Podobno ten był najpiękniejszy! A nawet więcej, takiego jeszcze nie było! Sama radość, entuzjazm, energia, muzyka pod niebiosa, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli.
O czym mowa? Oczywiście o polskim koncercie kolęd w St Clement Danes. Już szóstym. Już uświęconym tradycją, oczekiwanym cały rok. Przez tych, którzy ” poznali się na rzeczy”. Chętnych przeżycia tego wydarzenia muzycznego rokrocznie nam przybywało, ale to, co działo się tym razem, doprawdy przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.
Kościół RAF-u na Strandzie wypełniony był po brzegi, a ci, którzy nie zmieścili się na dole, zasiedli też na „górnym pokładzie”. Dla występujących to bardzo czytelny znak. Są ludzie… będzie dobrze! Jest dla kogo śpiewać!
No i śpiewaliśmy. Polskie i angielskie kolędy. Te najpiękniejsze, ulubione przez Anglików, jak choćby Sussex Carol, In the Bleak Midwinter, The Angel Gabriel, Born is the Light of the World, czy niezwykłą I wonder as I Wander, w niepokojącym jazzowym rytmie. Był oczywiście Handel i słynne And the Glory of the Lord z Mesjasza (a jak się to cudownie śpiewało w dwa chóry! Potężnie i z mocą!)
Katarzyna Bubella zagrała „Nokturn” Chopina, do którego perfekcyjnie, co do ostatniego uderzenia w klawisze, szła godna procesja z wieńcem, do pamiątkowej tablicy poświęconej naszym polskim lotnikom. Rafe Heydel-Mankoo, jak co roku, opowiedział o udziale Polaków w II wojnie światowej, o naszym słynnym lotniczym dywizjonie, o tym, jak i czym zakończyłaby się ta wojna, gdyby nie oni , nasi lotnicy właśnie! Słuchano w ciszy i z niejaką pokorą. To dobrze. Takie przypomnienie jest ważne. Zwłaszcza teraz, zwłaszcza tu!
Chóry Ave Verum i Jana Pawła II, pod dyrekcja Jurka Pockerta i Przemysława Salamońskiego śpiewały …jak z nut! Włożyły ogromna pracę, wielotygodniowe próby dały efekt, a dyrygenci byli z nas naprawdę zadowoleni. Tu mała osobista dygresja. Dla nas, chórzystów z Ave Verum, działających razem już od 18 lat (a Jurka naszego dyrygenta znających często… od ponad czterdziestu!) uśmiech zadowolenia na jego twarzy, to jak nie przymierzając wschód słońca w najpiękniejszym krajobrazie. Najmilsza nagroda za nasze męki na próbach i nerwy przed koncertami! I tak właśnie było tym razem. Nasz dyrygent, wymagający precyzji wykonania, był z nas dumny! Tak samo musieli się czuć chórzyści Przemysława Salamońskiego. Śpiewali pięknie! Przygotował ich perfekcyjnie!
Koncert urozmaiciły instrumenty. Na wiolonczelach zagrali Anna Canbulat, absolwentka Akademii Muzycznej w Gdańsku (chórzystka Ave Verum) i Wojciech Jagoda, 17-letni student Wimbledon College. Solistami byli śliczna Agnieszka Mucha (ksiądz Władysław Wyszowadzki jej występ skomentował żartobliwie (i z dumą): „no zaśpiewała… że mucha nie siada!”. Doskonały był nasz sympatyczny baryton Maciek O’Shea, a koncert rozpoczął młodziutki wiekiem i świetnie się zapowiadający Mikołaj Romanowski. Świąteczne przesłanie przekazali Joanna Meeson (The Polish Order of Malta Volunteers), Burmistrz Westminsteru Councillor Steve Summers i Aleksandra King. Fragmenty Ewangelii ze Świętego Łukasza przeczytano w czterech językach, a konferansjerkę prowadzili chórzyści Ave Verum. Koncert zorganizował The Polish Order of Malta Volunteers w Londynie. Celem tym razem było finansowe wsparcie Centrum dla Dzieci Niepełnosprawnych w Katowicach.
Na zakończenie moja osobista obserwacja. Ten koncert nas uskrzydlał! I dokładnie wiem dlaczego. Podczas poprzednich, na organach akompaniowali chórom angielscy organiści. Świetnie i bardzo poprawnie wyszkoleni, ale zdarzało się, że oni nie czuli nas albo my ich. Tym razem, grali wyłącznie polscy muzycy. Przemysław Salamoński i Jurek Pockert. No i co za kolosalna różnica!! Nikt nie jest w stanie zrozumieć polskiej duszy tak, jak druga polska dusza! Te same emocje, te same uczucia, te same sentymenty. Ja bardzo wierze w coś, co sobie na domowy użytek nazwałam „narodowe DNA”. Ten zbiorowy i wielopokoleniowy zlepek wszystkiego co nasze. I dlatego tak bardzo uszczęśliwiało to nas, śpiewających, a szczerze zachwyciło Anglików. Bardzo wierzę, w przynależność do „tego samego”. Pewnie dlatego… jestem w chórze!
Ewa Kwaśniewska