24 października 2018, 12:37
Felieton: „Duzio ścieńscie”

Oj, ale mam szczęście! Nie wyobrażacie sobie, jak wielkie. Zapewniłem sobie szczęście do potęgi 30? 149 ? Szczęścia jest tyle, że mogę sobie spokojnie żyć do końca świata i jeden dzień dłużej, nie martwiąc się ani o przebiegające przez drogę czarne koty, spotkane 13 dnia miesiąca, oczywiście w piątek, ani tym bardziej o białe koty. Czarne koty przynoszą podobno nieszczęście w krajach słowiańskich, zaś białe u Anglosasów. Tak czy siak, w ostatnim czasie kupiłem sobie szczęście w ilościach hurtowych. Nie mówię, że wszystko zachowam dla siebie, mogę część oddać. Chętnych proszę o kontakt w redakcji.

Jak stałem się posiadaczem mega szczęścia? Otóż pewnego poranka samo przyszło do mnie.

Tylko otworzyłem okno i…już wpadło. Co prawda nie ma nic za darmo, a cena za dozgonne szczęście może być bolesna, ale cóż, warto pocierpieć 5 minut aby cieszyć się szczęściem przez lata. Po kontakcie z nosicielami szczęścia niektórzy dostają alergię, inni skarżą się na bolesne pogryzienia i swędzenia.

Fot. Pixabay

Moje szczęście przyfrunęło z Azji na delikatnych, czerwonych skrzydełkach ubranych w czarne kropki. Moje szczęście przyfrunęło wraz z tysiącami biedronek azjatyckich, zwanych arlekinami. Podobno pochodzą z Azji i –wzorem milionów imigrantów – wybrały sobie Europę na nową ojczyznę. W Europie włączyły GPS, wpisały mój adres i nazwisko: Kisiel i pewnego październikowego poranka wylądowały na moim oknie.

Najpierw wysłały jedną biedronkę aby sprawdziła mój nastrój. Czerwony maluszek z czarnymi kropkami wylądował na klawiaturze komputera, zadarł główkę w moim kierunku i zapytał z wyraźnym dalekowschodnim akcentem:

– Czi moziemy u ciebie londować? Miy psinieść duzio ścieńscie, ty chcieś, ścieńscie?

Kto by nie chciał „duzio ścieńscie”, więc powiedziałem, że chcę. No i zaraz potem w mieszkaniu miałem tysiące azjatyckich biedronek. Siedziały na oknie, na firanach, obsiadły komputer i mnie.

Niestety dozgonne „ścieńscie” trochę boli, bo niektóre z nich, najwyraźniej głodne, próbowały gryźć.

– Ty mała cholero – zawołałem strząsając miniaturowego gryzonia. Polskie biedronki działają bezwarunkowo: przynoszą szczęście, ale przy tym nie gryzą, a te wredne azjatyckie kąsają. No, ale za to dostarczają znacznie więcej szczęścia za jednym razem. Bo czy ktoś widział tysiące polskich biedronek jednocześnie?

Szanowni czytelnicy, zapewniam was że wszystkie te wydarzenia miały miejsce naprawdę, zaledwie kilka dni temu. Możecie sprawdzić, tu i tam w całej Europie trwa właśnie inwazja milionów azjatyckich biedronek.

Ekolodzy co prawda pomstują, że te obce biedronki są gorsze od naszych rodzimych, bo szkodzą, gryzą i wywołują alergie wśród dzieci. Ale mnie się wydaje, że to niepotrzebne strachy. Bo przecież każdy z nas potrzebuje w życiu szczęścia i to raczej więcej niż mniej. Wyobraźmy sobie, że na przykład symbolem szczęścia jest osa. Wtedy to by dopiero bolało!

W ostatnim czasie miałem okazję widzieć ludzi, którzy najwyraźniej minęli się ze szczęściem, czyli nie spotkali na swojej drodze rojów biedronek. Bo jak nazwać przygodę grupy wędkarzy bezskutecznie polujących na ogromną rybę?

Było to tak: staliśmy na molo. Z góry było widać w przybrzeżnej morskiej wodzie ogromną rybę, odpoczywała przy dnie. Wkoło zgromadził się tłumek ciekawskich ludzi i grupa wędkarzy, którzy zaczęli rzucać przynętę dosłownie na głowę ryby. Zdobycz wydawała się dosłownie być na „wyciągnięcie ręki”. Było tylko pytanie, który z wędkarzy złowi trofeum jako pierwszy. Nic z tego. Po kilkunastu minutach kuszenia ryby zrezygnowali. Jeden nawet warknął pod nosem, że „łatwiej chyba trafić w lotto, niż złowić tę cholerną rybę”. Nie złowił, bo nie spotkał przedtem biedronek.

Drugi przykład znany mi osobiście: pewne małżeństwo kupiło śliczny nowy samochód w salonie motoryzacyjnym. Zaraz potem zatankowali do pełna i wyjechali w trasę, wprost do sanatorium na wypoczynek i po zdrowie.

Dojechali zaledwie do skrzyżowania, gdzie z dużą siłą uderzył w nich TIR. Samochód został skasowany, a pasażerowie cudem przeżyli. Do sanatorium nie dojechali, stracili nowe auto, ale żyli. Mieli ogromnego pecha, ale i szczęście. Więc może jednak spotkali na swojej drodze biedronki…

Andrzej Kisiel

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_