Pogoda za oknem nie zachęca do spacerów. Prawdę mówiąc nie zachęca do niczego. Ostatnia wyprawa nad morze, podkreślam że chodzi o POLSKIE morze, skończyła się przymusową kąpielą i tygodniową kuracją zdrowotną w domu. Ale jestem patriotą i nie wyobrażam sobie wypoczynku inaczej niż nad zimnym, sztormowym i zatłoczonym polskim morzem.
W naszym kraju, po latach nihilizmu, wracamy do korzeni polskości i nie wstydzimy się tego promować na forum europejskim. Wyprawa nad morze skończyła się mało ciekawie, bo zamiast wypoczywać jak miliony kosmopolitów tam, gdzie woda ciepła, niebo błękitne a ludzie rozmawiają po hiszpańsku, uparłem się być patriotą. Na Bałtyku panował sztorm i było przeraźliwie zimno, a ja za wszelką cenę chciałem zrobić ładne fotografie dla znajomych. Zamiast pięknych widoczków z Costa Brava wysłałem im obraz ciemnogranatowego rozszalałego morza na tle równie ciemnogranatowego rozszalałego nieba.
Gdybym sfotografował czarną kartkę nie ruszając się z domu, efekt byłby podobny. Ale liczą się chęci. Wszystkim bardzo podobała się pocztówka z wybrzeża, a ja zafundowałem sobie tydzień choroby po spacerze nad morzem.
Siedząc w domu zacząłem rozmyślać. Właściwie można by rozkręcić niezły interes na takich sztormach. Można pokazać się w telewizji, zdobyć trochę chwilowej sławy i pieniędzy. Zaledwie kilka dni temu Amerykę Północną nawiedził wielki huragan, niby nic nowego, bo trwa sezon sztormowy, ale media najchętniej pokazywały pewnego faceta, który – zamiast uciec przed żywiołem gdzie pieprz rośnie, poczekał na największą wichurę (a mieszkał na opuszczonej platformie na środku morza) i wtedy wygodnie rozsiadł się na leżaku podczas gdy wkoło szalał sztorm. To prawie tak samo jak Kisiel nad Bałtykiem, tylko że tamtego faceta pokazywała telewizja CNN i BBC a mnie w Polsce – nikt. Jestem na 200% pewien, że tamten gość, który miał fantazję ułańską, z pewnością był Polakiem, bo żaden normalny facet by tego nie zrobił. Ale Polak potrafi!
Powiem więcej, dzięki zmianom klimatycznym to właśnie Polacy mają największe szanse zrobić na tym złoty interes. Dlaczego? Bo nasza wrodzona przekora i wyobraźnia sprawiają, że nie znamy pojęcia „nie da się”. Zbliża się zima stulecia? Na ulicach rekordowe zaspy? Nie da się przejechać a z budynku trzeba wychodzić przez komin, bo dom zasypany aż po dach? To doskonale! W górach lawiny jakich nie pamiętają najstarsi górale? Świetnie! Proponujemy klientom ekstremalne przeżycia, jedyne takie we Wszechświecie! Zjazd w wielkiej kuli śnieżnej wywołanej przez lawinę. Oferta dla singli jak również całych rodzin. Matki z dziećmi mają zniżkę. Zbliża się gigantyczna powódź, która zagraża miastom wsiom i całemu krajowi? Zamiast uciekać, szykujemy kajaki i łodzie dla żądnych wrażeń turystów ateistów, a dla wierzących budujemy Arkę. Zarobić da się nawet na kryzysie w górnictwie. Każda zamykana kopalnia węgla to potencjalna żyła złota. Miłośnikom eksploracji proponujemy trzydniowe wczasy pod ziemią, z główną atrakcją: wyczołgiwaniem się z zawalonej starej kopalni. Z każdym chętnym oczywiście wcześniej podpisujemy umowę, że jeśli nie wróci na powierzchnię po siedmiu dniach, to akcję ratunkową i pochówek organizujemy na koszt rodziny.
Nasz biznes możemy stopniowo poszerzać o ofertę w innych krajach. W Wielkiej Brytanii proponujemy turystom skoki na bungie z londyńskiego Big Bena a dla miłośników wypoczynku na łonie przyrody organizujemy zawody wędkarskie pt. „Łowimy potwora z Loch Ness na spinning”. Nagroda główna: selfie z potworem na pierwszej stronie głównych brytyjskich gazet. Nie chcę rozwijać tematu, bo ktoś może wykorzystać moje pomysły i zacznie na tym zarabiać a ja będę musiał szukać kolejnej niszy rynkowej. Powiem krótko: kto szuka pomysłu na życie, znajdzie go. A Polak na pewno. Niedawno przeczytałem, że na Grenlandii odnaleziono najstarsze ślady życia na Ziemi. Pochodzą podobno sprzed 3,7 mld lat. Jak myślicie, kto zostawił pierwsze ślady?
Tak, oczywiście, to był nasz rodak. Polak. Tylko co on robił wtedy na Grenlandii?