O Newbury słyszała prawie cała średniowieczna Europa, od Francji po Węgry a nawet i Śląsk. W XVI wieku prawie wszyscy mieszkańcy byli zatrudnieni przy produkcji wełnianych tkanin, i to jeszcze przed rewolucją przemysłową. Przyczynił się do tego legendarny „Jack of Newbury” – John Winchcombe, który zorganizował rzemieślników na zasadzie specjalizacji i podziale pracy. Zwykle nad wykonaniem materiału od początku do końca pracowała jedna osoba. Jack szczycił się tym, że wygrał zakład o to czy w jeden dzień zdoła zrobić płaszcz- i to nie z powierzonego materiału, ale od samego początku czyli…ostrzyżenia owcy. I zakład ten podobno wygrał, o czym zresztą została napisana książka.
Owce i urzet barwierski
Do wyrobu materiałów wysyłanych do całej Europy oczywiście niezbędna była wełna i jej dzielni producenci czyli owce. Na urokliwych wzgórzach otaczających miasto zamiast pól uprawnych tworzono ogromne pastwiska. Były to North Wessex Downs dziś prawem chroniona okolica niezwykłej, naturalnej urody czyli Area of Outstanding Natural Beauty. Nie tylko jednak owce były potrzebne do produkcji tkanin. Na polach wysiewano urzet barwierski, wysoki, żółty kwiat, którego korzeń jest bardzo ceniony w chińskiej medycynie, jako lek na raka. Producentów tkanin interesowały jednak tylko liście tej rośliny, z których produkowano niebieski barwnik. Wymagało to fermentacji, podczas której wydzielał się podobno okrutny smród. Do tego stopnia, że królowa Elżbieta I zakazała produkcji barwnika w okolicy bliższej niż 5 mil od jej posiadłości. Newbury na szczęście było znacznie dalej. Pastwiska dla owiec oraz uprawy urzetu pozbawiły chleba okolicznych farmerów. Po kilku latach nieudanych zbiorów, i przy trwającej wojnie z Francją (1793-1815), przez co nie było możliwości importu zboża, okoliczni rolnicy zaczęli głodować i obawiano się rozruchów. Wtedy to powstał Speenhamland System (1795), od nazwy przedmieścia Newbury. Na właścicieli ziemskich nałożono tak zwany podatek parafialny. Jego wysokość była związana z kosztem bochenka chleba oraz ilości dzieci w rodzinie. Taki bochenek w owych czasach ważył 4 kg. Na mężczyznę przypadały 3 bochenki na tydzień, na kobietę jedynie 1,5 tyle samo, co na jedno dziecko. Jak widać praca kobiet była traktowana jako nieważna i niewymagająca godziwego wyżywienia. Jednak ten sposób wspomagania biednych został przyjęty na całym południu Anglii i przetrwał w niezmienionej formie aż do roku 1834.
Speenhamland System został ustalony w jednym z pubów, które w Newbury zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu już po czasach wełnianej świetności. Miasto miało już wtedy kilka pięknych ulic z zamożnymi domami. Dzięki temu miały gdzie się lokować puby i zajazdy. Newbury leży bowiem mniej więcej w połowie drogi między Bath a Londynem (hrabstwo Berkshire), czyli na ówczesnym, najbardziej uczęszczanym szlaku turystycznym. Zatrzymywały się tam powozy z mniej lub bardziej zamożnymi gośćmi wybierającymi się ze stolicy do „wód”. Główną ulicą stała się Bath Road, przy której było aż dziesięć pubów z pokojami noclegowymi, stajniami i pastwiskami dla koni tuż za budynkami. Największy i najsłynniejszy z nich był Pelikan, z którego rachunki były tak wysokie, że pisano o nich prześmiewcze wierszyki. Do dziś możemy zwiedzić kilka tych przybytków, które zachowały swoją dawną atmosferę. Być może w najstarszych z nich opijali zwycięstwo wojacy parlamentarzystów pod wodzą Earla of Sussex. W krwawej bitwie pod Newbury (1643) zginęło kilka tysięcy żołnierzy, co spowodowało wycofanie wojsk królewskich. Rok potem w kolejnej walce w centrum miasta król Karol musiał wycofać się do twierdzy w Donnigton Castle, a potem uciekać i stamtąd. W tym pośpiechu zostawił na zamku swoją…koronę, po którą jednak wrócił, ale dopiero po trzech tygodniach. Donnigton Castle możemy dziś oglądać na przedmieściach Newbury: ocalał jako majestatyczna wpół- ruina na zielonym wzgórzu.
Konne atrakcje
Nie tylko król Karol odwiedził Newbury. Bywali tam także wcześniejsi królowie, bowiem okolice były znakomitym terenem do polowań. W roku 1905 powstała trasa wyścigów konnych, które również uczyniły Newbury sławnym. Królowa Elżbieta II obchodziła właśnie tam swoje 86 urodziny obstawiając konie (oba niestety przegrały). Tam też w roku 2011 zdarzył się przedziwny wypadek, w którym przed wyścigami, podczas parady, nagle padły dwa młode, mocno obstawiane konie. Przez dłuższy czas zagadka była nierozwiązana. Sekcja wykazała, że zwierzęta dostały śmiertelnego ataku serca. Dopiero w jakiś czas po wyścigach odkryto, że zostały one porażone prądem z nieosłoniętego kabla położonego na mokrej ziemi. Przez Newbury przepływa rzeka Kennet. To ona jakby uformowała to miasto. Jest ono bowiem zbudowane na planie litery Y. Punkt gdzie droga główna rozdwaja się, to most. Po lewej stronie znajduje się wielki rynek z ratuszem o wysokiej wieży, i pięknym starym budynkiem Corn Exchange, gdzie znajduje się teatr.
Po prawej znajdziemy ulicę z kilkoma zabytkowymi budynkami. Rzeka została skanalizowana w początkach XIX w, jak wiele w tym czasie w Anglii i stanowi ona część sieci kanałów Avon. Choć była uczęszczaną drogą wodną wraz z dotarciem kolei do Newbury straciła swoje znaczenie. Tak jak zresztą zajazdy i puby w mieście. I nie pomogła wspaniała latarnia gazowa ustawiona przy wjeździe do miasta w 1828 roku. To cudo techniki zostało zastąpione bardzo zresztą ładnym budyneczkiem Clock House z 1929 roku, gdzie możemy sobie przysiąść na ławeczkach pod dachem i poczytać o historii miasta. Koniecznie trzeba też zajrzeć do wielkiego, prześlicznego kościoła St Nicolas pełnego witraży. Zbudowano go w XVI wieku, a gruntowny remont przeprowadzono za czasów wiktoriańskich. Stąd wspaniałe okna, ze scenami z Nowego Testamentu. Po Newbury spaceruje się bardzo przyjemnie. Główne ulice to szerokie deptaki usiane pubami i ciekawymi budynkami. Można się też przejść wzdłuż rzeki i jej kanałów. Jest to też świetny punkt wypadowy do urokliwych wzgórz North Wessex Downs.
Anna Sanders