Dokładnie 10 lat temu gościł w polskim Londynie marszałek Sejmu RP Marek Jurek. Na spotkaniu z przedstawicielami środowisk polskich w ambasadzie dominowały bieżące zagadnieniach z kręgu polityki, ale w rozmowach kuluarowych można było poznać opinie marszałka na inne tematy – mnie udało się porozmawiać o emigracyjnej kulturze (wszak PFK zobowiązuje), a u marszałka pojawiły się akcenty osobiste – wspominał z sentymentem kształtujące osobowość lektury młodości… I tu właśnie Polska Fundacja Kulturalna ze swoimi 500 tytułami książek wysuwa się do przodu.
Rola literatury emigracyjnej jest nie do przecenienia. Przyznał to i Marek Jurek stwierdzając jednoznacznie, że książki drukowane poza krajem, funkcjonujące w „drugim obiegu” wywarły ogromny wpływ na jego pokolenie, które w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych wchodziło w działalność polityczno-społeczną. Oczywiście opozycyjną.
Warto pamiętać, że w Europie Wschodniej właściwie jedynie Polska miała tak silne wsparcie od swoich rodaków mieszkających poza krajem. Gdyby nie emigracyjna myśl niepodległościowa, trudno byłoby sobie wyobrazić, jaki byłby poziom świadomości narodowej i jej elit. To doświadczenie było potrzebne, gdy wchodzono w budowanie wolnego już państwa. Wydawane poza krajem książki historyczne, literatura piękna, także prasa polityczna, również ta codzienna, miały przemożne znaczenie, to była rola niezastąpiona. Ale dziś niedoszacowana. Mało znana.
Nie można się zgodzić z tym, że dzisiaj w Polsce większa jest wiedza, więcej napisano w podręcznikach historii o Wielkiej Emigracji XIX wieku, aniżeli o emigracji połowy wieku XX. I chociaż to ta druga, bliższa czasowo, niejako przygotowała naszą współczesność, to jednak oczerniana lub pomijana przez komunistów nie jest – trzeba to powtórzyć – powszechnie znana i doceniana.
A przecież miała w swoich szeregach wspaniałych ludzi, wielkich polityków, dyplomatów, artystów, bogate życie kulturalne. Poziom wiedzy o tych osiągnięciach i dorobku warto zmienić. To rola dla naszych dzisiejszych, polonijnych elit i ich liderów – jestem pewien że Państwo Polskie będzie w tym pomocne.
Za troską o dorobek emigracji idzie zawsze pytanie o jakość współpracy między generacjami, zbyt małe wzajemne zaufanie, brak ludzi i lukę pokoleniową… Cóż, w historii zawsze było tak, że kolejne fale emigracji tworzyły własne, nowe organizacje. Ale w „polskim Londynie” nie trzeba budować wszystkiego na nowo. Są miejsca upamiętniające dokonania emigracji, są takie miejsca spotkań.
Z jednej strony szansą dialogu międzypokoleniowego jest sięganie do wspólnej przeszłości i tu wskazać należałoby na osadzony w historii i tradycji Instytut Polski i Muzeum gen. Sikorskiego. Z drugiej strony odpowiedzią na potrzeby teraźniejszości, kreując życie współczesne, codzienne jest POSK.
Są to instytucje, które powinny trwać i działać „Polsce i Polakom na pożytek”. Na nich opierać się musi dialog międzypokoleniowy. Trzeba w tym celu je wykorzystywać. Przecież do tego zostały powołane.
I jakby na potwierdzenie tych słów informacja, że w minioną środę w Instytucie miała miejsce uroczystość przekazania przedwojennych filmów polskich z archiwum IPMS do Filmoteki Narodowej w Warszawie, która zapewni pełne prace konserwacyjne i dokona rekonstrukcji unikatowych materiałów.
Dziesięć lat minęło od czasu, gdy marszałek Sejmu zachęcał do upowszechnienia w kraju dorobku Polskiej Fundacji Kulturalnej. Trzeba się tym zająć – najpierw z pomocą Czytelników skompletujemy wszystkie książki spod znaku PFK.
Jarosław Koźmiński