Czym się różni wschód od zachodu? To proste. W tym pierwszym, w krajach leżących na wschodzie, obwiązującym strojem plażowym jest burkini, czyli skrzyżowanie islamskiej burki okrywającej szczelnie kobietę przed wzrokiem mężczyzny, z bikini a raczej jego szczątkami, natomiast na zachodzie normą jest brak stroju. Dlatego dziś bardzo łatwo jest odróżnić, czy człowiek jest na wschodzie czy na zachodzie.
Podkreślam słowo ŁATWO, bo sam miałem w szkole zawsze wielkie problemy z określeniem kierunków geograficznych. Pani nauczycielka tłumaczyła:
– Andrzeju, wystaw prawą rękę, o tak. Tam jest wschód. A z twojej lewej strony jest zachód. Na wprost patrzysz na północ, a za plecami masz południe – tak mówiła. Niby proste, co z tego, skoro mnie myliły się ręka lewa z prawą! Zostało mi to do dzisiaj, no, może do wczoraj, bo kiedy wędruję z mapą to zamiast skręcić na wschód, czyli w prawo, skręcam na zachód – w lewo. O, nawet teraz nie jestem pewien, czy dobrze wszystko napisałem. Na szczęście w telefonie mam wgraną aplikację z mapą i w razie problemów włączam ją. Gorzej, kiedy wyładowuje się bateria i telefon zamiera. Ale do rzeczy.
Jak więc najpewniej rozpoznać kierunki świata? Wystarczy pójść na plażę. Na wschodzie Europy spotkamy na pewno piękne kobiety zażywające słońca oraz kąpieli w morzu ubrane w burkini, zaś na zachodzie zobaczymy równie piękne kobiety opalające się na piasku bądź pluskające w wodzie ubrane w nic, czyli nagie. Z tym, że ten podział na wschód i zachód Europy wymaga pewnej korekty, bowiem geograficzny wschód leży tam, gdzie znajduje się mentalny zachód i odwrotnie. To znaczy, że tam gdzie kompas lub mapa w telefonie pokazuje zachód, znajduje się obyczajowy wschód.
Wszystko jasne? Nie bardzo? No dobrze. Objaśnię to na konkretnym przykładzie.
Zapraszam do siebie gościa, dajmy na to z kraju leżącego na geograficznym zachodzie Europy. Chcę być gościnny jak Polak, więc pokazuję mu wszelkie przejawy życia codziennego w naszym kraju. Nie tylko zaciągam go do knajpy na całodniowe picie, ale również zapraszam na spacer po pięknym polskim wybrzeżu. Pogoda nam sprzyja i mimo że to już połowa września, nad Bałtykiem jeszcze tłumy. Kiedy chce nam się pić, wchodzimy do sklepu po coś chłodnego. Znajomy jednak dziwnie patrzy i chce coś skomentować.
– O co chodzi? – pytam.
– Zobacz ile tu rozebranych ludzi. Dlaczego oni przychodzą tutaj półnadzy? – zwraca mi uwagę. – Nie mogą się ubrać? Ktoś im skradł stroje na plaży?
Rzeczywiście, w sklepie pełno gołych brzuchów, owłosionych torsów, gołych pleców i strojów stosownych do plaży, nie do spacerowania po głównej ulicy miasta oraz jej sklepach.
– Może warto by wprowadzić zakaz wchodzenia w strojach plażowych do sklepów i innych instytucji? – proponuje przybysz z innej części świata. Hmm, zastanawiam się nad tym pomysłem w drodze na plażę.
Tymczasem nad Bałtykiem czeka na nas jeszcze większa niespodzianka.
Wszędzie pełno golasów, i to tych prawdziwych, ubranych w nic!
Spacerują, plażują, kapią się nie zwracając uwag na tekstylnych, czyli na nas. Dzieci, mężczyźni, kobiety.
– Oooo – znajomy z wrażenia nie może wydać z siebie głosu. – U was panuje wielka swoboda obyczajowa.
– Tak – ratuję sytuację. – Bo u NAS NA ZACHODZIE żyje się inaczej, bardziej swobodnie, a normy obyczajowe przejęliśmy od was – odbijam piłeczkę, ale czuję się niepewnie z moją argumentacją. Znajomy nie daje się zwieść pozorom.
– Przecież WY żyjecie na wschodzie, to MY mieszkamy na zachodzie. Ale zaręczam ci, u nas nie zobaczysz takiej swobody obyczajowej na co dzień. Golasy w sklepach, na ulicach, na przystankach, na plaży i w restauracji nadmorskiej… Nie, nie tak wygląda życie na zachodzie. Zresztą, jeśli nie wierzysz, to przyjedź, sam się przekonasz.
Chciałem jeszcze zaprotestować, ale zamilkłem. Zaraz potem przeczytałem, że strój burkini jest nie tylko obowiązkowy wśród muzułmanek na plażach Francji i Wielkiej Brytanii, ale wręcz staje się modny wśród pozostałych Europejek! Czyli wschód rozgościł się na zachodzie, a zachód na wschodzie. No, chyba że znowu coś pokręciłem. Ale nigdy nie byłem dobry z geografii.
Andrzej Kisiel
marryl
Uwielbiam felietony p. Andrzeja 😀