14 lutego 2018, 08:44 | Autor: admin
Złota Gejsza

Iwona Sobejko ze swoją zwycięską Gejszą, Po prawej inny tort Polki nawiązujący do kultury flamenco.

– Kiedy ogłoszono, że moja Gejsza wygrała, rozpłakałam się jak dziecko – mówi Iwona Sobejko, medalistka międzynarodowych konkursów na najbardziej finezyjne torty dekoracyjne, w rozmowie z Piotrem Gulbickim.

 

Jak zostaje się mistrzynią tortów?

– Trzeba przystąpić do zawodów, wystawić swoje projekty i czekać na werdykt sędziów, których może być nawet ponad 20. Rywalizacja odbywa się w różnych kategoriach, przed konkursem każdy uczestnik dostaje wytyczne, których trzeba przestrzegać, gdyż za złamanie choćby jednego punktu jest dyskwalifikacja,

Sędziowie, uznani fachowcy z branży tortowej, oceniają pomysł, wykonanie i zastosowane techniki. Przyglądają się projektom z każdej strony, również przez lupę, dotykają, a w przypadku kategorii smakowych – degustują. Prace nie powinny mieć żadnych rys, uszczerbków, odbitych palców czy paznokci. No i trzeba się wykazać kreatywnością.

 

Trudno wymyślić coś oryginalnego.

– Nie dla mnie (śmiech). Mam milion pomysłów na minutę, co nie zawsze jest dobre, bo zdarza się, że kilka razy zmieniam sposób działania. Inspirację czerpię głównie z otoczenia, ale też prac artystów z innych branż. Na przykład „Gejsza” powstała pod wpływem prac Dominiki Głębickiej, która maluje na szkle. Z kolei konie lubiłam szkicować od zawsze i wiedziałam, że to zwierzę wyjdzie jak trzeba, chociaż po raz pierwszy malowałam je na cukrze. Ostatnio robiłam tort okolicznościowy w kategorii „dwa piętra lub więcej”, w którym motywem przewodnim były lalki. Mam już trochę lat, ale z sentymentem wracam do czasów dzieciństwa. Myślę, że sporo dziewczynek chciałoby dostać taki tort na urodziny, a ten był prawie idealny i nagrodzono go srebrnym medalem.

 

To kwestia talentu czy wytrenowania?

– Drogi na szczyt są różne, ja umiejętność wypieków wyniosłam z rodzinnego domu. Wychowałam się w Jawiszowicach, w województwie małopolskim i zawsze w niedzielę było u nas ciasto, co najmniej jedno. Byłam najstarszym dzieckiem i jedyną córką (oprócz dwóch braci), dlatego mama zawsze pchała mnie do kuchni, za co jestem jej bardzo wdzięczna.

Świetnie pamiętam dzień, w którym upiekłam swoją pierwszą szarlotkę, miałam wtedy 12 lat. Musiałam ratować ciasto, gdyż zamiast dwóch łyżek śmietany dałam pół szklanki, ale ostateczny efekt wszystkim przypadł do gustu. Do dziś wymieniam się z mamą przepisami, wzajemnie uczymy się od siebie, testujemy też stare babcine przepisy.

Później, po ślubie, zachowując rodzinną tradycję piekłam różne frykasy dla męża i moich dwóch synów, szczególną wagę przywiązując do urodzinowych tortów, które nie mogły być zwyczajne. Dlatego zawsze robiłam coś ekstra – a to cukrową piłkę, a to samochód, a to jakieś zwierzę. Z czasem moje projekty stawały się coraz bardziej popularne wśród znajomych, którzy prosili o zrobienie dla nich podobnych wypieków. Chętnie się tego podejmowałam, nawet za darmo i nigdy nie myślałam, że będę zarabiać w ten sposób. Zawodowo zajmowałam się wówczas rękodziełem, jednak tortowa fama szybko się rozeszła, zaczęło się pojawiać coraz więcej zamówień od obcych osób, więc pomyślałam, że może warto robić to profesjonalnie. No ale jeśli już, to dobrze byłoby się pouczyć i ugruntować wiedzę na ten temat, dlatego zaczęłam czytać, oglądać programy na You Tube, zapisałam się też do grup internetowych skupiających fachowców i pasjonatów tych zagadnień.

W miarę jak zwiększały się moje umiejętności, wyzwania stawały się coraz trudniejsze, a że zapotrzebowanie na moje usługi rosło, dwa lata temu zgłosiłam działalność do councilu, wiążąc swoją przyszłość z tortami.

Zaliczałam też kolejne szkolenia – z wykonywania figurek ludzkich oraz tortów w formacie 3D i isomaltu. Moje wypieki zaczęły wyglądać fachowo, a dzięki pomocy koleżanek opanowałam szereg rozwiązań technicznych i to właśnie one namówiły mnie żebym pojechała na konkurs.

Robienie tortów może być sztuką

I od razu sukces.

– Na Cake International, który odbył się jesienią 2016 roku w Birmingham, przygotowałam trzy prace. Tort okolicznościowy uległ lekkiej dewastacji podczas transportu, a mimo to otrzymał wyróżnienie. Natomiast tort z ręcznie malowanym na cukrze koniem zdobył brązowy medal w kategorii „studenckiej” (zwykłe malowanie), co nie ukrywam, sprawiło mi wiele satysfakcji. I nie zmącił tego fakt, że mój największy faworyt – Mikołaj wystawiony w kategorii „duża figurka świąteczna w formacie 3D”, został zdyskwalifikowany za metalowe okulary. Gdyby nie to, była szansa na złoto.

Zawody w Birmingham okazały się przełomem, to wtedy uwierzyłam, że mogę tworzyć prawdziwą tortową sztukę, a dodatkowo dawać ludziom przyjemność z jej konsumpcji. To zdopingowało mnie do jeszcze bardziej wytężonej pracy nad techniką i detalami. Wiosną 2017 roku osiągnęłam swój największy sukces – podczas wiosennego, silnie obsadzonego londyńskiego konkursu Cake International, zaprezentowałam cztery prace. Dałam z siebie wszystko, mimo iż byłam chora i miałam wysoką gorączkę. Nie mogłam jednak odpuścić. Zrobiłam projekt z isomaltu (cukru), nie mając żadnych pomocy, foremek ani zbyt wielu przyrządów, posiłkując się jedynie pompką, termometrem i tym, co znalazłam w domu i nadawało się do tak wysokiej temperatury (180° C). Tak, tak, tyle osiąga isomalt w którym trzeba pracować. Projekt wystawiony w grupie „kwiaty fantazyjne” był w formie wielkiego lizaka, miał sporo błędów, ale i tak zdobył brąz. Podobnie jak mój inny wyrób w kategorii „figurka do 30 cm”.

Natomiast ręcznie malowany tort w kategorii „studenckiej”, z gejszą w centrum, wygrał złoty medal. Kiedy to usłyszałam rozpłakałam się jak dziecko, bo przecież podczas nocy poprzedzającej konkurs, walcząc z chorobą, malowałam kwiaty wiśni na tym wypieku, bez żadnych szablonów i możliwości pomyłki. Praktycznie każdy ruch ręką sprawiał mi ból, ale nie mogła zadrżeć, bo musiałam to zrobić do końca.

 

To precyzyjne, ale też pracochłonne zajęcie.

– Nawet bardzo. Na początku robię plan i kompletuję materiały potrzebne do zrobienia tortu. Często jest to spora inwestycja, potrzebne są bowiem odpowiednie masy, stelaże itp. Czas pracy jest zróżnicowany – z reguły trwa około tygodnia, innym razem trochę dłużej bądź krócej. W kategoriach jadalnych jest nawet trudniej, gdyż sędziowie degustują smak.

 

Dużo jest tego typu konkursów?

– Na Wyspach były dotąd trzy rocznie, ale z tego co słyszałam teraz ma odbywać się jeden – jesienią w Birmingham. Podobne imprezy popularne są też w innych krajach, między innymi Stanach Zjednoczonych, Niemczech, Austrii, Czechach, a od dwóch lat również w Polsce. W tym roku planuję zaprezentować się nad Wisłą i sprawdzić w tamtejszej rywalizacji, tym bardziej, że od dekady mieszkam w Anglii.

 

W Londynie?

– Dotąd tak było. Przyjechałam tu w 2007 roku i na początku ledwo wiązałam koniec z końcem. Pracowałam po kilkanaście godzin dziennie, imając się różnych rzeczy – między innymi jako motocyklistka w hinduskiej knajpie, kelnerka, sprzątaczka. Na szczęście z czasem sytuacja się ustabilizowała.

Natomiast ostatnio, po 10 latach mieszkania w brytyjskiej stolicy, razem z rodziną przeprowadziłam się do wsi Tenbury Wells, w hrabstwie Worcestershire, leżącej 230 km od Londynu. Mamy tu dom z ogródkiem i piękne malownicze widoki. Póki co, nikogo w okolicy nie znam, ale mam zamiar wystartować z tortami od zera, chociaż już nie na taką skalę jak wcześniej. Być może wrócę do rękodzieła…

 

Rękodzieła?

– Swego czasu robiłam biżuterię z koralików, okolicznościowe kartki, a także ozdabiałam przedmioty za pomocą techniki decoupage. Jednak mając do przygotowania 10-15 tortów tygodniowo musiałam się skupić tylko na nich, inne sprawy ograniczając do minimum. Oczywiście, dalej zamierzam startować w konkursach i podnosić swoje umiejętności w tej dziedzinie, ale jednocześnie mam zamiar złapać oddech, pochodzić po górach i spędzać więcej czasu w weekendy z rodziną, a nie tylko stać w kuchni.

Tu ciekawostka. W Polsce ukończyłam liceum ekonomiczne, bo na dojazdy do liceum plastycznego w Bielsku-Białej nie było mnie stać. Ale to nie był zły wybór, gdyż moim ukrytym talentem są cyferki, wśród których czuję się jak ryba w wodzie. Później rozpoczęłam studia na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie na wydziale ekonomi i marketingu, jednak po II roku ze względów osobistych musiałam je przerwać. Natomiast wiedza, którą wtedy zdobyłam, przydała się po latach w Londynie, gdzie ukończyłam trzyletni college z matematyki i informatyki. I to w ciągu jednego roku…

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_