iele osób pyta mnie, w co zainwestować żeby nie stracić. Czasy są niespokojne, politycy nieprzewidywalni, waluty pikują w dół a zaraz potem osiągają Himalaje notowań, giełda buja się jak pijak na huśtawce: od hossy do bessy. Nieruchomości są już tak drogie, że chyba droższe być nie mogą. To może stare samochody? Albo surowce? Kiedyś w modzie były działki na Księżycu, może warto zainwestować w wiercenie studni na Saharze? W dawnych czasach wszystko było bardziej przewidywalne a kryzysy przychodziły cyklicznie. Między kolejnymi falami kryzysów można było zarobić albo przynajmniej odrobić straty. Dziś tylko jedno jest pewne: że na końcu i tak trzeba będzie zapłacić podatek.
Ale w coś jednak trzeba zainwestować. Jeden znajomy kupuje stare lampy naftowe. Ma ich już tyle, że żona grozi mu rozwodem, jeśli nie usunie tego złomu z domu. Poza tym, jego inwestycje nie przynoszą na razie żadnych zysków, generują jedynie koszty i to duże. Ostatnio pochwalił się tak zwaną okazją, kupioną za bezcen na aukcji internetowej w Wielkiej Brytanii.
– Zobaczysz, kiedyś ją wyremontuję, wtedy będzie naprawdę piękna i wartościowa.
– I co, sprzedaż ją z zyskiem?
– No chyba zwariowałeś! Przecież nie kupiłem jej na handel! – znajomy prawie się obraził za tę sugestię. Nie polecam więc państwu inwestowania w lampy, chyba że ktoś ma dużo cierpliwości i może spokojnie czekać w zaświatach, aż jego kolekcja zostanie sprzedana z zyskiem przez spadkobierców.
Zachęcam do inwestowania w…skarby. Moim zdaniem to jedna z najpewniejszych inwestycji. Skarby rozpalają wyobraźnię każdego i to w każdym wieku, niezależnie od pochodzenia i narodowości.
Ostatnio oprowadzałem polsko-niemiecką wycieczkę. Rodaczka uprzedziła mnie, że CI Niemcy dobrze znają historię naszego kraju i raczej nie będą zainteresowani moim wykładem. OK, rozumiem, typowa niemiecka buta i zarozumiałość. Oni ZAWSZE wszystko wiedzą lepiej. Ale bez polskiego piłkarza Lewandowskiego nie poradziliby sobie w piłce nożnej – pomyślałem ze złośliwą satysfakcją. Kiedy jednak zacząłem im opowiadać o skarbach zatopionych w pobliskim jeziorze, zamarli z wrażenia a potem dopytywali o szczegóły.
To nie tajemnica, napiszę o tym za chwilę, bo każdy – jak kapitan Jack Sparrow z serii filmów o piratach z Karaibów – może poszukać tych skarbów.
Pamiętacie Państwo historię o złotym pociągu z czasów II wojny światowej, który rzekomo odnaleziono w ubiegłym roku na południu Polski gdzieś w górach? Legendarny pociąg stoi bezczynnie na bocznym torze wypełniony skarbami, zasypany w tunelu i czeka na odkrywcę. Niby wszyscy wiedzą, gdzie to jest, były już prowadzone szczegółowe badania i wiercenia, ale jak dotąd nikt go nie odnalazł.
I o to chodzi. Wizja ogromnego bogactwa napędza turystów i dziennikarzy a zwykli ludzie mają cel i marzenia w życiu. Skarbów mamy sporo, dla każdego coś się znajdzie. Ostatnio UNESCO ogłosiło, że podziemia po dawnych kopalniach srebra, ołowiu i cynku w Tarnowskich Górach na Śląsku zostaną wpisane na listę światowego dziedzictwa. To prestiżowy tytuł, o którym marzy niejeden właściciel zabytkowego obiektu. Prestiż to jedna sprawa, a przy okazji chodzi o skarby. Przecież każde dziecko wie, że skarby najlepiej ukryć gdzieś pod ziemią. Więc nie zdziwię się, jeśli wkrótce ktoś ogłosi, że gdzieś tam są ukryte niewyobrażalne bogactwa…
Ja też mam dla państwa historię dotyczącą skarbów. Jednak moja jest w 100% prawdziwa. To ta sama opowieść, którą przedstawiłem Niemcom zwiedzającym nasz kraj. Otóż znam miejsce w Polsce, gdzie w środku jeziora znajduje się zatopiony most kolejowy. Budowla została zalana wodą około 100 lat temu, można ją zauważyć z powietrza, jest dość dobrze widoczna. Podobno obok znajduje się zatopiony skład pociągu z parowozem i kilkoma wagonami. W tych wagonach były przewożone jakieś rzeczy, ale jak dotąd nikt ich nie odnalazł w jeziorze. Chętnie podzielę się szczegółowymi informacjami z chętnymi, którzy podejmą się znalezienia i wydobycia skarbów. W zamian oczekuję sprawiedliwego podziału odnalezionych bogactw oraz dożywotniego udziału w zyskach.
Andrzej Kisiel