23 lutego 2018, 16:16 | Autor: admin
Nasiąkam wszystkim, co mnie otacza
To prestiżowy konkurs. Mam nadzieję, że zwycięstwo w nim otworzy przede mną wiele drzwi w zawodowej karierze – mówi Piotrowi Gulbickiemu Basia Bińkowska, zdobywczyni Linbury Prize, nagrody przyznawanej dla najlepszych młodych scenografów w Wielkiej Brytanii.

Scenografia to specyficzny zawód.

– Prawda jest taka, że niewiele osób wie na czym w istocie polega ta praca. Scenograf współpracuje z największą liczbą osób podczas produkcji spektaklu i zazwyczaj jest najważniejszym kreatywnym partnerem reżysera, z którym tworzy cały obraz wizualny przedstawienia, odpowiadając za scenę i kostiumy. To ciągłe zagłębianie się w detale i niuanse. Oprócz talentu artystycznego i plastycznego trzeba posiadać szereg umiejętności, z różnych dziedzin – projektowania i posługiwania się programami architektonicznymi, szycia, malowania, budowania makiet, scen itp. Dochodzi do tego wiedza na temat historii, literatury, sztuki, filmu, kostiumów, materiałów do budowy scenografii. I, co najważniejsze, trzeba potrafić ją wykorzystać, opierając się na wyobraźni i talencie do kreowania koncepcji przestrzennej dla danego tekstu, w ramach konkretnego budżetu.

Odrębna kwestia to umiejętność funkcjonowania w zespole – dar przekonywania, cierpliwość do negocjacji, dyplomacja, cechy przywódcze. Podczas budowania i produkcji sceny czy strojów odwiedzam szereg pracowni, często przechodząc z bardzo męskiego świata ślusarni i stolarni, do typowo kobiecej rzeczywistości kostiumu i garderoby. Potrzebna jest tu znajomość rzemiosła, żeby dostać to, co się chce. A potem przychodzą aktorzy i wszystko psują (śmiech). Oczywiście, żartuję, uwielbiam ich.

Wielowymiarowe zajęcie.

– Na szczęście można wszystko ogarnąć, a satysfakcja z dobrze wykonanego zadania jest bezcenna. Niestety, to profesja będąca trochę w cieniu, nawet krytycy teatralni pomijają temat przestrzeni spektaklu i rzadko o tym piszą, a większość ludzi myśli o scenografii jako o dekoracji. A to zupełnie nie tak.

Niedawno zdobyłaś prestiżową nagrodę Linbury Prize.

– To najważniejszy i jedyny konkurs dla młodych scenografów w Europie, a może nawet na świecie. Odbywa się co dwa lata i jest przeznaczony dla studentów wszystkich brytyjskich akademii kształcących przyszłych scenografów, którzy kończą studia w danym roku i w roku poprzednim. Konkurs organizowany jest od 45 lat, jego zasady nie zmieniają się, ale droga każdego finalisty znacznie się różni. Biorą w nim udział cztery duże znane teatry, a każdy z dyrektorów artystycznych wybiera sobie po trzy osoby z finałowej dwunastki.

Nagroda ma duże znaczenie w środowisku teatralnym i mam nadzieję, że pomoże mi w rozwoju zawodowej kariery. Nie ukrywam, że czuję lekką presję, bo dopiero teraz będę musiała się tak naprawdę wykazać. Ale wyzwania mnie napędzają.

Wyzwaniem były też studia za granicą.

– Na pewno. Zaczęłam je w 2013 roku, w Royal Conservatoire of Scotland w Glasgow, na kierunku Production Arts and Design. To był bardzo owocny okres, szczególnie pod kątem zajęć praktycznych. Realizowałam spektakle ze studentami produkcji i aktorstwa, a moje studio znajdowało się przy stolarni, gdzie przyszli stolarze sceniczni uczyli się zawodu, malarni, w której przyszli malarze sceniczni szlifowali swój fach, a także przy pracowniach studentów kostiumu, rekwizytorni itp.

Na drugim roku dostałam stypendium i wyjechałam na semestr do Santa Clarita w pobliżu Los Angeles, kształcąc swoje umiejętności na California Institute of the Arts na wydziale Scenic Design. Po powrocie do Wyspy pracowałam nad dwoma spektaklami dyplomowymi, reżyserowanymi przez czołowych szkockich reżyserów. Miałam sporo szczęścia, bo mogłam uczyć się od najlepszych. Egzamin zdałam z oceną bardzo dobrą, natomiast prawdziwą wisienką na torcie okazał się roczny staż, jaki zaraz po studiach, w 2016 roku, odbyłam w słynnej Royal Shakespeare Company. Moja praca polegała na asystowaniu projektantom przy spektaklach w obydwu teatrach prowadzonych przez tą kompanię w Stratford-upon-Avon, mieście urodzin Szekspira. RSC co roku wystawia około 20 sztuk, mnie przydzielono do połowy z nich. Pomagałam podczas całego procesu powstawania spektaklu – od budowy makiety, przez rozmowy kreatywne, wizyty w warsztatach, próby do przedstawienia, po przymiarki aktorów. Od początku, aż do samej premiery.

Ciekawe doświadczenie.

– Bezcenne! Dodatkowo mieszkałam w pobliżu teatrów, w pokoju z widokiem na rzekę Avon i setki łabędzi. To najpiękniejsze miejsce w całej Wielkiej Brytanii.

Mam 24 lata, dopiero zaczynam zawodową drogę i cieszę się, że mogę realizować swoje młodzieńcze fascynacje. O scenografii marzyłam już idąc do liceum plastycznego w Bydgoszczy. W owym okresie ta profesja nie była na czasie, w trakcie nauki nie miałam z nią bliskiego kontaktu, chodziłam za to na spektakle do miejscowego Teatru Polskiego, który w ostatniej dekadzie stał się jedną z najważniejszych scen w kraju. Wystarczyło, że zobaczyłam kilka przedstawień, żeby wciągnęło mnie to po uszy.

Wcześniej wychowywałaś się na wsi.

– Dokładnie w Śmiłowicach pod Włocławkiem. Mama jeszcze jako studentka grała niewielkie epizody w grupie teatralnej profesora Włodzimierza Gniazdowskiego, który wykształcił wielu aktorów. Później została nauczycielką angielskiego i uczyła mnie tego języka w szkole i w domu. Natomiast mój tata, podobnie jak jego przodkowie, jest rolnikiem.

Rodzice wysłali mnie do podstawowej szkoły muzycznej, gdyż umiejętność gry na instrumencie (w moim przypadku to fortepian) była rodzinnym obowiązkiem. Kiedyś tego nie doceniałam, ale teraz wiem jak bardzo mnie to ukształtowało.

Życie na wsi ma swoje uroki.

– Zdecydowanie. Dzień spędzałam na świeżym powietrzu, a wieczorami śpiewałam do grzebienia, który służył mi jako mikrofon, tańczyłam przed lustrem i chciałam występować na scenie. Byłam bardzo żywym dzieckiem, najmłodszym z czworga rodzeństwa. Wkoło przyroda – pola, lasy, jeziora. Jako nastolatka byłam na kilku koncertach rockowych i od tamtej pory marzyłam o zostaniu Rolling Stonesem.

Natomiast po przeprowadzce do Bydgoszczy zdecydowałam się na naukę w tamtejszym liceum plastycznym. To była jedna z moich najfajniejszych dotychczasowych przygód, ale nie chciałam studiować na Akademii Sztuk Pięknych. Marzyłam, żeby działać, pracować z ludźmi, robić coś, co łączy wszystkie dziedziny sztuki. Stąd wziął się teatr i scenografia, a więc świat pełen marzeń i inspiracji.

Skąd ją czerpiesz?

– Ze wszystkiego co mnie otacza. Jednak chyba najciekawsze i najbardziej wymowne scenografie powstają w czasie długich rozmów z reżyserem, kiedy zapisuję swoje spostrzeżenia w notesie, czy robię pierwsze szkice makiety z kartonu.

Tu ciekawostka. Pod koniec studiów dostałam „Bravery in the Face of Adversity. Dealing with Directors”. To nagroda od wykładowców, odzwierciedlająca moje podejście do wykonywanych zadań. Uwielbiam pracować z reżyserami, uczyć się od nich i właśnie te relacje przynoszą mi najwięcej satysfakcji. Najlepiej odnosić się do swoich wizualnych impulsów analitycznie i rozmawiać o nich.

Wzorujesz się na innych scenografach?

– Obserwuję co dzieje się w branży, ale staram się iść własną drogą. Muszę tu jednak wymienić Es Devlin, która jest dla mnie autorytetem. Kariera tej Brytyjki ewoluowała w wielu ciekawych kierunkach, również dzięki rozwojowi technologii. Z projektowania dla teatru dramatycznego, a później scen operowych na całym świecie, przeniosła swoje niezwykłe pomysły i wyobraźnię na jeszcze większą skalę, pracując przy stadionowych koncertach muzycznych gwiazd, chociażby Kanye West, czy przy ceremonii zamknięcia igrzysk olimpijskich w Londynie w 2012 roku. Skala z jaką operuje jest monumentalna. Często się tym bawi, co pozwala jej na przekraczanie dotychczasowych granic scenografii. Wszystko traktowane jest jak spektakl, żeby emocjonalnie poruszyć widza – światłem, dźwiękiem i rozmiarem obiektów, które tworzą daną scenę. Es zazwyczaj ma do dyspozycji duże budżety, ale jest na takim etapie, że może sobie na to pozwolić.

A na jakim etapie ty jesteś?

– Ostatnio przeprowadziłam się do Londynu, gdzie jako nastolatka często przyjeżdżałam na wakacje do siostry. Zajęć nie brakuje, co chwila mam jakiś scenariusz do przeczytania przesłany przez reżysera, który poszukuje projektanta i chciałby mnie poznać. Miałam już spotkanie w Lyric Theatre odnośnie „Othellomacbeth”, spektaklu do którego moja scenografia wygrała Linbury Prize. Dostałam też propozycję współpracy z Bunker Theatre, niedawno powstałym teatrem znajdującym się w centrum stolicy.

W tej chwili jestem na etapie budowania kontaktów i mam nadzieję, że już niedługo będę miała okazję sprawdzić się przy dużych produkcjach. Natomiast w wolnych chwilach chodzę na wystawy, do teatrów, słucham muzyki, przeglądam albumy z obrazami i zdjęciami, oglądam filmy. Angielskie określenie visual sponge, czyli nasiąkać wizualnie wszystkim, co cię otacza, świetnie do mnie pasuje…

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_