Każdego roku o tej porze staję przed trudnym zadaniem zdania raportu z najstarszej w Wielkiej Brytanii dorocznej publicznej wystawy – „Summer Exhibition” Królewskiej Akademii Sztuki. Sama Akademia powołana w początkach drugiej połowy XVIII wieku dla podwyższenia poziomu tworzonej w Wielkiej Brytanii sztuki była wyrazem ambicji Jerzego III pragnącego konkurować z resztą europejskiego kontynentu, szczególnie Francją dominującą w ówczesnej kulturze.
Zainicjowanie otwartych dla szerokiej publiczności dorocznych wystaw miało stworzyć w Londynie odpowiednik słynnych Paryskich Salonów, wokół których toczyły się dyskusje i estetyczne spory wykształconej elity. Wiodąca rola akademii w formułowaniu norm i standardów oficjalnie popieranej sztuki zaczęła co prawda tracić swe znaczenie w końcu XIX wieku w obliczu szybko postępujących zmian upodobań, ale konserwatywna Anglia nie porzuciła dawnej tradycji. I tak już po raz 249 możemy w tym roku oglądać letni pokaz tego co zdaniem brytyjskich akademików ciekawe i godne do oglądania. Inna rzecz, że ich własne grono bardzo dziś różne od dawnych stereotypowych wyobrażeń o nobliwych obrońcach tradycji – proces demokratyzacji nie ominął i samych akademików. Chęć rozszerzenia grona zainteresowanych sztuką i wyjścia jej tematami i problemami poza sferę zainteresowań konserwatywnej elity sprawiła, że koniecznym stało się dopuszczenie do akademickich foteli nowego pokolenia bulwersujących do niedawna artystów jacy weszli na brytyjską scenę przed blisko trzydziesty laty takich choćby jak Tracy Emin, Grayson Perry, Micheal Landy, David Hume czy Gillian Wearing (nota bene z tu wymienionych tylko Emin pokazuje swe prace na obecnej wystawie)
Szerokie, demokratyczne uczestnictwo najróżnorodniejszego rodzaju artystów (tak profesjonalistów jaki amatorów) stało się też coraz bardziej wyraźną cechą samej Letniej Wystawy i londyński pokaz dumnie reklamuje się obecnie jako największa światowa wystawa w której o uczestnictwo ubiegać się może każdy. Choć z praktycznych względów wśród blisko 1100 wystawionych prac dominują dzieła twórców zamieszkałych w Wielkiej Brytanii wypatrzyłem i artystów spoza wyspy. Najwięcej ich wśród łatwiejszych do przysłania pocztą komputerowych architektonicznych wykresów i rysunków architektów-. Przyjechały więc i z USA, Japonii, Francji, Szwajcarii, Lubljany, a dostrzegłem i przybyły z Madrytu projekt rozbudowy centrum rekreacyjnego w Azuqueca w prowincji Kastylia-La Mancha przysłany przez firmę Abalos i Sentkiewicz. W Sali architektury nie ma tym razem modeli bo zgodnie w wezwaniem kuratora Farshida Moussavi RA zadaniem było przedstawienie rysunków koncentrując uwagę na zawiłych problemach wizualnego oddania skoordynowania elementów projektowanej konstrukcji.
Gości spoza UK znaleźć można i innych salach (takich jak intrygująca rzeźba z palonego bukowego drzewa Adama May z Dublina czy abstrakcyjne płótno Laury Niculescu przybyłe z Bukaresztu), ale bardzo długa lista wystawiających o nazwiskach o mało anglosaskim brzmieniu reprezentuje w większości artystów tworzących i mieszkających w Wielkiej Brytanii. Nie na darmo żyjemy kraju, gdzie na każdym kroku mieszają się rasy i kultury, i nawet tu urodzeni swoimi korzeniami często łączą to co brytyjskie z tradycjami odziedziczonymi po swych niekiedy egzotycznych przodkach. Wystawa zdaje mi się tym razem wyraźnie przypominać o powiązaniach brytyjskich artystów z całym światem, chyba nawet bardziej niż wyłącznie z Europą.
Już na dziedzińcu Akademii wita nas – Wind Sculpture VI, żywe w kolorach dzieło członka akademii Yinki Shonibare RA, który urodzony w roku 1962 w Londynie od lat używa w swych realizacjach charakterystycznych barwnych drukowanych tkanin (produkowanych na eksport w Holandii) popularnych w Nigerii (skąd pochodzą jego rodzice). Nieustannie i różnorodny sposób sygnalizuje swymi pracami skomplikowane historyczne i do dziś trwające związki Afryki z Europą. Tę obecność żywych intensywnych kolorów i życiowej energii jaką zmęczona Europa odkryła w początkach XX wieku w sztuce swych własnych „naiwnych prymitywów” i egzotycznej sztuce „dzikich” eksplorowali z powodzeniem europejscy „Dzicy” – od Fowistów z Matissem na czele, niemieckich ekspresjonistów po Picassa. Dziś te estetyczne fascynacje łączą się w sztuce i z etyką i politycznym zaagażowaniem. Oglądając obecną wystawę (szczególnie w takich sale jak Galleria VI, do której prace wybierał wspomniany już Shonibare) odnoszę podobne wrażenie poszukiwań siły, autentyzmu i życia w młodej sztuce tworzonej poza Europą oraz w obszarach sztuki na wskroś prywatnej, nieprofesjonalnej. To zważywszy ogrom omawianej wystawy ogromne uogólnienie, bo naturalnie wiele na wystawie rzetelnej i pięknej profesjonalnej sztuki, subtelnej i grającej niuansami (a znać w niej rosnące zainteresowanie abstrakcją). Niemniej jednak poważył bym się twierdzić, że razem z demokratyzacja grona twórców i odbiorców powszechne zdaje się zapotrzebowanie na szybki efekt i bezpośrednie działanie, na młodość raczej niż delektowanie się i smak elitarnego konesera.
Wspomnijmy jeszcze o polskich artystach – jest ich jeśli się nie mylę czwórka i mieszkają w Londynie. Beata Białek w galerii VII, jednej z dwóch na wystawie poświęconej grafice, prezentuje swą kolorową akwafortę z akwatiną „L’Enfant” – wdzięczny wizerunek XVIII wiecznej damy, w którym artystka interpretuje swój własny wcześniej stworzony obraz. Druga Polka – Iza Turska, która jak słyszę była często gościem w „The Montage”, nieodżałowanej galerii-kawiarni Pawła i Gaby Wąsków, prezentuje w RA malowany na desce akryl „Some of My Friends Scare Me”. Tytuł wydał mi się szczególnie aktualny tak w Anglii, z jej podziałami na zwolenników i przeciwników wyjścia z Europy, jak i w dramatycznie podzielonej Polsce, gdzie jak słyszę polityczne opinie dzielą bliskie rodziny. Samym malowanie obraz przypomina mi trochę styl linearnych i chętnych opowiadania obrazo-rysunków polskiego artysty Edwarda Dwurnika, dziwaka w czasach kiedy większość z nas uprawiała konceptualizm, a później inspiracji dla powracającej w latach 80-tych figuracji. Gratuluję artystce nie dziwiąc się że jej obraz został już sprzedany. Ciągle naturalnie można go oglądać – opatrzony numerem 736 wisi we wspomnianej już pełnej życia, młodości, emocji i kolorów galerii numer VI.
Sprzedany został i „View” – grający delikatną fakturą abstrakcyjny, ciepły i zamglony jakby, duży olej w cielistych kolorach Rafała Topolewskiego, (urodzonego w Grudziądzu absolwenta Royal Academy School gdzie zdobył MA, wcześniej studiując sztukę w Manchester i architekturę na Politechnice Wrocławskiej). Obraz (nr.80) oglądać można w największej wystawowej galerii III, nieopodal kontrastującego z nim zimną ostrością konturów i płasko kładzionych, jaskrawych kolorów olbrzymiego wizerunku skrzypiec – dzieła członka akademii Sir Michaela Craiga-Martina. W tej samej sali podziwiać też można między wieloma innymi pracami bliższy nastrojem obrazowi Topolewskiego imponujący skalą, ale jasny i delikatny, podobny do widma wizerunek statku („Departure” nr 113) znakomitego artysty Hughie O’Donoghue
Trzeci z Polaków urodzony w Kielcach w roku 1979 Maciej Urbanek ( ur.1979 w Kielcach) jak Topolewski studiował w RA School of Art i w 2010 zdobył tu nawet Gold Medal, co chyba pomaga bo niektórym z selekcjonujących prace mógł być już pewno znajomy; gratulujemy artyście, bo wystawia tu aż dwie prace. Pod numerem 290 znajdziecie Państwo jego niewielkie malowane akrylem abstrakcyjne „Pure Joy”, która zdaje się zapisem „czystej radości” szybkiego malowania bliskiego trochę tradycji malarstwa gestu i kaligrafii. Jeszcze nie kupione kosztuje £ 3000, natomiast za £ 3500 dostać można zupełnie inną jego abstrakcję – „Cosmic Engine”. Oparta na komputerowo przetworzonej fotografii, chłodna idealną symetrią rytmów promieniującego koła przypomina spojrzenie w złocistą kopułę o świetlistym centrum. Ten spory (110cm x 110cm) komputerowy wydruk (z edycji 80) pokazywany jest pod nr 1002 w sali IX gdzie wiele druków cyfrowych i fotografii, a szczególną uwagę widzów przyciąga wielka zajmująca niemal całą ścianą i na ponad 3 metry szeroka praca „Beard Speak 2016” . To nowe dzieło Gilberta & Georga, słynnej od końca lat 1960 pary brytyjskich artystów, którzy w tym roku jako pierwsze w historii akademii duo przyjęci zostali w poczet członków Akademii. Akademicy, bardzo zróżnicowani w stylach i rodzajach uprawianej sztuki, zapewniają sobą obecność na wystawie bardziej znanych artystów. Jest ich przecież osiemdziesięciu (malarzy, rzeźbiarzy, grafików i architektów), a każdy uprawniony do pokazania na wystawie kilku prac według własnego wyboru (inna rzecz, że nie wszyscy jak już wspominałem tym razem wystawiają). Ich grono rozszerza jeszcze blisko trzydziestu honorowych członków akademii wybieranych spośród czołowych twórców zagranicznych – tym razem oglądać więc można m.in. Amerykanina Franka Stelle, Włocha Palladino, ceramiczną pracę Niemki Rosemarie Trockel i dwie prace jej rodaków: duży rysunek na papierze Baselitza i nieco nudny, bo nie wychodzący poza to co pełen melancholii zwykle maluje, obraz Anselma Kiefera. Mniej znani na wystawie wydają się znacznie ciekawsi, choć cieszy kiedy i ktoś dobrze znany czym nowym zaskakuje. Taką niespodzianką była dla mnie praca Anisha Kapoora porzucająca uprawiane od lat lustrzane gładkości na rzecz mięsistej wielkiej bryły „Unborn” zrobionej z silikonu i włókna szklanego i przypominającej nieco gęste od mazi pigmentu obrazy Bomberga, Auerbacha czy Kossoffa.
Demokratycznych charakter całego pokazu sprawia, ze dominującym wrażeniem jest ogromna różnorodność tego co tu oglądamy i trudno o sformułowanie opinii co do panujących mód i tendencji . We wszystkim znać w tej imprezie i brytyjski pragmatyzm – celem wystawy jest próba przedstawienia tego co się aktualnie w sztuce (nie tylko profesjonalnej) produkuje, raczej niż tego co najnowsze, radykalne czy promowane przez krytyków. Nie bagatelną rzeczą że i to że wystawa ma też swój komercjalny wymiar i daje artystom możliwość sprzedaży, a szerokiej publiczności okazję do zakupu sztuki firmowanej prestiżem Królewskiej Akademii. Zachęcam do wizyty, a może i zakupów
Andrzej Maria Borkowski
RA Summer Exhibition 2017 – The Royal Accademy
do 20 sierpnia 2017
Alicja
Wybieram się do Londynu z zamiarem obejrzemia tej niezwykłej wystawy, artkuł Pana jest bardzo inspirujący, na pewno odszukam polskich artystów ale też docenię i pozostałych – sztuka jest ponad podziałami.Pozdrawiam z Wrocławia