15 czerwca 2017, 12:55 | Autor: admin
Laxton Hall: Wesoły Dzień Polskiego Dziecka
Oddalony sto mil na północ od Londynu, Laxton Hall to XVII-wieczna posiadłość malowniczo położona wśród lasów i pól wschodniej części hrabstwa Northamptonshire. Majątek ziemski wraz z domem jest w rękach Polskiej Misji Katolickiej od 1969 roku, a zakupiony został z myślą ustanowienia tu Domu Spokojnej Starości. Od 48 lat ten funkcjonalny gmach wraz z parkiem i rozległymi terenami zielonymi służy polskim pensjonariuszom, którzy spędzają tu jesień życia.

Jednak od 13 lat na jeden czerwcowy dzień Laxton Hall zmienia się całkowicie – ze spokojnego, toczącego się własnym rytmem domu dla stałych rezydentów – w pełne gwaru i zabawy królestwo dzieci, które przybywają tu, by wspólnie z nauczycielami, opiekunami i rodzicami świętować Wesoły Dzień Polskiego Dziecka. Dzięki umiejętnościom organizacyjnym Polskiej Misji Katolickiej i Polskiej Macierzy Szkolnej przyjeżdża tu rokrocznie liczona w tysiącach rzesza najmłodszych Polaków.

W organizację tego przedsięwzięcia od pierwszych jego dni zaangażowana jest Aleksandra Podhorodecka – wieloletnia prezes Polskiej Macierzy Szkolnej, ceniona w środowisku działaczka społeczna.

Rozmowę na temat Wesołego Dnia Polskiego Dziecka zaczynamy od pogody (a jakże) z nadzieją, że kapryśny jak dotąd czerwiec w następny weekend sprawi nam słoneczną niespodziankę. Póki co prognozy synoptyków są obiecujące, więc …do zobaczenia w Laxton Hall 17 czerwca!

***

Za pierwszym razem o imprezie w Laxton Hall „Dziennik” informował zachwalając udaną imprezę w pięknych plenerach, która zgromadziła około pół tysiąca dzieci, rodziców i nauczycieli z jedenastu polskich szkół… Jakie były początki polskiego Dnia Dziecka?

– Pierwotny pomysł należy do Janusza Sikorskiego, a ja mu wtórowałam… Będąc wówczas prezesem Polskiej Macierzy Szkolnej przeżywałam to, co się działo w polskich szkołach sobotnich, do których dobijały się rodziny niedawno przybyłe z kraju z nadzieją, że ich dzieci będą mogły uczyć się w naszych szkołach, a tymczasem nie było wystarczająco miejsc. Powstawały więc nowe placówki oświatowe pod patronatem Polskiej Macierzy Szkolnej i z bardzo mocnym wsparciem Macierzy we wszelkich sprawach organizacyjnych i administracyjnych dla nowo powstających szkół. I wówczas powstała idea urządzenia imprezy, która zgarnie razem uczniów wszystkich szkół sobotnich, a zarazem wyciągnie pomocną dłoń do tych dzieci, dla których miejsc w szkołach jeszcze nie było, czy szerzej: wszystkich polskich dzieci. Szło nam o to, by zapalić je do edukacji w języku polskim, by pokazać, ze chodzenie do polskiej szkoły ma swój sens, i to nie tylko ze względów edukacyjnych, językowych, ale by pokazać, że szkoły tworzą społeczności, i ze chodząc do szkoły sobotniej dziecko staje się częścią „fajnej wspólnoty”.

Dotyczy to także dorosłych – rodziców tych dzieci. W końcu to ich decyzja…

– Jak najbardziej. Po kolei sięga to rodziców i na samo grono nauczycielskie, odnajdujące w koleżankach i kolegach po fachu towarzyszy, których im (zwłaszcza w początkowym etapie) bardzo brakowało. Stały się więc szkoły sobotnie rodzajem ostoi, oparcia – zarzewiem polskości dla ludzi bardzo tego wówczas potrzebujących.

Dzisiaj może sytuacja się zmieniła, ludzie odnaleźli się w nowym miejscu, mają lepsze prace, powodzi im się lepiej, okrzepli.

Ale z biegiem lat okrzepła już i impreza w Laxton Hall. To już nie początkowe 300- 500 osób, lecz trzy może nawet cztery tysiące.

– Wszystko zależy od pogody! Jeżeli zapowiada się przyjemna aura, to wiele rodzin przyjeżdża indywidualnie, własnymi samochodami w gronie przyjaciół. Wyjazdy zorganizowane, autokary z dziećmi i ich opiekunami to są stałe pozycje w naszych statystykach. Ich pogoda nie psuje. Natomiast w słoneczny weekend spodziewać się można spontanicznych decyzji i zainteresowania liczonego na dobrych kilka tysięcy gości.

Na pogodę to raczej rodzice kręcą nosami, żaden deszczyk nie przeszkadza dzieciom zawsze chętnym do zabawy…

– To prawda, tyle że niesprzyjające warunki pogodowe odbierają imprezie wiele uroku. A niektóre zawody sportowe czy zabawy są w deszczu nie tylko nieprzyjemne, ale po prostu niebezpieczne. Jako organizatorzy musimy mieć to względzie.

Dość powiedzieć, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć frekwencji – wyjazdy zorganizowane są przygotowane wcześniej, co do gości indywidualnych – wszystko zależy od pogody.

Oczywistym jest, że to zawsze dla nas dodatkowe wyzwanie; chcielibyśmy jak najlepiej przygotować się do imprezy od strony organizacyjnej: od zapewnienia odpowiedniej liczby wolontariuszy, służb dbających o bezpieczeństwo itp. aż po …ilość spodziewanych porcji obiadów tzn. punktów żywieniowych jak np. kuchni polowych.

W tym roku sponsorem Dnia Dziecka jest firma wędliniarska z kraju, która przywozi pół tony kiełbas! Mam nadzieję, że pogoda będzie sprzyjała grillowaniu…

A z drugiej strony cieszy, że Wasza impreza została dostrzeżona w Polsce! Nie przeszkadza wcale, że to przez pryzmat gastronomii i upodobań kulinarnych naszych rodaków.

– Nasze święto jest świetną okazją, by zaprezentowały się rodzime biznesy. Przez ostatnie lata mieliśmy promocję londyńskiej firmy piekarniczej, która dostarczyła swoje wspaniałe wyroby. Teraz będzie krajowy producent wędlin.

Znaczy: impreza nabiera tempa i rozmachu! Wciąż się rozwijacie!

– Z tym rozmachem to ja będę ostrożna. Ocieramy się już o szczyt, jeśli chodzi o rozwój; terytorialnie nie ma po prostu miejsca. A rozwój? Cóż, szukamy różnorodności, chcemy zawsze mieć coś nowego. W tym roku będzie to „Małe ZOO”, które zapewne da wiele uciechy najmłodszym dzieciom.

Zasadą najważniejszą jest, że nie ma żadnych opłat za wstęp; wszystkie imprezy, wydarzenia sportowe, turnieje, konkursy są darmowe, ogólnodostępne.

Płaci się za poczynione zakupy: kawę z ciastkiem czy kiełbaskę z grilla – ale to chyba oczywiste.

A jak z wolontariuszami? Nie brakuje chętnych do pracy?

– Mamy sprawdzoną ekipę – zaprzyjaźnione grono z Devonii. Z roku na rok przyjeżdżają i zajmują się określoną grupą spraw samodzielnie kierując wolontariuszami, którzy co roku są przecież nowi. Dzięki temu praca idzie sprawnie.

Ekipę z londyńskiej Devonii wspiera też ks. Bartosz Rajewski z parafii pw. Św. Wojciecha na South Kensington; a także ks. Tomasz Wójcik z parafii w Sheffield. Mamy z tych miejsc silne wsparcie grup wolontariuszy.

W tym roku udało się dodatkowo zrobić profesjonalny „risk assessment”, co przełożyło się na usprawnienie organizacji – wprowadziliśmy nowe kwestie do regulaminu, mamy ulepszoną mapę terenu i wszystkie niezbędne oznaczenia np. miejsc zbiórek, punktów informacyjnych, służb medycznych itp.

Laxton Hall to wymarzone tereny do rodzinnego uprawiania sportu i rekreacji. Zgromadzenie Sióstr Wspólnej Pracy od Niepokalanej Maryi prowadzi tu dom spokojnej starości, ale w jedną sobotę czerwca miejscem tym rządzą najmłodsi. I to nie tylko Londyn, jak się czasem słyszy z nutą żalu – a więc są dzieci z Manchesteru, Liverpoolu, Bradford, Cambridge, Leeds, Peterborough. Dowiedziałem się właśnie, że to ostatnie miasto ma dziś drugą co do wielkości szkołę polską w Wielkiej Brytanii. Uczy się tam prawie 600 dzieci!

– To dobrze, że tak duża impreza integracyjna dzieje się nie w okolicach Londynu, ale blisko tych szkół. Nie przez centrum, ale lokalnie, budując społeczności lokalne, małe ojczyzny, te wspaniałe dzieci, ci wspaniali nauczyciele, wreszcie ci wspaniali rodzice mają szansę na wzajemne poznanie i nawiązanie bliskich kontaktów. Bliskich także w geograficznym znaczeniu.

Taka regionalna identyfikacja bardzo cieszy. To budujące. Ja zawsze uśmiecham się na widok uczniów z danej szkoły, gdy z dumą paradują w takich samych koszulkach czy strojach sportowych z wypisaną nazwą szkoły… Tak buduje się poczucie przynależności, powstaje podkład pod budowę tkanki społecznej.

Osobista refleksja na koniec…

– Nie opuściłam żadnej edycji Wesołego Dnia Polskiego Dziecka. To jak jeszcze jedno moje dziecko.

Rozmawiał: Jarosław Koźmiński

 

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_