Na gali otwarcia festiwalu Kinoteka pokazany został ostatni wspólny film reżyserskiego tandemu Krauze – „Ptaki śpiewają w Kigali”. Fabuła filmu, który został pokazany na 180 festiwalowych pokazach na całym świecie, zawiązuje się, gdy polska ornitolog pracująca w Rwandzie ratuje młodą dziewczynę z plemienia Tutsi. To wydarzenie, w którym obie cudem unikają śmierci, totalnie zmienia ich życie.
Rozczarowani będą jednak ci, którzy spodziewają się krwawego opisu rwandyjskiej masakry. Ten obraz z niezwykłą wrażliwością zostaje zarysowany „krajobraz po bitwie”, w subtelny sposób tłumaczy, czym jest trauma, żałoba czy przebaczenie. Z drugiej strony w sposób radykalny i natarczywy, charakterystyczny dla kina nowohoryzontowego zadaje pytanie o genezę zjawisk takich jak rasizm, dyskryminacja i przemoc.
– To historia o ludobójstwie, ale też o ludzkiej naturze i naszej ciemniejszej stronie. Ten film ma za zadanie uświadamiać, że gdy doprowadzamy do sytuacji, w której dochodzi do przemocy, to cierpią nie tylko osoby, której jej bezpośrednio doświadczają, ale także świadkowie. To jest trauma, która w nich zostaje. Zostaje też w ich dzieciach, jest przekazywana z pokolenia na pokolenie – mówiła po seansie reżyser Joanna Kos-Krauze.
– Skala tej tragedii na poziomie emocjonalnym nie jest możliwe do pojęcia. Ale możemy wyłapać czynniki, które wpływają na to na poziomie politycznym czy ekonomicznym. Bo nigdy na przestrzeni historii ludzkości ludobójstwo było aktem spontanicznym. To zawsze zaczyna się od słów, pozornie niewinnym wytykaniu różnic, a kończy się na zaprzeczeniu lub próbie usprawiedliwiania – tłumaczyła reżyserka.
W początkowym założeniu główna rolę miał odtworzyć Nick Nolte, a scenariusz miał nawiązywać do wielkich hollywoodzkich produkcji, jednak zrezygnowano z tego pomysłu w imię artystycznej wolności.
– Chcieli zrobić z tego historię miłosna z ludobójstwem z tle. To była narracja, utrwalającą krzywdzące postkolonialne stereotypy na temat tej części świat i ludzi tam żyjących. Nie mogliśmy się na to zgodzić – zaznaczyła reżyserka.
W efekcie powstało film poetycki, nie polityczny. Dobre kino awangardowe, w którym akcja sączy się powoli, z szacunkiem do bohaterów. Widzowie w pewien intymny sposób wchodzą w świat przesycony pozbawioną kiczu symboliką, a w skrzydłach tytułowych ptaków szeleści cisza, która wyraża więcej niż tysiąc słów.
Główne bohaterki (w roli Anny fenomenalna Jowita Budnik) nienawidzą się, ale są od siebie uzależnione. Urzekająca jest kreacja Eliane Umuhire, Rwandyjki z plemienia Tutsi, która na własnej skórze przeżyła masakrę.
– Mam jedną zasadę, którą stosuje w pracy z ofiarami ludobójstwa – nigdy nie pytaj jak udało im się uratować. To pytanie jest niemoralne z natury. Jeśli przyjdzie taki moment, że Ci zaufają i będą na to gotowe, same Ci powiedzą –podkreśliła Joanna Kos-Krauze.
W rozmowie z „Tygodniem Polskim reżyserka zdradziła kulisy powstawania filmu.
– Chcieliśmy zrobić film o Holokauście. Czuliśmy, że ponieważ jesteśmy z Polski i Holokaust wydarzył się w naszym kraju, to my mamy obowiązek, ale także prawo, aby zadawać każdemu pokoleniu to samo pytanie: gdzie zaczyna się przemoc? – opowiadała.
Należy w tym miejscu wspomnieć, ze oprócz osobistej tragedii, która wydarzyła się na didaskaliach filmu – Krzysztof Krauze zmarł w trakcie robienia filmu – ekipa filmowa mierzyła się z tak emocjonalnymi przeżyciami jak ekshumacje grobów ofiar ludobójstwa.
– W takich sytuacjach nie myślisz o sobie, nie zastanawiasz się nad własnymi emocjami. Myślisz tylko o tragedii tych ludzi. A pamiętajmy, że ludobójstwa dzieją się teraz. To nie jest bez wpływu na nas, to co się dzieje obecnie w Syrii czy w Sudanie. To nie jest jakaś zamierzchła historia, to się dzieje na naszych oczach, coraz częściej daje się przyzwolenie na przemoc. Dlatego musimy to łapać. Bo zawsze zaczyna się od tego, że ktoś jest ideologiem, że ma oprawo umoralniać, decydować o życiu innych. Dlatego zawsze powtarzam: nie wolno lekceważyć kompleksiarzy, bo z ich kompleksów biorą się wszystkie wojny – mówiła z naciskiem.
Na pytanie jak temu zaradzić, odpowiedziała, że nie ma gotowej recepty.
– Na pewno trzeba starać się żyć świadomie, ponosić konsekwencje swoich decyzji i czynów – podsumowała.
Magdalena Gzrymkowska