20 października 2016, 10:28
Śladami Poli Negri
– Była niezwykłą kobietą. Ten film to mój hołd dla niej i ukoronowanie projektu, którym zajmuję się od 14 lat – mówi Yvonne Potter, współscenarzystka obrazu o Poli Negri, w rozmowie z Piotrem Gulbickim.

Apolonia Chałupiec, czyli Pola Negri, nie doczekała się wcześniej filmowej biografii.

– To bardzo smutne, bo dziś jest praktycznie zapomniana. A przecież miała wielki wkład w rozwój Hollywoodu i światowego kina. Jej współpraca z Ernstem Lubitschem była niezwykle owocna, wszystkie największe niemieckie filmy, w których grała, zostały wyreżyserowane właśnie przez niego. W tym „Madame Dubarry”, produkcja, która odniosła w Stanach Zjednoczonych ogromny sukces. W ciągu tygodnia obejrzało ją ponad 100 tysięcy widzów.

Pola nie bała się wyzwań – brała trudne role i świetnie dawała sobie z nimi radę, a przez kilka lat, jako gwiazda Paramount Pictures, znakomicie zarabiała. Na dzisiejsze pieniądze to około 3,5 miliona dolarów rocznie. O jej popularności świadczy fakt, że otrzymywała od swoich fanów ponad 1000 listów tygodniowo, praktycznie ze wszystkich zakątków globu. Niewątpliwie była ikoną swoich czasów, dlatego postanowiłam, że muszę przybliżyć jej historię współczesnym widzom.

Pod kątem filmowych sukcesów?

– Nie tylko, również życia prywatnego. A było ono bardzo bujne. Wystarczy powiedzieć, że miała wiele romansów, między innymi z Charlie Chaplinem i Rudolfem Valentino.

Yvonne Potter (w środku) w towarzystwie Lei Sellers i Rafa Buksa
Yvonne Potter (w środku) w towarzystwie Lei Sellers i Rafa Buksa

Pomysł sportretowania drogi Poli Negri dojrzewał w twojej głowie od lat.

– W 2002 roku na Festiwalu Filmów Niemieckich spotkałam Jana A. P. Kaczmarka, późniejszego zdobywcę Oscara za muzykę do obrazu „Marzyciel”. Wtedy nie był jeszcze tak znany, ale jego hollywoodzka kariera niebawem miała nabrać tempa. Usiadł koło mnie, zaczęliśmy rozmawiać i w ten sposób rozpoczęła się nasza przyjaźń, która trwa do dziś. Byłam tak zainspirowana jego kreatywnością i historią życia, że po powrocie do domu wpisałam w internetowej wyszukiwarce hasło „Sławni Polacy”, szukając wybitnych ludzi pochodzących znad Wisły. Na liście obok czarno-białych obrazków mężczyzn pojawiła się również Pola Negri i od razu, od pierwszego spojrzenia, ujęło mnie piękno, wyraz twarzy oraz siła ducha, jaka od niej biła. Czego dokonała? Dlaczego wcześniej nie słyszałam o tej kobiecie? – zaczęłam zadawać sobie pytania. Taki był początek mojej trwającej już 14 lat drogi w odkrywaniu jej prawdziwego oblicza.

Długa podróż.

– Ale niezwykle ciekawa i inspirująca. W każdej wolnej chwili szukałam informacji o Poli, pojechałam też do San Antonio w Teksasie, żeby zbadać jej osobiste archiwum. Ciekawym doświadczeniem było spotkanie z członkami rodziny aktorki oraz ludźmi, którzy ją znali. Mając tyle informacji i stosy prywatnej korespondencji zdałam sobie sprawę, że to materiał na pasjonujący film. Przez moją polską przyjaciółkę, która pracowała dla producenta Michaela Phillipsa w Los Angeles, w 2007 roku poznałam utalentowaną scenarzystkę, Angielkę Leę Sellers, która nie kryła zadowolenia, że może dołączyć do mojego projektu. Razem z mężem wyjechaliśmy wówczas z Los Angeles do Londynu, gdzie przez rok pracowałam z Leą nad scenariuszem. To był bardzo intensywny okres – prawdziwa burza mózgów, wymiana pomysłów, oglądanie niemych filmów, dyskutowanie nad fabułą. Aż w końcu przyszedł czas na przelanie tego na papier i znalezienie odpowiedniej aktorki. Chętna do zagrania głównej roli była Holenderka Carice van Houten, nawet dwukrotnie się z nami spotkała żeby omówić szczegóły, ale jej życie zmieniło się jednej nocy, kiedy otrzymała rolę w filmie „Game of Thrones” na HBO. I poszukiwania trzeba było zacząć od nowa.

Do wszystkiego dochodziliśmy krok po kroku. Na Festiwalu Filmowym w Cannes spotkałam Rafa Buksa z firmy Buksfilm, który zgodził się zostać producentem naszego filmu. Z kolei konsultantem obrazu jest brytyjski historyk kina i laureat Honorowego Oscara Kevin Brownlow. To dzięki jego staraniom połączono dwie odnalezione części „Żółtego paszportu” z Polą w roli głównej i kompletny film po wielu latach wreszcie ujrzał światło dzienne.

Poza nimi wspiera nas wiele osób i instytucji – wśród nich rodzina i spadkobiercy naszej bohaterki w USA, finansista i przedsiębiorca Igor Chalupec, a także Dorota Łańcucka, która w 2005 roku utworzyła Lipnowskie Towarzystwo Kulturalne im. Poli Negri. Bez pasji, pomocy i ambicji całego zespołu projekt tej wielkości nie miałby szans realizacji.

Kiedy film będzie gotowy?

– Myślę, że w przyszłym roku. Warto dodać, że dziewięć lat temu założyłam poświęconą Poli stronę na Facebooku, która obecnie ma ponad 17 tysięcy odsłon miesięcznie. Codziennie umieszczam tam zdjęcia, dawne i współczesne wycinki z różnojęzycznych gazet oraz zaproszenia na pokazy filmowe. A fani dzielą się tymi materiałami na swoich profilach. Czuję się jakbym była PR-owcem Poli i przyznam, że nie mogę, albo raczej nie chcę, przestać tego robić.

Ale nie tylko ona jest ci bliska.

– Jestem też pod wielkim wrażeniem Tadeusza Kościuszki. W ciągu ostatnich dwóch lat przeczytałam ponad 70 książek i zebrałam informacje na temat tego człowieka, jakie ukazały się po niemiecku, francusku, angielsku i polsku. Obejrzałam również kilka filmów fabularnych opartych na wydarzeniach amerykańskiej wojny domowej oraz wiele produkcji dokumentalnych.

Życie Kościuszki w Ameryce to poruszająca historia, dedykuję ją mojemu synowi, który jest potomkiem w piątym pokoleniu Jakuba Rittera, żołnierza walczącego u boku generała George’a Washingtona nad rzeką Brandywine Creek. Ritter napisał później książkę o swoich doświadczeniach na polu bitwy.

Zawsze dużym przeżyciem są dla mnie wizyty w West Point, słynnej Akademii Wojskowej zaprojektowanej przez Kościuszkę. Chodząc tamtejszymi ścieżkami myślę o jego niezwykłych osiągnięciach – jako żołnierza oraz propagatora praw człowieka.

Zrobisz o nim film?

– Mam nadzieję, póki co priorytetem jest produkcja o Poli Negri.

Pasjonują cię życiorysy wybitnych Polaków bo masz polskie korzenie?

– Na pewno, chociaż pochodzę z mieszanego małżeństwa. Mój ojciec jest Brytyjczykiem, natomiast mama urodziła się w Istebnej, w Beskidzie Śląskim. Tańczyła w tamtejszym zespole ludowym, a w latach 60. ubiegłego wieku wyemigrowała do Anglii. Jej dziadek, Jan Juroszek, był zastępcą burmistrza Istebnej i miał duży udział w powstaniu tam pierwszej biblioteki oraz czytelni dla górali. Wpajał im, że uprawa ziemi oraz hodowla zwierząt nie wystarczą i że muszą rozszerzać swoją wiedzę na temat literatury oraz bieżących spraw społeczno-politycznych. Informacje o jego działalności szybko się rozprzestrzeniły, a z czasem został przedstawiony Henrykowi Sienkiewiczowi. Korespondowali ze sobą, nawet kilkakrotnie się spotkali.

Natomiast ja urodziłam się i wychowałam w Londynie. Uczęszczałam do Polskiej Szkoły Sobotniej na Chiswick, brałam udział w wielu polskich inicjatywach – między innymi w Teatrze Syrena oraz w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym. Jestem bardzo dumna ze swojego pochodzenia. Jako nastolatka wielokrotnie jeździłam w rodzinne strony mamy i do dziś pozostały mi z tamtych wypraw piękne wspomnienia.

Teraz mieszkasz w Stanach Zjednoczonych.

– Konkretnie w Nowym Jorku. W 1998 roku ukończyłam King’s College London, gdzie studiowałam języki francuski i niemiecki, po czym zaczęłam pracować w Wizji Sport, polskiej stacji telewizyjnej mającej wtedy swoją bazę w Maidstone. Jedną z moich koleżanek była Kasia Madera, obecna prezenterka BBC, która była zatrudniona przy produkcji.

Ale długo miejsca tam nie zagrzałaś.

– Dwa lata później wyjechałam do Los Angeles, gdzie zaczęłam studia na tamtejszym University of California, na kierunku PR w rozrywce. Ukończyłam je z wyróżnieniem, dzięki czemu otrzymałam stanowisko stażystki w prestiżowej firmie Rogers & Cowan. Brałam wówczas udział w kampanii promującej film Jerzego Antczaka „Chopin: Desire for Love”. Na pokaz przedpremierowy, który odbył się w luksusowej sali z czerwonymi pluszowymi krzesłami przy Sunset Boulevard, zaprosiliśmy kilku czołowych amerykańskich dystrybutorów. Problem z tym filmem był jednak taki, że miał on bardzo słaby angielski dubbing. Wtedy postanowiłam, że będę pisać scenariusze.

I udało się.

– Udało! Param się różnymi rzeczami związanymi z branżą filmową. Robię to, o czym marzyłam jako dziecko, jednak wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, jak wymagająca jest praca w przemyśle rozrywkowym w Los Angeles. To nie pięć dni w tygodniu, tylko 24 godziny na dobę – na okrągło, bez względu na osobiste życie. W 2005 roku zaczęłam pracować dla Paula Anki, który akurat wydał nowy album i planował tournee po Europie, w tym po Polsce. Mimo że miał dwóch asystentów często dzwonił do mnie, na przykład raz o 4.30 rano w niedzielę. Musiałam jechać do biura i zająć się sprawami, które działy się 5 tysięcy kilometrów dalej, ponieważ trzeba je było załatwić natychmiast. Hollywood nie ma litości, na każdym kroku słyszysz, że są setki ludzi w kolejce, którzy chętnie zajmą twoje miejsce.

To pobudza do działania?

– W jakimś sensie tak. Adrenalina jest duża, do wszystkiego można się przyzwyczaić. Kreatywny umysł nie ma odpoczynku…

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_