W Polsce zawsze spoglądano tęsknym wzrokiem w stronę USA. I nie bez powodu, wszak to Reagan przeciwstawił się Sowietom i pomagał „Solidarności”, Bush asystował przy narodzinach III RP, a Clinton postanowił przyjąć nas do NATO.
U podstaw polsko-amerykańskiej współpracy leży coś bardziej zasadniczego niż wzajemna sympatia – idzie o wspólnotę interesów. W głównych kwestiach polityki międzynarodowej stanowiska Waszyngtonu i Warszawy są zgodne. Oba kraje uważają, iż NATO winno pozostać fundamentem bezpieczeństwa transatlantyckiego i mocno opowiadają się za powiększeniem sojuszu, a także za poszerzeniem Unii Europejskiej; oba wspierają Ukrainę i jej zbliżenie z Zachodem.
W sprawach polityki i bezpieczeństwa Polacy i Amerykanie wiedzą, co mają ze sobą wspólnego: są sojusznikami i mają wspólne poglądy, przez dziesięciolecia nie mogli ze sobą współpracować, ale teraz współpracują ze sobą wiernie. Czego symbolem jest pomnik Kościuszki, który stoi (jako jedyny) przed akademią wojskową w West Point…
Czy USA była tak samo wiernym partnerem Polski w XX wieku, to już inny temat. Ale dobre 10 milionów Amerykanów jest polskiego pochodzenia i żaden trzeźwo myślący polityk nie może tego ignorować. Tyle w Waszyngtonie.
A co w Warszawie? Najczęściej podnoszoną sprawą jest zniesienie wiz dla Polaków. Warto pamiętać, że Amerykanie znoszą wizy wobec tych państw, gdzie „poziom odmowy wiz” jest poniżej trzech procent. W przypadku Polski ten poziom z roku na rok maleje, w ostatnich latach zszedł do poziomu 6 procent. Tyle że Polska w 1991 roku zniosła obowiązek wizowy wobec Amerykanów przyjeżdżających do Polski, Amerykanie wówczas zrewanżowali się zniesieniem opłat, ale w 1994 roku znów je wprowadzili. I każdy obywatel Polski, który ubiegał się o wizę amerykańską za sam fakt składania podania, płacił 100 dolarów: I te 100 dolarów płacił zarówno ten, który tę wizę otrzymał, jak i ten, któremu odmówiono. Duży może więcej?
Warszawa usłyszała kiedyś od Busha cytat z popularnej piosenki Golec u’Orkiestry: „tu na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco”, co było chwytliwym, ale cierpkim komentarzem aspiracji Polski – niby ukłon, ale i przygana… Duży może więcej.
Dla mnie dzień zaprzysiężenia Donalda Trumpa to potwierdzenie słów, że demokracja nie jest dobrym systemem rządzenia, tyle że nic lepszego nie wymyślono.
Twórcami historii są ludzie. Większe czy mniejsze zbiorowiska, społeczności ludzkie, oczywiście istnieją, miewają nawet swoje poczucie tożsamości. O konkretnych sprawach decydują jednak wyłącznie poszczególni ludzie. Nie anonimowe „masy”, lecz żywe, rozpoznawalne jednostki ludzkie, mające imię i nazwisko, dające się zapamiętać oblicze i sobie tylko właściwe cechy charakteru.
Trump może więcej. I będzie za to odpowiedzialny.
zatroskana
Boże miej w opiece Amerykę i cały świat….