22 października 2016, 10:04
Tacy sami

Z jednej strony zaszły ogromne zmiany, z drugiej strony zaś można powiedzieć, że wcale się nasz polski Londyn nie zmienił – zagaił rozmowę jeden z polonijnych nestorów.

Jego zdaniem nie zmieniło się to, co zawsze ściągało ludzi do brytyjskiej stolicy, wszyscy wiążą z tym miejscem jakieś nadzieje, czegoś tu szukają. Ale jest oczywista różnica. Stara emigracja nie była zarobkową. Była emigracją polityczną i intelektualną. Kierowała się normami i zasadami obowiązującymi przed wojną.

I przez to – a raczej dzięki temu – atmosfera polskiego Londynu była przez lata taka sama jak w przedwojennej w Warszawie. Trwało to do końca lat sześćdziesiątych. Wówczas zaczęło się odczuwać schyłek. Przerzedzały się elity. W 1971 roku umarł redaktor „Wiadomości” Grydzewski. Elita literacka (a w gruncie rzeczy takie towarzyska) spotykająca się w „Ognisku Polskim” zaczęła powoli topnieć. A nie było następców.

Dzieci i wnuki tamtego pokolenia to już inni ludzie. Skończyła się pewna epoka, a nie zaczęła dla Polaków inna.

Wiem, wiem – pomyślicie Państwo, że to jakieś jeremiady. Komunały o braku środowisk opiniotwórczych, braku reprezentantów polskich, którzy mają siłę przebicia, ambicje. Truizmy, że przeszkodą był tu stosunek do nowych, młodszych ze strony starej emigracji.

Pierwszą przeszkodą w połączeniu czy choć zbliżeniu tych dwóch światów, było to, że mówiły one różnymi językami. Ale kiedy to się zaczęło? Przecież nie w roku 2004!

Może już we wspomnianym 1971? „Wiadomości” szły swym życiem jeszcze przez dziesięć lat pod redakcją Chmielowca i Kossowskiej, ale czytelników nie przybywało. Gdy zapadła decyzja o zamknięciu tygodnika, pojawił się pomysł kontynuacji, ale było za wcześnie by wyszedł on ze strony nowych przybyszy z Polski – emigracji solidarnościowej. Ten pomysł został odrzucony, a pismo w rezultacie zamknięte, bo spadkobiercami i następcami chcieli być ludzie, którzy reprezentowali młodszy garnitur starej emigracji. Był to ich jedyny atut, o czym mówiła mi kiedyś bez cienia złośliwości Stefania Kossowska…

Jak to jest więc ze smakiem i stylem naszego polskiego Londynu dziś? Polacy mają zwykle wysokie mniemanie o sobie i często wygórowane ambicje. Mają nadzieję na zachowanie pozycji, jaką dał im uzyskany dyplom. Gdy nie udaje im się żyć wygodnie wśród ludzi swego pokroju, stają się zarozumiali, nadrabiają miną.

A przecież nikt nie jest lepszy czy gorszy. W ogólnym rozrachunku wszyscy są tacy sami. I starzy, i młodzi.

Tu polonijny nestor opowiada anegdotkę:

– Mam okazję rozmawiać (raz w roku!) z pewnym panem z Ealingu, wracamy razem metrem z okolicznościowego, dorocznego zebrania. I co roku pan ów przekonuje mnie, że dzisiejsza młodzież jest okropna, wyjątkowo wulgarna itp. Przypominam mu więc (co roku!), że gdy był w wojsku, w Rosji na posiółku czy w innej gromadzie osadników, też tak mówiono czy się zachowywano. On sam pewno też. Tylko na starość o tym zapomniał.

– Ooo, wie pan, ale to było dawno, byliśmy młodzi, to stare czasy – pojawia się co roku ta sama banalna odpowiedź.

W ludziach się nic nie zmieniło. Pozostaną ludźmi. Niech się przynajmniej starzeją z wdziękiem – zakończył mój rozmówca.

Jarosław Koźmiński

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Jarosław Koźmiński

komentarze (0)

_