W Wielkiej Brytanii obowiązywała kiedyś reguła, że po opuszczeniu urzędu wolno ujawnić szczegóły sprawowania władzy dopiero po trzydziestu latach. Obecnie politycy wydają książki prawie natychmiast po zamknięciu, po raz ostatni, drzwi urzędu. Tak uczynił m.in. sir Christopher Meyer, który w latach 1997-2003 był ambasadorem Wielkiej Brytanii w Waszyngtonie. Jego pełne plotek wspomnienia wydane w 2005 r. „DC Confidential” rozsierdziły wielu polityków ówczesnego rządu.
Jeszcze szybciej działał Alastair Campbell – zaledwie w dwa tygodnie po ustąpieniu ze stanowiska premiera Tony’ego Blaira trafiła na półki księgarskie książka „The Blair’s years”. Campbell postanowił szybko odciąć kupony od przedwcześnie zakończonej kariery. Wiedział bowiem, że to, co miał do sprzedania, szybko przekroczy termin „przydatności do spożycia”. W obecnych czasach, gdy sensacja polityczna goni sensację także pamiętniki ludzi władzy szybko się starzeją. Campbell robił notatki na gorąco. W sumie przez kilka lat pełnienia swej funkcji zapisał ponad 2 mln słów. Miał więc przede wszystkim problem z wyborem, tego co warte jest publikacji. I co można.
Dzienniki ludzi, którzy byli blisko władzy, zawsze cieszą się popularnością, nawet jeśli są pisane przez mało wprawnych pisarzy. Do dziś czyta się z zainteresowaniem Samuela Pepysa, który był zaufanym króla Jakuba II. Pisane szyfrem notatki, w nadziei, że nikt ich nie zdoła przeczytać, ujawniają kulisy królewskiego dworu. Pamiętniki ochroniarza Winstona Churchilla są znakomitym oknem, przez które mamy szansę zerknąć w prywatne życie tego wielkiego polityka i są w tym sensie bardziej odkrywcze niż wielotomowe dzieło samego Churchilla. Dzienniki Alana Clarka, choć z pewnością dość stronniczo opisujące rzeczywistość, są świetną lekturą o czasach, gdy ster rządów był w rękach „żelaznej” damy. W przeciwieństwie do jej dwutomowych wspomnień „The Downing Street Years” i „The Path to Power”, które są dość banalne, dziennik Clarka, jest świetną lekturą. Pisane z autoironią, pokazują autora jako kabotyna, uganiającego się za kobietami, który w kilku miejscach przyznał, że wygłaszał parlamentarne przemówienia pijany, plotąc przysłowiowe androny.
Także obliczone na sensację wynurzenia dawnych kochanek polityków obnażają (dosłownie i w przenośni) bohaterów pierwszych stron gazet, pokazując ich bez spodni. Jednak dzienniki Edwiny Curry są tak samo nudne jak jej były kochanek, były premier John Major.
Dla osób zainteresowanych polityką wspomnienia ludzi władzy, albo tych, który o tę władzę się jedynie otarli, są z pewnością interesujące – przynajmniej do jakiegoś stopnia pokazują, jak politycy zachowują się za zamkniętymi drzwiami, jak zapadały konkretne, historyczne czasem decyzje. Z drugiej strony istnieje poważna obawa, że politykom trudniej prowadzić otwartą dyskusję na posiedzeniach gabinetu, jeśli wiedzą, że jedna lub dwie osoby robią codzienne notatki, by gdy tylko nadarzy się okazja, sprzedać je za dobrą cenę.
Nie wszystkie książki wspomnieniowe polityków cieszą się popularności. Wydana w 1999 r. książka Normana Lamonta „In Office”, w której stara się zrzucić z siebie odpowiedzialność za „czarną środę”, kiedy Bank Anglii stracił miliardy funtów, bezskutecznie broniąc brytyjską walutę przed dewaluacją, przeszły właściwie bez echa. Czytelnicy już dawno zapomnieli o kanclerzu skarbu, który wyprowadził Wielką Brytanię z unijnego tzw. węża walutowego.
Obecnie niektórzy politycy nie czekają nawet na zakończenie kariery, by wydać swoje wspomnienia. Zasiadający nadal w ławach Izby Gmin Ken Clarke, kanclerz skarbu w latach 1993-97, który w rządzie David Camerona pełnił funkcje ministra sprawiedliwości, a następnie (do lipca 2014 r.) był ministrem bez teki, kilka tygodni temu wydał tom zatytułowany „Kind of Blue: A Political Memoir”. Za swoje wspomnienia otrzymał £430 000. Jak twierdzi „Independent”, jest to najwyższe honorarium wypłacone politykowi, który nigdy nie był premierem. To soczysta proza, którą jeden z wydawców porównał do stylu amerykańskiego pisarza Scotta Fitzgeralda autora „Wielkiego Gatsby”.
Jak do tej pory, najwyższe honorarium otrzymał Tony Blair – za książkę „My Journey” wydawca zapłacił £4,6 mln, które b. premier w całości przekazał Royal British Legion. Rekord ten nie będzie szybko pobity. Jak poinformował „Evening Standard”, Ed Victor, agent handlowy, chciał sprzedać wspomnienia Davida Camerona za podobną sumę. Żaden z wydawców nie był tym zainteresowany. W rezultacie książkę opublikuje wydawnictwo William Collins za skromne honorarium £800 000. Warto dodać, że ta oficyna wydawnicza należy do NewsCorp Ruperta Murdocha. I chyba nie będzie dla nikogo zaskoczeniem kto napisze wspomnienia byłego już polityka (Cameron zrezygnował z mandatu poselskiego w lecie br.). Jeden ze wścibskich reporterów zauważył, że siedzibę wydawnictwa odwiedziła niedawno Rebekah Brooks, b. redaktor naczelna „News of the World”. To właśnie tej dziennikarce ze stajni Murdocha w 2012 r. Cameron dziękował za przejażdżkę na jej koniu, który „był szybki i trudny do okiełznania”. Czy rudowłosa Brooks, która mogłaby pozować Podkowińskiemu do słynnego obrazu „Szał” okiełzna byłego premiera? Czy ta spółka zdoła wyjaśnić przyczyny wypuszczenia z butelki dżina, jakim okazał się Brexit?
Julita Kin