Od czerwca 2016 roku, kiedy elektorat brytyjski zdecydował znikomą lecz prawomocną większością opuścić Unię Europejską, 1,02 milionów obywateli polskich żyje na Wyspach jakby w pół realnym urojonym świecie. To tak jakby byli w poczekalni, mentalnie na pół spakowani na wyjazd, a na pół zdeterminowani, żeby zostać dłużej, choćby dla dobra dziecka i dobrych stosunków w pracy. Już przez 15 miesięcy przy spotkaniach towarzyskich, pod kościołem, czy czekając na odbiór dzieci ze szkoły sobotniej, pytają co będzie? kto już wyjechał? kto na pewno zostaje? A te przeszło 180,000 dzieci polskich tu wychowanych, a nawet często tu urodzonych, które przedtem widziały swoją przyszłość w tym kraju, teraz nie wiedzą nawet, co ich rodzice zdecydują w najbliższych miesiącach, i czy jednak w końcu do tej Polski nie wyjadą jak szereg ich kolegów i koleżanek. (Mówię „wyjadą”, a nie „powrócą”, bo w tej chwili to Wielka Brytania jest ich domem i punktem oparcia ich życia, a nie Polska). I rzeczywiście dla pewnych osób powstają lepsze nieco warunki pracy w Polsce czy w innych krajach unijnych, a wartość funta jest zdecydowanie mniej atrakcyjna niż dwa lata temu.
Ale nie wszyscy patrzą na te sprawy tak biernie. W obecnej próżni politycznej istnieje szereg organizacji nacisku za i przeciw Brexitowi lub broniących interesów pewnych grup społecznych w tym kryzysie. Grupy zwalczające całą koncepcję wyjścia z Unii prowadzą wciąż energiczną walkę lobbystyczną, zarówno w kuluarach władzy i w mediach, jak i w jawnych masowych demonstracjach na ulicy. Organizacje te obejmują nie tylko Brytyjczyków, ale również obywateli unijnych występujących śmiało w obronie swoich własnych praw. Wykorzystują słabość rządu i podziały wewnątrzpartyjne Konserwatystów i Labour. Mieliśmy już masowe demonstracje organizacji jak Peoples March for Europe, czy grupy New Europeans, które wciąż dążą do odwrócenia decyzji referendum. Wtóruje im nowy tygodnik „New European” który ma służyć tym czytelnikom którzy należeli do tych 48% wyborców głosujących za pozostaniem.
Natomiast najaktywniejszą z grup broniących interes obywateli unijnych jest teraz organizacja „the3million”. Jej celem nie jest odwrócenie Brexitu ale wywalczenie najlepszych warunków dla obywateli unijnych w Wielkiej Brytanii w nowych okolicznościach. Na czele tej grupy są francuscy, niemieccy, włoscy, holenderscy i hiszpańscy prawnicy, naukowcy i znawcy struktur unijnych, którzy wykorzystali swoje profesjonalne umiejętności do tworzenia potencjalnych alternatyw dla propozycji rządowych i unijnych i do wywierania nacisku na brytyjskie instytucje i media oraz na instytucje unijne. Współpracują również i wydają wspólne oświadczenia prasowe z organizacją „British in Europe” która jest głosem przeszło jednego miliona mieszkańców brytyjskich żyjących w państwach unijnych, a głównie we Francji i Hiszpanii. „The3million” jest również organizacją masową, mającą forum doradcze na swojej stronie internetowej i 30,000 członków, mimo że powstała tylko rok temu. Większość poparcia uzyskuje od obywateli unijnych, którzy słyszą wciąż powtarzającą się formułę rządową, że wszyscy obywatele unijni będą mogli pozostać, a żyją z rzeczywistością w której nikt nie jest pewien czy będzie mógł zostać, chyba że posiada już obywatelstwo brytyjskie. Nawet osoby posiadające permanentną rezydenturę nie mają pewności pozostania, bo rząd brytyjski obecnie planuje zlikwidować ten status i zastąpić go nowym pojęciem „settled status”, które ma posiadać podobne prawa, ale nie do końca, i nie dla każdej osoby będzie dostępny. To też może się jeszcze zmienić.
Dużo się dzieje. Miałem możność w tym roku osobiście udzielać się w szeregu akcji i spotkań związanych z Brexitem. Na blogu moim www.polaklondynczyk.blogspot.co.uk opisywałem moje występy w brytyjskiej telewizji i w radiu oraz podałem cytaty z moich ostatnich wypowiedzi w prasie brytyjskiej. Brałem udział w dwóch świetnie zorganizowanych akcjach lobbingowych przy parlamencie. Brałem też udział trzykrotnie w spotkaniach przedstawicieli the3million z urzędnikami z Home Office i z Departamentu d/s Opuszczenia Unii (DExEU), a dwukrotnie miałem sesje spotkań z polskimi i innymi europosłami w Brukseli. Przemawiałem już na wiecach, większych (choćby dla 70,000 uczestników na Parliament Square) i mniejszych. Wiemy, że nasze spotkania mają znaczenie bo premier pani Theresa May skierowała list do naszej organizacji prosząc abyśmy kontynuowali konsultacje z jej urzędnikami. Ostatnio wysyłałem memorandum do Home Office w sprawie nieprawnych deportacji Polaków i przygotowuję komentarz dla parlamentu europejskiego o igraniu się instytucji brytyjskich z prawami unijnymi.
Uważam, że lobby wrześniowe było szczególnie skuteczne. Przeszło 70 parlamentarzystów ze wszystkich głównych partii podpisało zobowiązanie wsparcia utrzymania pełnych praw obywateli unijnych gwarantowanych przez międzynarodową umowę; 1861 osób zarejestrowało się na udział w lobbyingu, z tym że niemal 1000 wzięło udział elektronicznie. Minister imigracji Brandon Lewis zareagował bezpośrednio na nasz lobby opublikowaniem artykułu w Timesie zapewniającego pozytywny wynik w ofercie rządu dla obywateli unijnych. Wyczuwamy, jak pod naszym naciskiem i pod naciskiem negocjatorów z UE, którzy z nami ciągle się konsultują, rząd brytyjski powoli cofa się, zgadzając się na różne koncesje mniejsze czy większe. Z ostatniej sesji wiemy, że interpretacje prawa stosowane przez sędziów brytyjskich w apelacjach o pozostanie w Anglii będą oparte już na prawodawstwie unijnym i że raz uzyskane prawo stałego pobytu przekazane będzie wszystkim dzieciom dożywotnio. Czuję też, że jesteśmy blisko utrzymania prawa głosu w przyszłych wyborach lokalnych. Coraz częściej przypominam urzędnikom brytyjskim o precedensie ustawy Polish Resettlement Act w roku 1947 kiedy dawano Polakom gwarancje pozostania bez dyskryminacyjnych badań ich przeszłości.
Natomiast żałuję, że na wiecach i akcjach lobbingowych brakuje Polaków. Na wrześniowym wiecu na Parliament Square na około 30,000 uczestników widziałem tylko jedną polską flagę (akurat KOD-u) a na następnym wiecu na Trafalgar Square, kiedy przed moim przemówieniem, konferansjer poprosił Polaków o podnoszenie ręki, zaledwie 10 rodaków ujawniło się, choć było 750 uczestników.
Gdzie my jesteśmy? Co nas wstrzymuje? Nie rozumiem, dlaczego Polacy zostawiają walkę o swój przyszły byt w tym kraju obywatelom innych krajów. Obawiam się, że za dużo Polaków biernie przygląda się walce o własne prawa i prawa swoich dzieci, bo czują, że nic nie mogą zmienić. Co będzie, to będzie. Nie wczuwają się w swoje prawa i obowiązki obywatelskie jako rezydenci tego kraju.
Oczywiście są wybitne wyjątki, ale są słabo dostrzegane. Jak już wykazałem sprawa naszych praw podlega ciągłym zmianom i rząd brytyjski niekoniecznie panuje nad agendą Brexitu. Myślę, że jest tu pole do popisu dla ambitnych młodych Polaków przez stały kontakt z własnymi posłami, radnymi, lokalną prasą, mediami społecznymi. Nowi Polacy powinni też zakładać lokalne komórki wspierające prawa unijne, zapraszając inne grupy etniczne i społeczne do współpracy, a może nawet wysuwać kandydatów w lokalnych wyborach w maju następnego roku na platformie utrzymania praw dla wszystkich obywateli unijnych. Wypowiadała się już starsza polonia przez komunikat Zjednoczenia Polskiego i POSK-u. Również tutejsze media polonijne robią wszystko, aby opublikować szczegóły takich akcji, ale odbiór indywidualnych Polaków na te apele powinien być skuteczniejszy. Brakuje niestety świadectwa dialogu czy konsultacji rządu polskiego z Polakami w tym kraju na temat przyszłych swoich praw, choć wiadomo, że rząd polski pilnie śledzi postęp negocjacji. Ich jawniejszy udział może by bardziej rozruszał chęć Polaków do wywierania większego wpływu na swój przyszły los i na los swoich
rodzin.
Wiktor Moszczyński