Muzyka podhalańska oczarowała już Karola Szymanowskiego, Nigela Kennedy’ego i… publiczność w Chinach. Sebastian Karpiel-Bułecka w rozmowie z Magdaleną Grzymkowską przekonuje, że polski folklor, dzięki swej oryginalności może zrobić międzynarodową karierę.
Lider zespołu Zakopower, wystąpi 11 listopada w Royal Albert Hall w Londynie.
Czy twórczość jest inspirowana muzyką ludową jest atrakcyjną alternatywą dla popkultury?
Myślę nawet, że to jedyny kierunek, aby przebić się ze swoją twórczością za granicą.
Polski folklor? Może się podobać za granicą?
Oczywiście. Z historii polskiej muzyki jasno wynika, że sukces odnieśli tacy twórcy, którzy czerpali z korzeni. Mam tu na myśli Fryderyka Chopina, Karola Szymanowskiego, Henryka Mikołaja Góreckiego czy Wojciecha Kilara. To są twórcy, którzy opierali swoją twórczość na muzyce ludowej. I to powinno zachęcać młodych ludzi, aby po tę kulturę ludową sięgali, żeby ją eksponowali, żeby się jej nie wstydzili. Myślę też, że obecnie istnieje taki trend. Coraz więcej ludzi interesuje się tradycją ludową, nie tylko ze skalnego Podhala, ale także ogólnie kulturą ludową Polski. Bo przecież w każdym zakątku naszego kraju znajdziemy ciekawy folklor, nad którym warto się pochylić. To ewoluowało, zwłaszcza w ciągu ostatnich 10 lat. Jeżeli chodzi o Zakopane, to ta kultura tam teraz kwitnie. Coraz więcej ludzi się do niej garnie. Jest coraz więcej muzykantów, których pasjonuje muzyka góralska. Ale chciałbym, aby zataczała szersze kręgi. Aby te osoby, które nie są bezpośrednio związane z tą kulturą, chętniej jej dotykali.
Naprawdę Pan myśli, że polska muzyka ludowa może zaistnieć w kulturze głównego nurtu?
Uważam, że ma największe szanse, aby się przebić. Bo jest inna. Bo jest oryginalna. Bo jest jedyna na świecie. Polska muzyka ludowa ma niepowtarzalne brzmienie, wyjątkową harmonię. I nie ma tu znaczenia gatunek muzyczny. Muzyką ludową można się inspirować i w muzyce klasycznej, i popularnej, i w jazzie – tu mamy świetny przykład na wykorzystanie muzyki ludowej: projekt „Namysłowski i górale”, który był dobrze przyjmowany na całym świecie. Innym przykładem jest zespół De Press, który łączy punk rocka z tradycyjną muzyką góralską spod Tatr, co robi duże wrażenie na ludziach z zagranicy.
A jak zespół Zakopower był przyjmowany poza granicami kraju?
Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony Chinami. Tam jest wymarzona publiczność. Chciałbym, aby wszędzie tak muzykę odbierano! Mimo że słuchacze nie mieli pojęcia, o czym śpiewamy, bardzo przeżywali naszą muzykę. Reagowali emocjonalnie i to dokładnie w takich momentach, w jakich bym sobie tego życzył. I nie była potrzebna im znajomość języka, aby cieszyć się tą muzyką. Byłem oczarowany ich otwartością. Wielkie sale i teatry był pełne w czasie naszych występów, a po koncercie ludzie kupowali płyty i brali od nas autografy. Mimo że nie znali naszego zespołu, bo skąd mieli znać?
Wiele Pan takich egzotycznych krajów odwiedził?
Z Zakopower zjeździliśmy pół świata. Mieliśmy trasę po Indiach, trasę pod Chinach, graliśmy w Maroku, w Afryce, w prawie całej Europie, w Stanach Zjednoczonych. Z kolei 14 listopada wraz z Operą Narodową w ramach projektu „Głosy gór” będę miał okazję wystąpić w Carnegie Hall w Nowym Jorku. Mam szansę, aby prezentować polską muzykę w ciekawych i ważnych miejscach na świecie.
Współpracował Pan także z wybitnym skrzypkiem, brytyjskim wirtuozem Nigelem Kennedym.
Ta współpraca jest kolejnym przykładem na to, że muzyka góralska robi wrażenie na takich wielkich osobowościach. Ciekawa jest historia tego naszego spotkania, ponieważ Nigel przyjechał do Polski i przypadkiem trafił na naszą płytę. I tak się mu spodobała, że sam się do nas odezwał! To zaowocowało jego udziałem w naszej drugiej płycie, poza tym zagraliśmy parę innych koncertów. Spędziliśmy dużo czasu razem na próbach i widziałem jego reakcje na polską muzykę ludową. Widziałem, jak mu się oczy świeciły, jak jest nią absolutnie zafascynowany.
W ramach obchodów stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości 11 listopada wystąpi Pan na innej prestiżowej scenie – Royal Albert Hall w Londynie.
Dla narodu polskiego to wielkie święto. Ta rocznica powinna być ważna dla każdego Polaka. Dla mnie osobiście Polska jest dla mnie ważnym elementem tożsamości i ma to odbicie w tym, co robię na co dzień. Nie tylko w muzyce. Moje przywiązanie do polskości widać tez w projektach architektonicznych. W czasie koncertu „Sto lat” będziemy starali się pokazać, jaką mamy piękną kulturę, jak oryginalnym i wyjątkowym narodem jesteśmy.
Czego możemy się spodziewać po tym występie?
Zagramy własne piosenki i autorskie aranżacje utworów innych artystów, m.in. „Modlitwę o wschodzie słońca” Jacka Kaczmarskiego czy „W dzikie wino zaplatani” Marka Grechuty. Chcemy, aby nasz repertuar był radosny, bo w końcu rocznica odzyskania niepodległości to radosne święto, może z lekką nutką refleksji. Ale i tę nutkę nasi słuchacze z pewnością wychwycą. Oczywiście nie zabraknie piosenki „Boso”, którą będziemy już pewnie grać do końca życia! (śmiech) Żartuję, my również ją bardzo lubimy i cieszymy się, że naszym fanom się podoba.
Z czego wynika Pana zdaniem popularność tego utworu?
Siłą tej piosenki na pewno jest melodia i refren, który nie jest banalny. Są osoby, dla których bardzo ważny jest tekst, utożsamiają się z nim poprzez swoje przeżycia, przemyślenia. Znam historie osób, którym ta piosenka pomogła, gdy odchodził ktoś bliski. Są i tacy, którzy interpretowali te słowa bardzo dosłownie i śpiewali ją, wracając po imprezie do domu bez butów… To pokazuje uniwersalność tej piosenki, co jest powodem, dlaczego odniosła sukces.
Spotkał się Pan kiedyś z jakąś nietypową reakcją na Pana muzykę?
Pamiętam jeden koncert, gdzie w pierwszym rzędzie tuz za barierkami stal mężczyzna, potężnej postury, w czapce bejsbolówce, z założonymi rękami. I patrzył. Patrzył takim ponurym wzrokiem. Na jego kamiennej twarzy malował się zupełny brak jakiegokolwiek zrozumienia dla naszej muzyki. Nie mogłem skupić się na graniu, ponieważ on ciągle rzucał mi się w oczy. Gdy skończyliśmy grać, on podszedł do nas i gdy myślałem, że zaraz on mnie zabije, powiedział… że jest naszym wielkim fanem i strasznie podoba mu się to, co robimy.
Jak Pana zdaniem Polacy są postrzegani za granicą?
Myślę, że przede wszystkim, jako naród bardzo pracowity, ale również niezwykle uzdolniony. Nie ma dla Polaków rzeczy niemożliwych. Wspaniałą cechą jest ten nasz wielki patriotyzm. Historia pokazuje też, jak walecznym jesteśmy narodem i oddanym ojczyźnie. Mamy też pewne wady, ale… w taką rocznicę o wadach nie warto mówić.
A nie miał Pan nigdy pokus, aby wyjechać z kraju?
Miałem takie pokusy. Jako młody chłopak byłem w Stanach i trafiłem na Florydę. Poznałem ludzi, którzy w pewien sposób otwierali mi drzwi. Proponowano mi studia architektoniczne w Miami i bardzo mi się ta perspektywa spodobała. Pierwszy raz trafiłem do takiego bajecznego miejsca. Palmy. Słońce. Piękni ludzie. I miałem takie myśli, a może by tak…?
Ale jednak nie.
Bo z kim bym ja tam po góralsku grał?