Czas tak szybko upływa. Daremnie staram się przypomnieć ile już lat upłynęło, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem obrazy Agnieszki Handzel-Kordaczki? Dziesięć, dwanaście, może jeszcze więcej. Razem z obrazami jej męża, Pawła Kordaczki, jej delikatne obrazo-rysunki pojawiły się na wystawach APA jako pierwsze tu chyba prace nowego pokolenia młodych artystów z Polski wracającej do Europy. Szukali dla siebie miejsca i pracy w Anglii nie zamierzając rezygnować ze swej sztuki, a APA – Stowarzyszenie Artystów Polskich w Wielkiej Brytanii i galeria POSK-u, były jednym z miejsc gdzie można było ją pokazać.
Obrazy Agnieszki od razu zwróciły moją uwagę – poetyckie i przepojone liryką nie obawiały się opowiadać, stwarzały swój własny intrygujący świat, w którym znalazło się miejsce tak na deklaracje miłości, jak i na ironię, na humor obok czarującego otwartością elementu erotyki. Trochę więcej swych obrazów pokazała na wspólnej wystawie w Pawłem w galerii POSK w roku 2012, a potem oglądałem je jeszcze kilka razy na zbiorowych wystawach w „Demontage” – niezapomnianej galerii Pawła i Gaby Wasków na Forest Hill. Przeoczyłem pewno i inne, ale w ciągu ostatnich lat Agnieszka, zajęta doglądaniem najpierw jednego, potem już dwójką swoich dzieci, nie bardzo miała czas by wiele go móc poświęcać własnej sztuce. Wciąż trudno go wygospodarować, ale nie rezygnuje, a pełna energii koleżanka z APA, Małgorzata Łapsa-Malawska, związana z niewielką galerią Muse at 269 Portobello Road dodatkowo zmobilizowała ją ostatnio do pracy obiecując wystawę w tym, zawiadywanym przez siebie miejscu.
Rezultatem otwarta na Portobello w początkach kwietnia wystawa prezentująca 18 malowanych akrylem obrazów oraz kilka rysunków Agnieszki. Ciekawe było je zobaczyć zwłaszcza, że obok prac już mi znanych odkryłem tu szereg innych, większych rozmiarami takich jak „On the Phone”, ”Kosmos”, „Ptaszysko” czy „Krzyk”, których dotąd nie widziałem. Wszystkie składają się na stworzony przez artystkę własny świat rysowany cienkimi czarnymi liniami (czasem jak zadrapania, czasem jak nić) i budujący płytkie na ogół przestrzenie polami koloru. Nieliczne rekwizyty to przedmioty codzienne: talerze na zastawionym do obiadu stole, staromodny telefon, kran. Najważniejsi tu bohaterowie – On i Ona przedstawieni osobno, to znów razem – para zakochanych w sobie wysmukłych postaci o wyciągniętych długich nogach i rękach. Żyją w abstrakcyjnym, ale „naszym” świecie choć przypominają też duchem tylko żyjące postacie z gotyckich obrazów, zwłaszcza kiedy strój rysowany gęstymi pętlami cienkiej kreski upodobnia się do metalowych „sweterków” rycerskich misiurek, a spiczasta czapka do hełmu (jak w „Ptaszysku” czy w „Different Point of View”). Oboje zdają się reprezentować samą Agnieszkę i jej męża Pawła o wspaniale podkręconych wąsach, choć oczywiście to i my wszyscy- czuli, troszczący się i zakochani, próbujący znaleźć dla siebie miejsce w obcym świecie.
Znałem już ich jako nagą parę w wannie, szczęśliwą głosząc tytułem obrazu: „I co z tego że inni mają baseny…”. Widzimy ich też w wodzie (znów zamkniętej w bliską owalu formę jaja, mini świata i schronienia) na nieco mniejszym, utrzymanym w błękitach płótnie „lllegal Swimming”. Uważny widz zauważy ukryte tu pomiędzy liniami i płaszczyznami rysunku liryczne komentarze i deklaracje robione cienką linią ołówka: na ramieniu bohatera, jak tatuaż, pod wizerunkiem ryby: „Będę zawsze w Tobie, przy Tobie i z Tobą Moja Droga”, a na murze wanny-basenu wyraźniejszymi, większymi literami jak graffiti, „Moja Pani – Mój Wybawca – Nasze Własne Lazurowe Wybrzeże”. Znajdziemy takie i na innych obrazach jak w „Krzyku” który po raz pierwszy widziałem. Na nim już tylko Ona – usta otwarte – krzyczy czy tylko wzdycha o więcej miejsca dla siebie – ryby, którą w rękach trzyma. Napis na rybie „Ja – Ryba, Ty – Wilk” jaśniej to utożsamienie tłumaczy, tak jak i odkrycie, że prostokąt na nogach, który początkowo brałem za prostą kanapę to akwarium w którym kobieta podwinąwszy nogi siedzi. Rzeczywiście musi jej być ciasno. Jak zawsze obok miłych uśmiechów i serdecznego gratulowania na wernisażu warto się też uważnie się wszystkiemu na obrazach przyjrzeć. Próbować szukać w nich kluczy, cierpliwie rozwijanych przez artystę osobistych metafor i symboli. Kojarzony z rybą i tak potrzebną do życia wodą temat szukania miejsca dla siebie, ważny szczególnie dla nas, którzy ruszając w wielki świat porzuciliśmy rodzinne strony powraca i w innych obrazach Agnieszki Handzel-Kordaczki.
W „Watering” widzimy wąsatego kawalera w staromodnym kostiumie kąpielowym i goglach do nurkowania, który musi się zadowolić szklanym naczyniem, w którym stoi w wodzie po uda. W rękach trzyma mniejsze naczynie z wodą (błękitny prostokąt na obrazie), próbując ratować nią kikut wyschniętego drzewa. „Wykorzenieni” („Uprooted”) to inne płótno z podobnym motywem. Tym razem to naga kobieta (i znów zapewne Ryba, bo po bokach jej, w tle, widzimy dwie jej towarzyszki, wysmukłe ryby). Siedząc na krześle odżywa, jak kwiat spragniony wody, trzymając stopy w pełnym jej cylindrze szklanego wazonu. Zrozumiałe, że wśród nowych obrazów znajdziemy też na wystawie „Syrenę”. Przy nakrytym do obiadu we dwoje stole nad brzegiem morza pozuje prezentując swój ogon. Pasowała by tu i piękna średniowieczna historia o Meluzynie. Obrazy Agnieszki i bez tego oferują wiele opowieści. Czym jest „Tajemnica żółtej skrzynki”. Czym pociesza różowa dziewczyna „On the Phone”? Opowiada, słucha czy kusi?
Każdy pewno coś tu dla siebie znajdzie i z pajęczych linii rysunku tych obrazów wyciągnie. Z ciekawością czekam na następną wystawę. Ondynie
Pokaz Agnieszki Handzel-Kordaczki dobiega już końca, ale zamierzałem tu jeszcze napisać o krótko otwartej i niedługo zamykającej się w północnozachodnim Londynie wystawie innej młodej Polki, nowo przyjętej do Stowarzyszania Artystów Polskich w Wielkiej Brytanii, Małgorzaty Kalinowskiej. W porównaniu z opartymi w ogromnej mierze na linearnym rysunku obrazami Handzel-Kordaczki Kalinowska oferuje malarstwo bardziej „cielesne” i bliższe abstrakcji, choć oparte ściślej niż by się z pozoru mogło wydawać na studium natury, konkretniej fascynującym mikroświecie porostów. Artystka używa ich i dla tworzenia szczególnego rodzaju biżuterii prezentowanej na wystawie obok obrazów. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze o artystce i jej sztuce więcej napisać, ale tymczasem zachęcam by korzystając z okazji i tę wystawę odwiedzić
Andrzej Maria Borkowski