20 marca 2018, 09:09
Felieton Kisiela: Prawdziwa historia facebooka

Najnowsze sondaże przyniosły prawdziwie zasmucające wieści. Otóż okazało się, że moi rodacy stracili zaufanie. Aż 2/3 Polaków nie ufa innym osobom oraz instytucjom, w tym – aż wstyd pisać – również tym najważniejszym w państwie. Oberwało się i politykom, i parlamentarzystom a nawet wymiarowi sprawiedliwości. Czy to znaczy, że codziennie rano statystyczne dwie z trzech osób, które mijam idąc do pracy, patrzą na mnie jak na przeciwnika, wroga, nikczemnika? Ja też coraz częściej zachowuję ostrożność w kontaktach z nieznajomymi mi osobami. Podobno poziom nieufności jest najwyższy od wielu lat i, niestety ma tendencję rosnącą. To paradoksalne zjawisko w czasach totalnej jawności i otwartości. Przecież wszystkiego o każdym możemy się dzisiaj dowiedzieć z internetu, nawet nie ruszając się z domu do najbliższego magla celem uzyskania najnowszych plotek.

Młodszym czytelnikom wyjaśniam, że magiel to było takie miejsce, w którym jego obsługa wykonywała dla klientów różne usługi. W maglu można było dowiedzieć się najnowszych plotek, oszczerstw i pomówień krążących na twój temat, pożyczyć pieniądze, wypić darmowego kielicha z mężem pani maglarki, dorobić gębę nielubianemu sąsiadowi a przy okazji wymaglować, czyli wyprasować w specjalnym urządzeniu pościel, ręczniki i inne wyprane w domu rzeczy.

Czyli magiel był takim pra, pra-fejsbukiem, z tą różnicą, że tam nie trzeba było pisać, no i nie można było wrzucać fotek z urlopu. Reszta działała tak samo jak FB, a więc dzięki rozmowie ze znajomym, czyli panią maglarką w kilka chwil znałem odpowiedzi na najważniejsze pytania: kto, z kim, i ewentualnie za ile. Wiedziałem też gdzie pracują sąsiedzi mieszkający w zasięgu trzech bloków od magla, wiedziałem na co choruje tamta „blondyna spod trzeciego” (chorowała na bogatych wysokich i przystojnych facetów), znałem też kronikę kryminalną z ostatnich dwóch miesięcy, choć wcale o to nie zabiegałem. I najśmieszniejsze: nigdy o nic nie pytałem pani maglarki. Ona po prostu, sama z siebie i z dobrej woli informowała mnie o wszystkim. Wysłuchanie najnowszego serwisu newsowego z naszego osiedla zajmowało mi około 40-50 minut a czasem dłużej, jeśli nieopatrznie zadałem jakieś pytanie szefowej magla. Z ostrożności, aby wizyta nie przeciągnęła się do późnych godzin wieczornych, starałem się bowiem nie pytać o nic, co nie było związane bezpośrednio z celem mojej wizyty.

Jednak i tak prosta z założenia czynność pt. „Kochanie, wychodzę do magla po pościel” okazywała się misją bez gwarancji szybkiego powrotu.

Po kilku latach wyprowadziliśmy się z osiedla a pani maglarka straciła wiernego słuchacza. I zapewne wtedy w jej głowie zrodziła się ta genialna myśl: trzeba zrobić taki magiel, żeby każdy, nawet jak nie przyjdzie do magla, mógł dowiedzieć się wszystkiego. Czyli taki magiel w internecie, tyle, że wtedy nikt jeszcze nie znał internetu, przynajmniej w Polsce. I wtedy moja pani maglarka wymyśliła fejsbuka. To znaczy formalnie wynalazcą jest Mark Zuckerberg, okropnie bogaty i sprytny facet z USA. Ale tak naprawdę wymyśliła go poczciwa (i niezamożna, ale bardzo pracowita) pani Celina, maglarka z małego miasta w Polsce. Pani Celina nie miała pojęcia o komputerach, ona nawet nie wiedziała, że istnieje wirtualny świat, ale miała i to genialne pojęcie o zbieraniu i upublicznianiu informacji, niekoniecznie i nie zawsze prawdziwych. Pewnego dnia odwiedził ją młody człowiek, który tak jak ja wysłuchał z podziwem informacji o wszystkich sąsiadach z osiedla. Tak się złożyło, że w kilka miesięcy później wyemigrował za chlebem do Stanów Zjednoczonych. Jak się domyślacie, los zetknął go z M. Zuckerbergiem, któremu opowiedział o p. Celinie. Tamten był pod wielkim wrażeniem prostej maglarki z Polski rodem, powiedział więc: – OK. Tamta kobieta ma rację. Informacja będzie niedługo najlepszym towarem do sprzedania. Zrobimy coś takiego, że cały świat to kupi od nas. Zrobimy taki magiel internetowy. Tylko nazwijmy go inaczej, bo słabo brzmi.

– Tamten w Polsce nazywał się „Tęcza” szefie, byłem tam kilka razy, widziałem… – Please, tylko nie to – zawołał Mark. Nazwijmy go jakoś nowocześnie. I tak narodził się facebook.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_