obok wysokich krzyżów- kotwic, pomnika Grudnia 70. Takie wrażenie sprawiają nierówne stalowe bryły fasad połączone wąskimi pasmami prześwitów oraz podłużne, niewielkie okna – otwory. Budynek ECS inaczej też zwany Muzeum Solidarności, świetnie się wpasowuje w industrialny, stoczniowy pejzaż tej części Gdańska. Stal, beton, metal, rdzawy koloryt ścian są jakby przedłużeniem w przestrzeni ogromnych dźwigów, które tuż obok budują kolejne statki w Stoczni Gdańskiej.
Siła bezsilnych
Ten efekt surowości i przemysłowej ciężkości nagle zanika zupełnie gdy wchodzimy do środka tego niezwykłego Muzeum. Znajdujemy się nieoczekiwanie w wysokim, jasnym, zimowym ogrodzie, gdzie po ścianach pną się zielone bluszcze, rosną drzewa i trawa. Efekt jest tym bardziej interesujący, że do tej przyrody wpasowują się „bezzgrzytowo” długie ruchome schody, metalowe balustrady, poziomy, lekkie ściany i oszklone windy jakby uczepione na zewnątrz pozornie rdzewiejących powierzchni. W tym holu znajdziemy skromną statuetkę o wielkim znaczeniu. To po raz pierwszy przyznana polskiemu muzeum Nagroda Muzealna Rady Europy za „fascynujący przykład instytucji kultury działającej na rzecz promocji wolności i solidarności”. W uzasadnieniu napisano: „Wydarzenia, do których się odwołuje i program instytucji czynią z niej forum współczesnej Europy. Udało się stworzyć z historii związku zawodowego Solidarność silne i poruszające źródło inspiracji dla aktywności i zaangażowania obywatelskiego.”
Misja tego niezwyczajnego muzeum brzmi: „Poznaj historię, zadecyduj o przyszłości”. Historia przypomniana jest i przedstawiona na dwóch poziomach. Na pierwszym piętrze mamy dzieje NSZZ „Solidarność”, a także trafnie nazwany okres PRL-skiej walki z komunizmem i pogłębiającym się kryzysem wszelkich wartości: „Siła bezsilnych”. W tej sali znajdziemy realia tamtych czasów: tłumy ludzi przed pustymi sklepami, dokumenty bezpieki, coraz bardziej patetyczną propagandę ustroju. Kolejne pomieszczenie to ciekawy biało-czerwony szlak, który w odbija się na suficie jako logo Solidarności – gdy spaceruje po nim wielu zwiedzających tworzą oni niejako „żyjące” hasło.
Drugie piętro to przypomnienie okrutnej i nieprzebierającej w środkach walki rządu ze społeczeństwem w czasach stanu wojennego. Wśród tarcz zomowców stoi odrestaurowany samochód milicyjny: symbol czasów przemocy. Dalej dochodzimy poprzez ruch oporu do przesłania pielgrzymek papieża Jana Pawła II, i światełka w tunelu: pogłębiający się kryzys doprowadza w końcu do pokojowego dialogu przy Okrągłym Stole. Potem już tylko tryumfuje wolność: w całym bloku Europy Wschodniej, w prawie niemożliwym do wyobrażenia w owych czasach, rozpadzie ZSRR, w tworzeniu nowego, demokratycznego świata. Kto przeżył tamte czasy na pewno poczuje i niepokój, i dumę z tego, czym dla zjednoczonej Europy była wtedy Polska. Przy wejściu do bramy stoczniowej widnieje zresztą tablica: „Tu zaczyna się Europa”.
270% normy Anny
Stocznia Gdańska to jedna z najstarszych i największych polskich stoczni. Powstała ona w roku 1945, tuż po wojnie, na miejscu gdzie budowano statki już w XV wieku. Wznoszono tam wtedy wspaniałe żaglowce, które obsługiwały hanzeatyckie porty Bałtyku. W roku 1922, na mocy Traktatu Wersalskiego stocznię przyznano Wielkiej Brytanii, Francji, Włochom i… Japonii. Utworzono wtedy spółkę akcyjną z udziałem kapitału polskiego. Wolne miasto Gdańsk miało w niej 20% udziału. Było to przedsiębiorstwo międzynarodowe o znakomitej reputacji. W czasie wojny, od roku 1940 stocznię przejęły Niemcy. Budowano w niej wtedy głównie okręty podwodne i militarne. Pierwszym polskim statkiem, zwodowanym w 1948 roku był „Sołdek”, nazwany tak od trasera, robotnika Stoczni, który wsławił się wykonywaniem pracy ponad normę i ogromnym zaangażowaniem w budowę „nowego” przemysłu dla komunistycznej Polski. Od tego czasu większość produkcji stoczni należała do ZSRR. I już w roku 1958 stoczniowcy rozpoczęli pierwszy strajk z powodów zwolnień, kar, złych warunków pracy i niskiego wynagrodzenia. W 1967 stocznia otrzymuje imię W.I. Lenina. Ta nazwa zostanie przypomniana gdy bramie nadano historyczny wygląd z sierpnia 1980 roku. Szybko jednak została odpiłowana z niemałym trudem przez szefa związku Solidarność już po kilku miesiącach w roku 2012, przed kolejnymi uroczystościami Sierpnia 80.
Rok 1970 to kolejne strajki w stoczni. Stłumiono je bezpardonowo, nie podejmując żadnych dyskusji z robotnikami. Uzbrojone oddziały Ludowego Wojska Polskiego zaatakowały z ostrej broni nie tylko strajkujących stoczniowców, ale i idących do pracy ludzi w Gdyni. Liczba ofiar nie jest znana do dziś. Te wydarzenia upamiętniają trzy wysokie krzyże, jakby „zakotwiczone” przed stocznią.
W 1980 kryzys w Polsce ciągle się pogłębia: brak jest wszystkiego, przy nieustającym eksporcie do ZSRR. Stoczniowcy jednak domagają się nie tylko materialnego polepszenia warunków bytu, ale i wolności słowa. Zarzewiem do strajku było zwolnienie suwnicowej Anny Walentynowicz. Ta kobieta to postać niezwykle interesująca. Osierocona w wieku 10 lat, przygarnięta przez obcych ludzi na Wołyniu, ukończyła jedynie 4 klasy szkoły powszechnej. Pracowała w gospodarstwach rolnych, piekarni, przy produkcji margaryny. Dla nowej władzy była postacią wręcz modelową, a i ona sama odwdzięczała się władzy ludowej pracując bez wytchnienia. Jako przodownica pracy (spawaczka) wyrabiała 270% normy! Nic też dziwnego, że przyjęto ją w szeregi młodych komunistów czyli do Związku Młodzieży Polskiej. Była nawet delegatką stoczni na zjazd w Berlinie. Anna jednak szybko rozczarowuje się „postępowym” państwem. Oddaje legitymację, wstępuje do Ligi Kobiet gdzie zaczyna walczyć o prawa pracowników. Pojawiają się kłopoty z Urzędem Bezpieczeństwa. W pewnym okresie ta jedna kobieta była inwigilowana przez 100 funkcjonariuszy! Na pięć miesięcy przed odejściem na emeryturę zostaje dyscyplinarnie zwolniona. Wstawiają się za nią pracownicy wydziału, którym pomagała przez lata. Wybucha strajk, którego pierwszym postulatem jest przywrócenia Anny do pracy. Od tego momentu ruch podziemnych związków zawodowych rośnie jak lawina. Tryumfuje w sierpniu 1980 roku, gdy dochodzi do podpisania porozumienia z rządem i legalizacji Solidarności.
Stocznia, po zmianie ustroju, znów jest spółką akcyjną. W roku 2011 wmurowano kamień węgielny pod ECS. Anna niestety nie doczekała tego momentu, zginęła rok wcześniej w katastrofie smoleńskiej. Dziś Muzeum Solidarności przypomina jej dzieje i życiorysy innych, odważnych i zdeterminowanych osób, dzięki którym mamy dziś wolne państwo, które coraz bardziej umacnia swoją, na długo zapomnianą, pozycję w nowoczesnej Europie.
Tekst i zdjęcia: Anna Sanders