15 września 2016, 12:11
Grzybobranie po angielsku

„Sos przyrządzamy z posiekanego czosnku, cebulki, bazylii oraz cieniutko pokrojonego ucha Żyda, zagęszczając go odrobiną śmietanki”…Wbrew pozorom przepis ten nie pochodzi z książki kucharskiej dla kanibali, ale z „Ultimate Mushroom Book”, a„ucho Żyda”, czyli „Jew’s ear” to bardzo smaczny grzybek, którym delektują się Anglicy. Po polsku jest nazywany uszakiem gęstowłosym i bardzo przypomina chiński smakołyk: grzybek mun.

Spotykany jest na drzewkach bzu czarnego i stąd dziwna nazwa grzyba, bo podobno na takowym miał się powiesić zdrajca Jezusa – Judasz.

 

Grzybowe befsztyki i czarcie jaja

Ucho Żyda to nie jedyny grzyb, który zbiera się w lasach Wielkiej Brytanii, a raczej pomija w Polsce. Na pniach starych dębów spotykamy tu często „beefsteak mushroom”. To duży, przypominający nieco krwistą hubę grzyb, z którego sączy się płyn czerwony jak krew. Faktycznie wygląda i jest w swojej konsystencji jak befsztyk. Podsmażony (po wymoczeniu w mleku) smakuje jak pyszne, grzybowe „mięso”.

W Polsce nosi on nazwę ozorek dębowy i jest grzybem rzadko spotykanym, pod częściową ochroną. Jak nazwa wskazuje rośnie on głównie na dębach i tam, gdzie posiała się grzybnia, drzewo ciemnieje od wewnątrz.

Taki dąb to gratka dla producentów stylowych mebli, bo ten naturalnie zaciemniony odcień jest bardzo poszukiwany.

Często jednak na zbiory beefsteak mushroom musimy zabierać ze sobą drabinę. W pobliżu miejscowości Holt (hrabstwo Norfolk) od wieków rośnie kolonia ozorka na prawie tysiącletnim dębie i grzyby w tej chwili znajdują się na wysokości 12 metrów!

W średniowieczu, na terenach Anglii, Francji i Niemiec bardzo poszukiwanym grzybem był…sromotnik bezwstydny (phallus impudicus) po angielsku stinkhorn. Sromotnik w dawnej polszczyźnie oznaczał kogoś lub coś, co przynosiło wstyd. No cóż, nie trzeba bardzo wytężać wyobraźni, by skojarzyć tego ciekawego grzybka z męskim przyrodzeniem. Ale nie tylko w związku z tym skojarzeniem nazwany został bezwstydnym. Kto raz poczuł w lesie zapach sromotnika, zapamięta go na całe życie. To smród padliny rozkładającej się od tygodni połączony z jakimś nieokreślonym, miodowym zapaszkiem. Obrzydliwy dla nas, „aromat” ten, przyciąga rzesze much, które swoim brzęczeniem namierzają nam położenie sromotnika.

Dojrzałych osobników się nie zbiera, ale w pobliżu znajdziemy młode, nierozwinięte owocniki w postaci „czarciego jaja”. To kula w której dorasta ów śmierdzący grzyb. I to z niej niegdyś przyrządzano (po usunięciu galaretowatej warstwy) wywary na miłosną potencję. Do tej pory dodaje się tego grzybka do kiełbas we Francji i Niemczech.

Może jest w tym trochę medycznej prawdy, ponieważ ostatnio odkryto, że wywar ze sromotnika przeciwdziała DVT, czyli Deep Vain Thrombosis, zwane inaczej syndromem economy class. Grzyb bowiem zawiera substancję, która leczy zakrzepicę, czyli unieszkodliwia zakrzepy spowodowane długim unieruchomieniem pasażera w siedzeniu na wiele godzin.

 

Leśny drób i czernidłak na alkoholizm

 

Kolejnym grzybem pomijanym w Polsce jest czernidłak kołpakowaty. Znajdziemy go na trawnikach miejskich i w Anglii i w Polsce. Jego pojawienie się sygnalizuje wysyp prawdziwków w okolicznych lasach.

Młode osobniki, jeszcze ciągle białe, nazywają Anglicy Lawyer’s Wig, czyli peruką prawnika. Bardzo przypomina bowiem to nakrycie głowy sprzed stuleci, ciągle używane w angielskich sądach. Siwe i postrzępione. Trzeba jednak uważać, by nie pomylić go z Common Ink Cap, bardziej brązową odmianą tego grzyba.

Jest ona w zasadzie nieszkodliwa, jeśli spożywa się ją bez alkoholu. Do dzisiejszych czasów używa się ją bowiem w leczeniu alkoholizmu. Nie jest śmiertelnie trująca, ale w spożyciu, w połączeniu z alkoholem powoduje silne wymioty, palpitacje serce, ogólny lęk i bóle brzucha. Po dawce tych grzybów, wiele osób po prostu boi się alkoholu.

Ink cap, czyli czernidłak bierze swoją nazwę od czasów średniowiecza, kiedy to używano go do wytwarzania atramentu, poprzez gotowanie grzybów, w stadium rozkładu, z małą ilością wody oraz pachnących goździków.

Oczywiście w Anglii są zbierane grzyby uznawane w Polsce za najlepsze czyli kozaki/ koźlarze, borowiki i kurki. Jednak te ostatnie nie powinny być mylone z angielskimi Chicken of The Woods czyli „leśnymi kurczakami”, z powodu ich żółtego koloru. Nazwa podobna, ale to zupełnie inne grzyby! To podobne do małych, pomarańczowych hubek narośla na pniach drzew, bardzo smaczne, ale nie te same.

Kurki nazywane są z francuska, chanterelle. I kolejny „drobiowy” grzyb to Hen of The Woods, czyli „leśne kury”, również na Wyspach zbierane, hubki podobne, ale nieco ciemniejsze.

Ciekawy jest na pewno fakt, że większość grzybów w Anglii zbiera się nie w lesie ale na…łąkach i polach do krykieta. To głównie pieczarki, ale jest też grzyb specyficzny dla tego kraju: St George’s Mushroom, czyli grzyb św. Jerzego, patrona Anglii. Pojawiają się one w okolicach 23 kwietnia, czyli święta patrona tego kraju. Do wzrostu potrzebują wapiennego podłoża, które jak wiadomo jest pospolitym gruntem na Wyspach. To grzyb jasny, trochę pieczarkowaty, ale nie ciemnieje pod kapeluszem. Bardziej złoty niż biały. Rośnie zwykle w pierścieniach, które mają czasem po kilkaset lat. Wytrawni zbieracze patrolują pola do krykieta przed jego pojawieniem się, i pilnują by go wyzbierać, przed rozpoczęciem sezonu na granie.

Oczywiście i w Anglii pojawia się prześliczny muchomor czerwony, z białymi kropkami na kapeluszu. To grzyb bardzo ostentacyjny i raczej nikt go nie zbiera…oprócz mieszkańców Laplandii. Jest to bowiem przysmak…reniferów. Ludy Sami zbierają te śliczne grzyby, suszą je i rozsypują wokół trasy, którą chcą przeprowadzić swoje stada. Renifery łatwo wywęszą podrzucone grzyby i je zjadają. Toksyny w nich zawarte sprawiają, że zwierzaki są w stanie raczej nietrzeźwym. Powodują one u ludzi (i pewnie też u reniferów) halucynacje i euforię podobną do upojenia alkoholowego. Stąd łatwiejsze naprowadzenie stada.

Zawsze jednak trzeba pamiętać, że grzyby są śmiertelnie trujące. W całej Europie spotkamy muchomora sromotnikowego, podobnego do pieczarki lub kani, grzyba o zielonkawym odcieniu kapelusza. Jeden duży owocnik może zabić kilka osób. I nawet lata naukowych badań nie przyniosły odtrutki na jego niszczące toksyny.

Są grzyby niejadalne (bo niesmaczne), ale i grzyby śmiertelnie trujące. Gdy chcemy spróbować swoich sił w angielskim grzybobraniu, zapytajmy naszych przyjaciół z tego kraju, niech oni nam pokażą właściwe grzyby. Dzięki temu odkryjemy wspaniałe, nowe smaki i unikniemy zatruć. Powodzenia!

 

Tekst i zdjęcia: Anna Sanders

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Anna Sanders

komentarze (1)

  1. Za mną już 3 grzybobrania i 2 pełne kosze z każdego wypadu 😉