Specyfika tej pracy jest taka, że trudno odwoływać się do konkretnego artysty. Szukam detali, poszczególnych elementów, ciekawych rozwiązań, chociaż, oczywiście, są mistrzowie, których dzieła cenię szczególnie – mówi rzeźbiarz-kamieniarz Piotr Gargas w rozmowie z Piotrem Gulbickim.
Twoje prace zdobią historyczne budynki w Oksfordzie.
– Trochę się ich nazbierało. W Exeter College, z lewej strony nad wejściem do kaplicy, czuwa uskrzydlony jaguar, a powyżej, na przyporach, z 30 gargulców 8 jest mojego autorstwa. Plus wiele detali z ornamentyką roślinną. To był pierwszy w Anglii i zarazem największy projekt w jakim uczestniczyłem. Przez prawie dwa lata pracowałem przy nim w grupie sześciu rzeźbiarzy, a dodatkowo wspomagała nas ekipa kamieniarska.
Poważna sprawa.
– Zadanie było skomplikowane i czasochłonne, ale efekt robi wrażenie. Z innych moich oksfordzkich dokonań mogę się pochwalić groteską złowrogo spoglądającą z gzymsu na dziedziniec Bodleian Library, aniołem-strażnikiem przy wejściu do kaplicy Magdalen College, a tuż nad nim, na gzymsie, trzema groteskami, z których jedna przedstawia jaguara walczącego ze smokiem. Z kolei w Keble College 120-centymetrowy uskrzydlony gargulec wbija pazury w narożny gzyms Dining Hall.
Ciekawe.
– Wszystkie te rzeźby są mi bliskie, ale szczególny sentyment mam do tej, wykonanej w ramach pracy dyplomowej w liceum plastycznym, za którą dostałem wyróżnienie. To kobiece popiersie inspirowane dziełem nieznanego autora pt. „Primavera”, znajdujące się w zbiorach muzeum w Kielcach. Zrobiłem je z dwóch rodzajów marmuru, a pozowała mi moja ówczesna dziewczyna, a obecnie żona Kasia.
Która teraz towarzyszy ci w Anglii.
– Od 10 lat mieszkamy w Witney, w hrabstwie Oxfordshire, a dopełnieniem naszej rodziny są trzy wspaniałe córki w wieku 11, 8 i 4 lata, które pochłaniają mnie bez reszty.
Na Wyspach znalazłem się przez przypadek. Kolega, który już tu pracował, poinformował mnie, że firma specjalizująca się w odnawianiu zabytków potrzebuje rzeźbiarzy-kamieniarzy do prac przy renowacji wspomnianej wcześniej kaplicy w Exeter College. No i tak się zaczęło, od pierwszego wejrzenia zakochałem się w tutejszej architekturze. Urzekły mnie okoliczne miejscowości i wioski, ich malownicze usytuowanie, chaty zbudowane z kamienia, kopalnie wapienia. Jak w bajce.
Lepszy świat?
– Na pewno inny. Wychowałem się w Kielcach, z rodzicami i trójką rodzeństwa mieszkałem w wieżowcu na jednym z blokowisk. Jako dziecko byłem trochę zbuntowany, nie chciałem grać w piłkę ani chodzić wyznaczonymi ścieżkami, uwielbiałem za to prace, które wymagały skupienia – klejenie kartonowych i plastikowych modeli, rozbieranie i składanie różnych urządzeń, takich jak zegarki czy magnetofony, czasami tylko po to, żeby poznać ich konstrukcję i zasadę działania. Niestety, wielu nie udało mi się naprawić czy ponownie złożyć i zalegały moją małą pracownię.
Ale manualny trening się przydał.
– Zdecydowanie. Idąc do liceum plastycznego interesowały mnie dwa kierunki, snycerstwo i kamieniarstwo artystyczne, z których ostatecznie wybrałem to drugie. Już jako uczeń współpracowałem z lokalnymi firmami kamieniarskimi, a po ukończeniu szkoły uczestniczyłem w wielu ciekawych projektach. Dla pałacu w Wilanowie zrobiłem ręcznie 6 z 38 kompletów rzygaczy o motywie skręconej ryby oraz duże i małe misy w kształcie muszli, z wolutami stanowiącymi elementy fontanny. Wiązało się z tym niezbyt przyjemne zdarzenie. Pech chciał, że przewożąc jedną z mis wózkiem widłowym paleta, na której owa misa leżała, była uszkodzona i w efekcie element runął na ziemię. Trzy tygodnie pracy roztrzaskało się na wiele kawałków i wszystko trzeba było zaczynać od początku.
Przykra sprawa.
– Na szczęście do takich sytuacji dochodzi rzadko. Poza tym, jeśli coś się urwie czy odpryśnie, jest wiele sposobów żeby to naprawić. Niestety, w tamtym przypadku nie było na to szans. Dostałem ostrzeżenie, z którego wyciągnąłem wnioski na przyszłość, realizując kolejne zlecenia. A tych nie brakowało, w kraju i za granicą. W Würzburgu, w Niemczech, pracowałem przy renowacji budynku. Robiłem też jeden z czterech elementów do fontanny – na każdym z nich były groteski plujące wodą i zwisające girlandy, a moje zadanie polegało na wykonaniu dokładnych kopii modeli dłuta Martina Kristeina. Później ta praca trafiła do biurowca w Poczdamie.
Z kolei w Paryżu, na podstawie starych zdjęć i rysunków, odtwarzałem napisy i płaskorzeźby grobowca znajdującego się na cmentarzu Montmartre, a w Monako wykonywałem kamienne aranżacje ogrodowe, rzeźby, fontanny i balustrady. Bardzo miło wspominam tamten okres nie tylko ze względu na rodzaj pracy, ale też miejsce – przepiękna posiadłość z dostępem do morza stwarzała okazję do orzeźwiającej kąpieli.
Europejskie rynki kamieniarskie różnią się od brytyjskiego.
– Są podobne, chociaż ten na Wyspach cechuje duża różnorodność. Na przykład w pierwszej firmie, w której tu pracowałem, czas jakby stanął w miejscu, używaliśmy maszyn mających niemal pół wieku. Nie mogłem w to uwierzyć, bo zazwyczaj w branży panuje pełna automatyzacja, a nowinki techniczne wdrażane są na bieżąco.
Ale to cię nie zniechęciło.
– Bynajmniej, zawsze to nowe doświadczenie. Obecnie działam jako samodzielny wykonawca, w większości bazując na zleceniach od lokalnych firm. Największe zapotrzebowanie jest na elementy architektoniczne, gzymsy, konsole, kapitele. Nowe bądź poddawane renowacji, często zdobione różnego rodzaju ornamentami, motywami roślinnymi czy zwierzęcymi. Osobiście najbardziej lubię groteski i gargulce, gdyż są one niepowtarzalne, a to daje swobodę tworzenia.
Z góry wiesz jak finalnie będzie wyglądać rzeźba?
– Wieloletnie doświadczenie sprawia, że często mam takie wyobrażenie, ale i tak sięgam po książki oraz internet. Zazwyczaj wykonuję szkice lub wizualizacje w formacie 3D, czasami konieczny jest też model w glinie. Kiedy projekt zostaje zatwierdzony, na dociętym na wymiar bloku zarysowuję kształt, z reguły przy obróbce zgrubnej używając elektronarzędzi, którymi odcinam zbędny materiał, żeby uzyskać najbardziej zbliżony kształt do dalszej obróbki. Na kolejnym etapie dochodzą do tego młotki pneumatyczne, które, w zależności od rodzaju, uderzają w dłuto z inną siłą i częstotliwością.
Rzeźbisz w różnych materiałach.
– Kiedyś pracowałem w drewnie, glinie i marmurze, ale w Oksfordzie większość projektów wykonuję w miękkim wapieniu, zwanym potocznie Bath stone, który przypomina nasz wapień pińczowski. Zrobienie w nim gargulca to czas rzędu dwóch, trzech tygodni.
Tu ciekawostka. Kilka lat temu robiłem podobiznę człowieka, która miała być umieszczona na gzymsie nowopowstałego domu. Przygotowując projekt i wizualizację pomyślałem, że dobrze byłoby wiedzieć kim jest ów mężczyzna bądź czym się zajmuje, gdyż wtedy mógłbym wkomponować w rzeźbę jakiś atrybut – pędzel, pióro, może książkę. Okazało się, że to jeden z budowniczych domu, a właściciele obiektu chcieli upamiętnić bardzo dobrą współpracę z nim umieszczając jego zawsze uśmiechniętą twarz na narożnym gzymsie posesji. Dodałem więc młotek ciesielski.
Wzorujesz się na kimś?
– Specyfika tej pracy jest taka, że trudno się odnosić do konkretnego artysty. Szukam detali, poszczególnych elementów, ciekawych rozwiązań, chociaż, oczywiście, są mistrzowie, których dzieła szczególnie cenię. To przede wszystkim Michał Anioł, a z bardziej współczesnych August Rodin. Rzeźby tego drugiego „Brama piekieł” czy „Dłoń Boga” oglądałem z zapartym tchem w paryskim muzeum jego imienia. Obaj pracowali w marmurze, a więc materiale, w który wnika światło, nadając rzeźbie życie. W efekcie powstaje rodzaj mistycznego przekazu…