09 maja 2018, 08:47
Z Małgorzatą Kalinowską w świecie porostów
Do rozszerzającego się grona polskich twórców należących do celebrującego w tym roku sześćdziesięciolecie swego istnienia APA – Stowarzyszenia Artystów Polskich w Wielkiej Brytanii, dołączyła ostatnio najmłodsza w tej coraz ciekawszej grupie artystka, urodzona w roku 1989, Małgorzata Kalinowska. Przed dwoma tygodniami zachęcałem już Państwa do obejrzenia wystawy jej obrazów jaką przez trzy tygodnie można było oglądać w galerii na Willensden. Najwyższy czas, żeby coś o nich napisać.

Swe artystyczne studia Małgorzata zaczęła od liceum plastycznego w podlaskim Supraślu, (zakończyła je w roku 2009 z wyróżnieniem) by kontynuować naukę w Gdańsku na Akademii Sztuk Pięknych. Studiowała tu malarstwo najpierw u prof. Mieta Olszewskiego, później, i przede wszystkim, pod okiem bliskiej fotorealizmu prof. Teresy Miszkin. Szkoły dały młodej artystce świetne techniczne przygotowanie (studiował też grafikę), czego dowiodła swym malarskim dyplomem. Złożyła się nań seria dużych rozmiarami szeroko i śmiało malowanych obrazów przedstawiających wizerunki mięsa – współczesną wersję barokowego tematu „vanitas” – wielkie lśniące świńskie serce, cieknące farbą-krwią kopytka, równo przycięte rzeźniczym nożem kawały mięsa z kością, nóżki i żebra, gęsia skórka na oskubanym z piór drobiu itd. Tytuł serii tych płócien – „Sarks” (jak i tytuł towarzyszącej obrazom teoretycznej dyplomowej rozprawy – Sarx i Soma”), odwołuje do greckiego słowa ciało, mięso – i odwołuje do materialnej, cielesnej bazy istnienia widzianej tradycyjnie w opozycji do duchowej natury psyche. Artystkę wyraźnie interesuje eksplorowana przez stulecia długa europejska tradycja przedstawiania materialnej cielesności mięsa nabierająca metafizycznych wymiarów refleksji nad przemijaniem w dziełach Rubensa, Jordaensa czy Rembrandta, tak jak i XVII-wiecznych Hiszpanów, a dalej poprzez Goyę, po mięsiste malowanie Maneta, a wśród bliższych naszym czasom dramatycznie, boleśnie niemal eksplorowaną przez Soutina, a w Anglii, u współczesnych tak ważna dla znakomitej Jenny Saville. Temat ziemskiej materialności ciała był i jest kluczowym nie tylko dla artystów już tu wspomnianych i będę musiał do niego powrócić, kiedy przełamując opanowujące mnie na starość lenistwo zabiorę się wreszcie do napisania czegoś o interesującej wystawie „All too human – Bacon, Freud and a Century of Painting Life” jaką do końca sierpnia oglądać można w Tate Britain. Wróćmy jednak do obrazów Małgorzaty Kalinowskiej. Te poświęcone mięsu znam tylko z reprodukcji (możecie je i państwo zobaczyć na internetowej stronie artystki https://mkalinowska.com/portfolio/sarks/ ).

Po zrobieniu dyplomu – jak wyznaje Kalinowska, konieczność zarabiania pieniędzy i szukania pracy odciągnęła ją na pewien czas od rozwijania swojego talentu i uprawiania tak ciekawie zapowiadającej się sztuki. Potrzeba tworzenia okazała się jednak silniejsza i po roku artystka powróciła do malowania. Początkowo myślała o kontynuowaniu tematu mięsa, ale życie sprawiło inaczej, zafascynował ją niezwykły świat porostów.

Jak pisze, odpowiadając na zadawane przeze mnie pytania: dużo czasu spędzałam wtedy na łonie natury: wędrówkach po lesie, zbieraniu ziół i innych ciekawych leśnych skarbów. Porosty oczarowały mnie swoim mikro-światem – mimo że byłam w lesie, to jakby pod moimi stopami rósł drugi las, tylko bardziej jeszcze niesamowity. Fascynowało mnie, że porosty i mchy pojawiają się szczątkach tego, co już przeminęło, że tak wchłaniają to w organizm lasu, a przy tym powstaje zupełnie nowy twór. Nie ma tu już tylko przemijającej cielesności, ale ciągłość, która zostaje zachowana – przemijanie jako początek.

 Jak niesłuszne okazują się uwagi niektórych, że artyści nie potrafią o swych dziełach mówić. Małgorzata robi to doskonale. Nękające nas i sygnalizowane w obrazach mięsa poczucie przemijania i marności indywidualnego istnienia w nowych płótnach odwołujących do żywej natury próbuje artystka ukoić oferując szerszą wykraczającą poza indywiduum wizją ciągłości życia i wiecznej przemiany. Jej wyrazem stają się studia leśnego podłoża z jego rosnącymi na gnijących resztkach mchami i porostami. Te ostatnie są jej głównym tematem, a co odkryłem inspirowany podjętym przez Kalinowską tematem, porosty same w sobie reprezentują we współczesnej nauce przykład przemian naszego spojrzenia na naturę. Do niedawna (do roku 1981) w klasyfikacjach żywych organizmów były one wyodrębniane jako oddzielna jednostka taksonomiczna, ale według obecnego spojrzenia samodzielnie właściwie nie istnieją. To szczególnego rodzaju grzyby, a ich specyfika lepiej opisywana jest dzisiaj w kategoriach ekologicznych, a więc poprzez opis ich wzajemnych związków z innymi organizmami, ściślej, życia w symbiozie z bakteriami (sinicami) oraz glonami (zielenicami) bez których istnieć by nie mogły. Mniejsza o te zawiłe wywody – to co z tego rozumiem to podkreślenie arbitralności naszych dawnych kategorii i podziałów natury i podkreślanie kluczowych w naszym aktualnym pojmowaniu natury wzajemnych współzależności i związków. Na dobrą sprawę i my sami nie istniejemy przecież jako całkowicie samodzielne indywidua i jesteśmy częścią niezwykle złożonego żywego systemu. Próbują nas o tym przekonać idee takie jako sformułowana przez Jamesa Lovelocka hipoteza Ziemi jako żywego organizmu (Gaia hypothesis) czy o tysiąclecia starsze idee chińskiego taoizmu. Odbiegam pozornie od obrazów Kalinowskiej, ale czegoż jak nie doznań i przeżyć inspirujących nas do refleksji o sprawach najważniejszych dostarczać ma nam sztuka. Powszechnie obserwowany powrót zainteresowania naturą, wyraźny i w dzisiejsze sztuce, jest odbiciem głęboko zakorzenionych przemian i niepokojów. Wdzięczny jestem artystce za zachęcający do refleksji wybór tematu – zejście do korzeni, świata początków gdzie mniej wyraźne są podziały i bardziej czytelny wzajemny związek wszystkiego co żyje.

Mówić tu naturalnie powinniśmy nie tylko ciekawym temacie, ale i o konkretnych obrazach, których niemal dwadzieścia oglądaliśmy na niedawnej wystawie. Oferują bogaty świat niezwykłych form i kolorów. Jedne z nich bliższe swego rodzaju portretom inne prezentowane jakby z oddalenia (mimo, że reprezentują przecież mikroświaty) sugerować mogą romantyczne i malownicze pejzaże. Stąd nie jest zaskoczeniem, że ostatni na liście prezentowanych obrazów – „Dark Valley” i rzeczywiście inspirowany był krajobrazem w wielkiej skali, skalnym przełomem oglądanym przez artystkę w czasie podróży w Azji. Mikro i makro światy ukazują podobne formy, manifestują swą jedność i całość, w której uczestniczy i sama materia pigmentu na obrazie i proces malowania. Artystka nie nastaje na bezwzględną kontrolę, ale włącza element przypadku, pozwala farbie ściekać i płynąć, to znów, gdy zasycha i tworzy na swej powierzchni zmarszczki, nie przeszkadza im przybierać naturalne formy dobrze znane z obserwacji w przyrodzie. Nie są to więc wizerunki porostów malowane z zimną precyzją akwarel Dȕrera czy innych wczesnych ilustratorów świata historii naturalnej, nie mniej jednak Kalinowska pokazuje na wystawie i swego rodzaju portrety – wizerunki reprezentujące wygląd różnych przedstawicieli porostów – od imponujących, zbliżonych do rozwichrzonych szarych poroży fantastycznego jelenia kształtów plechy Mąklika (Pseudevernia furfuracea) przez lejkowate jak małe kieliszki czy trąbki formy „Violet Caldonia”, aż po bardziej miękkie, falujące rozety na dużym płótnie przedstawiającym Hypogymnię physodes czyli Pustułkę pęcherzykowatą. Swoją drogą, i na marginesie samych obrazów, nazwy tych porostów oddające tak fantastyczną i inspirującą artystkę ich rozmaitość to oddzielny powód do zachwytów. Wśród chrobotków (Caladonia), których naliczyłem chyba blisko trzydzieści jest szydlasty, palczasty, rosochaty obok kiliszkowatego, reniferowego kolczastego itd., a nazwy innych: galaretnica czarna, liszajecznik żółty, przylepka żałobna, dziwlik miedziany i tak dalej równie zdolne są inspirować artystę czy poetę.

Obok obrazów Małgorzata zaprezentowała jeszcze w szklanej gablocie na wystawie cały szereg „Reveries” – wdzięcznych jak biżuteria cacek – zalanych w przeźroczystej żywicy mini światów przyniesionych z lasu skrawków mchów i porostów.

Z zainteresowaniem czekać będę na kolejną wystawę i nowe obrazy Małgorzaty Kalinowskiej ciekawy dokąd nas zawiodą.

Andrzej Maria Borkowski

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_