W lecie 2011 r. w Londynie doszło do zamieszek, których głównymi uczestnikami była młodzież. Rabowano sklepy. Wynoszono z nich telefony komórkowe, smartfony, telewizory, ubrania sportowe, a nawet tanią sztuczną biżuterię. Ulice w niektórych dzielnicach wyglądały jak po zbombardowaniu. W okolicach stacji kolejowej Clapham Junction kilka domów zostało spalonych, a na ulicy St John’s Wood ocalał jeden sklep. Nikt nawet nie rzucił kamieniem w szybę. Była to księgarnia.
„Fakt ten pokazuje lepiej niż jakikolwiek sondaż konsumencki, że młodzież nie potrzebuje książek, nawet wtedy, gdy są za darmo. Większość uczestników zamieszek zapewne nie umie czytać” – spuentował całą tę sytuację dziennikarz „Evening Standard”.
W wielu dzielnicach Londynu nie ma ani jednej księgarni, a jeśli już, są to księgarnie prowadzone przez organizacje charytatywne. Ale i one ulegają likwidacji. Więcej osób chce wyzbyć się książek niż je kupić.
Zdarzają się też pozytywne przykłady, świadczące o tym, że – przynamniej dla pewnej grupy osób – księgarnie są potrzebne. Na wiosnę tego roku niewielka niezależna księgarnia Big Green w dzielnicy Wood Green padła ofiarą złodzieja. Wykorzystał on moment, gdy właściciel był zajęty rozmową z klientem i ukradł z nieopatrznie zostawionej otwartej kasy £600. Ktoś powie: niewielka strata. Jednak nie w tym przypadku. Księgarnia nie przynosi dużych dochodów. Właściciele zainwestowali przed ośmiu laty £60.000 bankowej pożyczki w wyposażenie wnętrza i kupno książek. Nie są tylko sprzedawcami. Organizują wieczory autorskie, spotkania dla najmłodszych, dla których jest to czasem pierwsze zetknięcie się z książką (domowe biblioteki stają się rzadkością), literackie spacery po okolicy itp. Dla właścicieli strata była istotna.
Właścicielka napisała o tym nieprzyjemnym epizodzie na Twitterze. Sprawą zainteresował się redaktor, prowadzący stronę internetową poświęconą książkom w „Guardianie”. Za jego pośrednictwem można było przekazać wsparcie dla obrabowanych księgarzy. Jakież było ich zdumienie, gdy w ciągu 24 godzin dotacje przekroczyły czterokrotnie pierwotny cel, czyli £600. Liczba klientów w księgarni zwiększyła się. Tu także przynoszono dotacje, kupowano książki zarówno w sklepie jak i za pośrednictwem strony internetowej, a ktoś – dla osłodzenia życia – przyniósł trzy paczki biskwitów. Wielu tych, którzy wsparli księgarzy, podkreślało, że pełnią oni ważną rolę w lokalnej społeczności.
Październik to miesiąc nagród literackich. W Polsce rozdano już Nike. W połowie miesiąca poznamy nazwisko laureata Literackiej Nagrody Nobla, a podczas specjalnej gali, która odbędzie się w londyńskim Gildhallu 24 października, wręczony zostanie czek na £50000 laureatowi Man Brooker Prize.
Nie trzeba być wielkim twórcą, by mieć szansę na specjalną nagrodę z zakresu literatury. Londyńska księgarnia Heywood Hill postanowiła uczcić 80-lecie swego istnienia, organizując książkową loterię The Library of a Lifetime. Uczestnik loterii powinien podać tytuł książki (wraz z imieniem i nazwiskiem autora), która odegrała ważną rolę w jego życiu. Książka musi być napisana po angielsku lub przetłumaczona na ten język i wydana po 1936 r., w którym to roku George Heywood Hill otworzył w dzielnicy Mayfair swoją księgarnię. Zwycięzca będzie otrzymywał co miesiąc jedną książkę w twardej oprawie aż do końca życia. Zwycięzca drugiej nagrody otrzyma roczną, a trzeciej półroczną subskrypcję A Year in Books.
„Każdy człowiek jest inny. Ma inne zainteresowania i preferencje – mówi Karin Scherer, z księgarni Heywood Hill. – Dlatego zanim rozpoczniemy wysyłkę książek, usiądziemy ze zwycięzcami, by poznać ich gust.” Nie będzie to więc wysyłka „w ciemno”. Inicjatywa ta ma także inne znaczenie – na podstawie zgłoszonych przez czytelników propozycji utworzona zostanie lista najpopularniejszych książek anglojęzycznych, wydanych w ciągu ostatnich 80 lat. Ten międzynarodowy konkurs zostanie zamknięty 31 października br.
W ostatnich kilkunastu latach pojawiają się głosy, że jesteśmy świadkami narodzin nowej epoki – epoki bez książek. Wizja społeczeństwa, które książek nie potrzebuje, nie jest niczym nowym. Przedstawia ją William Morris w książce wydanej w 1890 r. „News from Nowhere (or, An Epoch of Rest)”, która ukazała się w Polsce tylko raz, w 1902 r. pod tytułem „Wieści znikąd, czyli Epoka spoczynku. Kilka rozdziałów utopijnego romansu”. W przedstawionym w tej książce idealnym społeczeństwie w przyszłości osoby wykształcone stanowią margines, a większość żyje w zgodzie z naturą lub zajmuje się rzemiosłem artystycznym. W rok po opublikowaniu książki Morrisa ukazała się powieść obyczajowa George’a Gissinga „New Grub Street”. Jest w niej przedstawiona m.in. postać bogatego właściciela papierni, który jest wrogiem kształcenia opartego na wiedzy książkowej, uważając, że ważniejsza jest sprawność fizyczna. „Chciałbym, aby cały literacki biznes zniknął” – mówi w jednym miejscu.
Mam nadzieję, że Internet, e-booki, książki mówione, których można słuchać podczas biegania po parku, nie zniszczą książki drukowanej. Ma ona tę zaletę, że można na marginesie robić uwagi, a po przeczytaniu komuś pożyczyć lub dać w prezencie. Pojawia się coraz więcej księgarnio-kawiarni, w których jedni ślęczą przed ekranem komputera, a inni – sięgają po książkę z półki. Wszystko to napawają umiarkowanym optymizmem, że epoka Gutenberga jeszcze nie przeszła do historii.
Julita Kin
testimony
Jestem Kathlyn Ross rezydentem / obywatelem Polski. Mam 51 lat businesswoman. Kiedyś miałem trudności z finansowaniem mojego projektu / firmy. Gdyby nie dobry przyjaciel, który przedstawił mnie panu suisse, który jest pożyczkodawcą pieniędzy, aby otrzymać pożyczkę w wysokości [100.000 USD] (357.675.934060 PLN) ze swojej firmy. Kiedy się z nimi skontaktowałem, zajęło mi to 48 godzin, aby uzyskać zgodę na pożyczkę i przelać na moje konto po spełnieniu wszystkich warunków opisanych w ich umowie / warunkach. Nawet jeśli masz kiepski kredyt, nadal oferują Ci taką usługę Jeśli potrzebujesz pilnej pomocy finansowej możesz się z nimi skontaktować, aby uzyskać pożyczkę za pośrednictwem tego adresu e-mail: [suissecreditloans@yahoo.com]