06 października 2017, 13:22
Ilość, jakość, obojętność

 

O ludziach, którzy przyjechali do Wielkiej Brytanii po 2004 roku przez kilka pierwszych lat od wielkiej fali tej migracji mówiło się jednym głosem: szukają pracy, niezdecydowani jeszcze czy tu pozostaną, czy wyjadą – mają inne priorytety.

Aneta: – Chodzę od pubu do pubu, od kawiarni do kawiarni i pytam, czy potrzebują pracownika. Gdzieniegdzie biorą ode mnie numer telefonu i zapewniają, że oddzwonią. Raczej w to wątpię, ale będę szukała do skutku.

Tomek: – Mieszkam u rodziny, więc mam trochę czasu na szukanie zatrudnienia. Nawet jeśli szybko czegoś nie znajdę, dzięki cioci z głodu nie umrę. Ale znam tu ludzi, którzy przyjechali ze 100 funtami i już są bez grosza. Tacy muszą szukać czegokolwiek, żeby przetrwać.

Natalia: – Na szczęście, już wyjeżdżając z Polski wiedziałam, że będę pracowała. Przez miesiąc będę zastępować koleżankę w pubie, która jedzie na urlop. Potem też na pewno coś znajdę. Trzeci rok z rzędu przyjeżdżam do Londynu na wakacje i zawsze miałam pracę.

Przylgnęła do nich nazwa emigrantów zarobkowych. A oni – jak to ludzie – jedni przyjechali do pracy, inni do roboty; jedni by się uczyć, inni by się powłóczyć… Ci ustatkowani, myśleli by jakoś urządzić się w nowym miejscu, chcieli sprowadzić rodziny, planowali posłać do szkół dzieci. Ale najpierw dobra praca i godne życie. A w nim zwyczajne troski – na miarę codzienności:

Kasia, 26 lat, stażystka:– Przyjechałam do agencji reklamowej na trzymiesięczne stypendium, które udało mi się otrzymać. Praktyki tutaj są bardzo cennym doświadczeniem, wciąż dużo uczę się od angielskich kolegów. Niedługo wracam do Polski, dlatego czas spędzony tutaj staram się maksymalnie wykorzystać.

Robert, 20 lat, sprzedawca: – Tęsknię za moją dziewczyną. Teraz Paulina ma przyjechać do mnie w następnym miesiącu. Chciałbym pokazać jej Londyn, już układam plan na czas jej pobytu. To będzie też okazja, aby porozmawiać o nas, o naszym związku i zaplanować najbliższe miesiące.

Tomek, 29 lat, pracuje na budowie: – Brakuje mi tutaj golonki. Zawsze mama gotowała mi golonkę jak przyjeżdżałem do domu. To jest ulubiony smak mojego dzieciństwa. Tutaj na pewno są polskie bary, w których jest golonka, ale to nie to samo. Nie ma mamy!

Agata, 22, studentka: – Chciałabym pójść na spacer do polskiego lasu. Bo będąc tutaj tęsknię za polską przyrodą. Moi dziadkowie mieszkają na wsi i zawsze kilka razy do roku ich odwiedzałam, a teraz nie mogę, bo od jesieni nie byłam w Polsce.

Z czasem ich miejsce na Wyspach Brytyjskich zostało „oswojone” i zaczęli o nim mówić „dom”. Przyszła też pora na pierwsze próby podważenia niektórych mitów. Pierwszym z nich była „chęć zdobycia lepszych pieniędzy, jako główny powód wyjazdu z Polski”. To hasło z ankiety przeprowadzonej wśród internautów. W niej zamiast „uciułać i wrócić” pierwsze miejsce zajęła odpowiedź „poznać świat”. Czy rzeczywiście to ciekawość świata popychała Polaków za granicę czy raczej nie chcieli przyznać się do innych pobudek – tego ankieta nie wykazała, ale że pieniądze i praca były przy podejmowaniu tej decyzji bardzo ważne, łącznie wskazało na nie 44 procent respondentów. Niespodzianką był też fakt, że aż 42 procent emigrantów polskich z Wysp Brytyjskich zadeklarowało posiadanie wyższego wykształcenia, podobnie zaskakujące było aż 90 procent z wykształceniem przynajmniej średnie (w Polsce na tę samą liczbę odpowiedzi przypada odpowiednio 10 i 60 procent). Innym mitem okazała się samotność na emigracji. Polacy wcale nie czuli się samotni. Aż 80 procent z nich deklarowało, że za granicą przebywa z żoną, mężem, partnerem czy partnerką, choć nie wiadomo, czy swoje drugie połowy emigranci poznali jeszcze w Polsce, czy już w obcym kraju.

Mariusz: –Po mojej pierwszej wizycie w Polsce, zaraz po wejściu do Unii Europejskiej, stwierdziłem, że ja tam nie chcę wracać. Może dlatego, że ludzie byli smutni. A jak pojechałem tam w 2005 r. roku, to zauważyłem, że Polacy zaczynają mieć nadzieję, że coś się zmieni na lepsze. Chciałbym do Polski pojechać na stałe za 3-4 lata.

Magda: – Spodziewam się dziecka. Mój chłopak tutaj przyjechał, pracuje w firmie transportowej i myśli o własnym interesie. Wiemy jakie są realia w Polsce, nie utrzymamy się bez pomocy rodziców nawet jeśli będziemy pracować we dwójkę, dlatego chcemy tutaj zostać, bo w Anglii będzie nam się żyło łatwiej niż w Polsce. Oczywiście tęsknię za krajem, ale nie za moim miastem, bo mieszkam 20 km od granicy i młodzi stamtąd uciekają…

Piotr: – Plan jest taki, żeby kupić tutaj mieszkanie oraz otworzyć z przyjaciółmi firmę, która zajmowałaby się robieniem zdjęć, stron internetowych, wizytówek. Na razie mamy studio fotograficzne na Whitechapel, które zaczęło na siebie zarabiać.

Dobra praca i wygodniejsze życie na Zachodzie to nie dla wszystkich szczyty ambicji. Są wśród nich i tacy, którzy chcą coś po sobie zostawić. Mają naturę społeczników, jest w nich zapał i energia. Czy chcą działać w ramach organizacji własnych czy tych z długoletnią na emigracji tradycją, to temat na inną okazję. Dość powiedzieć, że ci młodzi teraz przeżywają dokładnie ten sam okres kreatywności, co pokolenie powojenne, kiedy powstawały tu pierwsze szkoły sobotnie, teatr, organizacje, kluby…

Polonia liczy na młodych. Musi na nich liczyć, by w ogóle w przyszłości Polonią być. Bywa jednak tak, że ci młodzi jednak zanim na dobre wdrożą się w środowiskowy krwiobieg, już go opuszczają. Nie sposób zliczyć nowych organizacji: od tych znanych już jak Poland Street, Polish Psychologists czy Polish City Club do tych mniej znanych, jak Stowarzyszenie Polsko-Walijskie, Stowarzyszenie Polskiej Społeczności „Vistula” w Cumbrii, Związek Kultury Polonijnej „Bartek” w Rugby, Mersyside Polonia, Stowarzyszenie Polaków Sami Sobie…(ale które z nich po początkowym okresie heroicznym obecnie nie prowadzą już działalności?). Trzeba jednak podkreślić, że dla nich ważne było, żeby robić rzeczy po swojemu, utrzymywać polskość po swojemu. Ale nie w polskich gettach, tylko w angielskim środowisku i jeśli możliwe, to przy pomocy finansowej uzyskanej od lokalnych władz samorządowych. To dobra, nowa droga.

– Napływ i odpływ emigrantów z Polski w różnorodny sposób kształtuje wizerunek Polaków w mediach brytyjskich – mówi Jacek. – Raz opisywani jesteśmy jako barbarzyńcy jedzący karpie i bezprawnie wyłudzający zasiłki, innym razem jako rzetelni i sumienni pracownicy przywiązani do rodziny i tradycji. Wśród ogromnej rzeszy naszych rodaków przebywających na Wyspach działa też nieliczna stosunkowo grupa osób, na którą składają się zwykle wolontariusze mający potrzebę zaangażowania społecznego.

Dzięki współpracy ze stowarzyszeniem Polonia Nottingham oraz Stowarzyszeniem Polskim w Irlandii Północnej, utworzona została nieformalna platforma komunikacji nazwana Polish Cooperation Network. Inicjatywa ta miała na celu przede wszystkim integracje aktywnych (często nadal niestabilnych) grup polonijnych. Zorganizowanych zostało 6 spotkań szkoleniowo- integracyjnych PCN: w Londynie, Belfaście, Nottingham, Cambridge oraz w Oxford. Utworzone zostało także Stowarzyszenie Poland Bridge w Bristol.

Czy można zaryzykować twierdzenie, że nowo przybyli na Wyspy Polacy unormowali swe życie na tyle, że przyszedł czas na aktywność na płaszczyźnie społecznej i działalność publiczną? Trudno powiedzieć czy jest to kwestia unormowania swojego życia, czy raczej potrzeby działania w grupie. To chyba naturalny odruch – Polacy chcą się razem spotykać, chodzić na polską mszę, posyłać dzieci do polskiej szkoły. I z tej potrzeby powstają organizacje.

Daleko przed nami jednak ten dzień, gdy Polacy będą postrzegani jako aktywna część społeczności brytyjskiej, gdy sami Anglicy zobaczą, że polska społeczność może być na przykład ważnym kręgiem wyborców.

Dobrze byłoby, aby nasze emigracyjne elity, wiedziały, że taki problem i zadanie jest. To jest problem, z którym nie uporała się brytyjska Polonia.

Pokolenie emigracji żołnierskiej wspólnie, głosami tysięcy upominało się o wolną Polskę. Oni zachowali swą polskość właśnie dzięki budowaniu licznych polonijnych wspólnot. Wtedy liczyło się powszechne, masowe działanie – bogactwo i wszechstronność życia Polaków na Wyspach. Ilość polskich kościołów, kół i szkół.

W kolejnym pokoleniu, urodzonym i wychowanym w dwóch kulturach, miała się liczyć tego życia jakość. Jednak obnoszenie się ze swą polskością nie było dobrą receptą na sukces.

A najnowsza Polonia? Trzy lata temu przed wyborami lokalnymi prezentowaliśmy na łamach polskich kandydatów – wśród nich Jarka z Hounslow, który powiedział:

– Rozmawiam z mieszkańcami mojego okręgu i muszę powiedzieć, że najwięcej wśród nich jest osób obojętnych i niezorientowanych.

 ***

Na fotografii obok mural brytyjskiego artysty Banksy’ego nawiązujący do decyzji Wyspiarzy o Brexicie. Czy stojący na drabinie robotnik, który skuwa jedną z gwiazd z flagi Unii Europejskiej, nie jest obojętnym, niezorientowanym Polakiem.

(tekst kursywą – materiały archiwalne DzP i TP)

Jarosław Koźmiński

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Jarosław Koźmiński

komentarze (0)

_