Kręci filmy, wydaje książki, występuje w reklamach. Jest też aktorką, modelką, podróżniczką. A ma dopiero 23 lata. O swoim życiu Karolina Kozioł opowiada w rozmowie z Piotrem Gulbickim.
Twój życiorys robi wrażenie.
– Ja po prostu nie znoszę stagnacji. Jestem głodna świata i życia, dlatego czerpię z niego pełnymi garściami, bo wiem, że szybko przemija.
I chcesz posmakować go z różnych stron.
– Dokładnie tak, na własną rękę. Już jako dziecko odróżniałam się od rówieśników, nie miałam zbyt wielu przyjaciół, wolny czas spędzając głównie sama ze sobą. Oglądałam dużo programów dokumentalnych, czytałam książki podróżniczo-przygodowe, lubiłam teatr. Moim ukochanym filmem do dziś pozostał „Edward Nożycoręki”. Ta opowieść o „dziwnym” chłopcu znakomicie obrazuje współczesne społeczeństwo i wszechobecny wyścig szczurów. Liczy się więcej i lepiej, a zapomina o tym, co w życiu jest naprawdę ważne. Edward był inny, cechował się ogromnym sercem i wrażliwością.
Utożsamiasz się z nim?
– W jakimś sensie. Pochodzę z małej wsi Podwolina w województwie podkarpackim. Wychowałam się w prostej rodzinie, w której nikt nie miał kontaktu ze sztuką i wielkim światem, a mnie zawsze ciągnęło do jego odkrywania. Dlatego po skończeniu liceum ogólnokształcącego w Stalowej Woli wzięłam pożyczkę i wyjechałam do Walii, gdzie zaczęłam studia teatralno-filmowe na Aberystwyth University. W ich trakcie, w ramach stypendium, uczestniczyłam w wymianie studenckiej, przez rok kontynuując naukę w Bowling Green State University w Stanach Zjednoczonych. Później powrót do Walii, obrona dyplomu licencjata i przeprowadzka do Londynu, gdzie na wydziale filmowym University of Arts pod koniec ubiegłego roku uzyskałam tytuł magistra.
W międzyczasie, poza nauką, robiłaś szereg innych rzeczy.
– Przede wszystkim podróżowałam po świecie. Zaczęłam niedługo po przyjeździe na Wyspy, w wieku 18 lat, od wyprawy na Teneryfę i w ciągu pięciu dni przejechałam tę wyspę wzdłuż i wszerz autostopem. Wybrałam się tam sama, spałam gdzie popadło, czasami pod gołym niebem, byle jak najtaniej, To wtedy zdałam sobie sprawę, że strach jest w naszej głowie. Tamta eskapada dała mi dużo sił, a potem, w czasie przerw w nauce, były kolejne.
Też samotne?
– Różnie. Czasami ktoś mi towarzyszył, innym razem nie. W ten sposób zwiedziłam niemal całą Europę, głównie stopem, a później przyszedł czas na bardziej egzotyczne kierunki. Pierwszym z nich była Japonia, gdzie spędziłam trzy tygodnie. Najpierw nocowałam w podtokijskim hostelu, a później u koleżanki ze studiów. To było bardzo ciekawe doświadczenie – zupełnie inna kultura, zwyczaje, styl życia, odżywania się. Co więcej, przypadkowo poznałam filmowców i przez tydzień pomagałam im na planie japońskiego serialu. Czasami bywały problemy z dogadaniem się, ale jako że znam angielski, francuski i hiszpański dawałam radę.
Wtedy zaczęłaś kręcić własne produkcje?
– O tym pomyślałam trochę później, będąc na III roku studiów, a impulsem do tego okazała się wyprawa do Maroko. Pożyczyłam kamerę i sprzęt z uniwersytetu, żeby zrobić film o tamtejszej kulturze i razem z koleżanką uwieczniliśmy na kliszy różne oblicza tego kraju – Fez, Marakesz, Casablancę, Merozugę. Jednak najbardziej utkwiło mi w pamięci bardzo materialistyczne nastawienie tubylców, gdyż za wszystko chcieli pieniądze, nawet jeśli tylko pytaliśmy o drogę. W ubiegłym roku pojechałam tam po raz drugi, tym razem przygotowując film dokumentalny o kulturze żydowskiej. Okazuje się bowiem, że Maroko jest jedynym państwem arabskim pokojowo nastawionym do Żydów, a wśród tych ostatnich nie brakuje znanych osób. Emigrowali do Stanów Zjednoczonych 20 – 30 lat temu, a potem wrócili, koegzystując z lokalną społecznością. Wśród bohaterów mojego obrazu, który powstał na zlecenie londyńskiego University of Arts, są piosenkarka, profesor oraz założycielka muzeum.
Inaczej jest w Iranie.
– To zupełnie inny świat. W Teheranie kręciłam dokument na temat życia tamtejszych kobiet. Składają się na niego historie trzech Iranek walczących o równouprawnienie płci – sportsmenki, która strzela z pistoletu i chce wziąć udział w igrzyskach olimpijskich, bizneswoman, która prowadzi własny interes oraz młodej dziewczyny zmuszonej do ślubu. Nie może ona wziąć rozwodu, mimo że chce, bo o tym decyzję podejmuje mąż. Bez jego zgody nie ma też prawa opuścić kraju.
Nasz niemal półgodzinny film, „Za zamkniętymi drzwiami”, brał udział w kilku festiwalach, a teraz prowadzimy rozmowy z francuską telewizją France 24, która chce wykupić na niego licencję. Niebawem na rynku ukaże się też książka „Poszukiwacz marzeń. Z kamerą wśród kobiet Iranu”.
Warto dodać, że perska kultura jest specyficzna, ale ludzie bardzo przyjaźni. Lubią Polaków, mają nawet nasze rodzime produkty spożywcze w sklepach.
Inny klimat, nie tylko geograficznie, panuje w Brazylii.
– To była najbardziej niebezpieczna wyprawa w jakiej uczestniczyłam. Trwała dwa miesiące, a do końca z pięciu osób wytrwały tylko dwie. Reszta nie wytrzymała obrazu wszechobecnej biedy.
Brazylijskie fawele, szczególnie te w Rio de Janeiro, są jak beczka prochu – strzelaniny, napady i ofiary śmiertelne to codzienność. Na szczęście nic się nam nie stało, chociaż doświadczyliśmy kilku niebezpiecznych sytuacji. Dziś chyba już bym się na to nie zdecydowała, jednak wtedy nasza studencka grupa była zdeterminowana, chcieliśmy walczyć o swoje marzenia wchodząc niemalże w paszczę lwa.
Owocem tamtej wyprawy jest 45-minutowy film wyświetlany na kilku festiwalach, a także książka „Poszukiwacz marzeń. Z kamerą na wojnie w Brazylii”. To obraz codziennego życia, gonitwy oraz odkrywania marzeń i obaw ludzi, którzy nie mają praktycznie nic. Z jednej strony odwaga, przyjaźń, nadzieja, a z drugiej samotność, strach, ryzyko.
A jednocześnie kasta bogaczy pławiących się w luksusach…
– Niestety, tak to wygląda. Podobnie jest w Indiach, gdzie robiłam materiał o życiu biedoty w slumsach. Jedni umierają z głodu na ulicy, a inni mieszkają w pałacach. Ta sprzeczność bije po oczach.
Niedawno wróciłaś z Syberii…
– … po której podróżowałam słynną koleją transsyberyjską. Było ciężko – 24 godziny na dobę w pociągu, bez prysznica, za oknem śnieg. W trzecim dniu wyprawy miałam kryzys, chciałam zrezygnować, ale zawzięłam się i dojechałam do końca pokonując trasę Petersburg – Moskwa – Władywostok. Po drodze zrobiłam sobie kilkudniowe przystanki w Irkucku i Krasnojarsku, jednak prawdziwą wisienką na torcie okazała się wizyta na wyspie Olchon na jeziorze Bajkał, gdzie spotkałam szamana. Po raz pierwszy poczułam wyciszenie, zrozumiałam jakim ogromnym i pięknym darem jest życie. Przestałam myśleć o tym czego nie mam, a zaczęłam doceniać to, co już posiadam, w 100 procentach! Plonem miesięcznej wyprawy będzie książka, mój agent prowadzi już w tej sprawie rozmowy z wydawnictwem.
Takie podróże to duże koszty.
– Wbrew pozorom niekoniecznie. Zawsze chcę zniwelować wydatki do minimum, szukając najtańszych lotów, miejsc zakwaterowania (na przykład couchsurfing) i podróżując – jeśli się da – autostopem. Może nie jest to luksus, ale właśnie o to chodzi.
Oczywiście, na wszystko trzeba zarobić. W czasie studiów w Walii pracowałam w piekarni i nagrywałam przedstawienia teatralne, które sprzedawałam na DVD, a później, już w Londynie, grałam w reklamach (między innymi główne role w spotach Piaggio, Huawei i Spotify) oraz przygotowywałam filmy motywacyjne i muzyczne klipy, które w większości trafiały na You Tube. Pisałam też artykuły podróżnicze do gazet i występowałam na planie filmowym.
Jako aktorka?
– To ciekawa historia. Wracając ze Stanów Zjednoczonych znalazłam ogłoszenie, że poszukują kobiety do roli recepcjonistki w hinduskiej produkcji kręconej w Londynie. Wygrałam casting, zadebiutowałam na szklanym ekranie, a później wystąpiłam jeszcze w siedmiu filmach bollywoodzkiego kina, gdzie zagrałam niewielkie epizody albo tańczyłam. W końcu dostałam propozycję pracy jako trzeci asystent reżysera, a moim zadaniem była koordynacja artystów na planie. Tam spotkałam człowieka, który zaproponował mi taką samą funkcję, ale przy amerykańskim filmie wytwórni Disneya pt. „Dumbo”. Zdjęcia były kręcone w Pinewood Studios w Londynie, a ja poczułam się jak w bajce, bo baśniowy świat zawsze był mi bliski.
Natomiast obecnie pracuję przy scenariuszu do pierwszego filmu długometrażowego, do którego w testerze wystąpił znany polski aktor Cezary Żak. To oparta na faktach historia Brytyjczyka Williama oraz Rosjanki Kornelii, których połączyła chęć przygody, podróżnicze życie oraz gonitwa za wolnością i marzeniami. Kiedy mężczyzna niespodziewanie umiera na teatralnej scenie wszystko wskazuje na to, że popełnił samobójstwo, z czasem jednak wychodzi na jaw, że został zamordowany…
Emil Wypych
Przyznam szczerze, że sięgając po tę pozycję bałem się trochę zaszywania propagandy – czy to w jedną, czy drugą stronę. Spodziewałem się albo nastawienia na narracje pod tytułem „jak to kobiety tam mają tragicznie, to urąga godności człowieka” lub wręcz w drugą stronę – „tak naprawdę to kobiety tam mają świetnie i o co ten cały szum”. Wydaje się jednak, że autorka – czy to świadomie czy nie – wykorzystała popularność tego tematu jedynie po to, aby zwyczajnie rzeczywiście spełnić swoje marzenie i przedstawić prawdziwe realia. Zwłaszcza, że na kartkach książki znajdziemy również nastawienie zwykłych, szarych obywateli Iranu do USA, wraz z ich opiniami o rządowej propagandzie.
Z czystym sumieniem mogę polecić tę książkę każdemu zainteresowanemu sytuacją kobiet na tle praw naturalnych oraz praw stanowionych. „Poszukiwacz marzeń. Z kamerą wśród kobiet Iranu” świetnie obrazuje nie tylko to, z jakim traktowaniem spotyka się w Islamskiej Republice Iranu płeć piękna, ale również dlaczego obecna sytuacja jest taka, a nie inna. Napisana lekkim piórem, przyjemna, ze sporą ilością danych oraz przede wszystkim pasją. Sam bym z wielką chęcią obejrzał materiał filmowy, który powstał podczas rozmów z irańskimi kobietami. Byłoby to z pewnością świetne uzupełnienie tego, co zostało zawarte w książce.