09 listopada 2018, 09:06 | Autor: admin
Manifestacja polskości
Pięć lat mija od podjęcia decyzji, za organizatorami dwa lata wytężonej pracy, teraz już tylko godziny dzielą nas od koncertu „Sto Lat” w Royal Albert Hall. Artyści są już w Londynie lub w drodze. Trwają ostatnie, gorączkowe przygotowania i próby– mówi prezes Towarzystwa Pomocy Polakom Janusz Sikora Sikorski w rozmowie z Jarosławem Koźmińskim.

Jak się czuje organizator w przededniu tego wyjątkowego wydarzenia? Nie ma co pytać, ekscytacja jest oczywista, ale jestem pewien, że wszystko zapięte zostało na ostatni guzik. Tak naprawdę to w pierwszym pytaniu chciałbym po prostu podziękować za przygotowanie tego wydarzenia…

– Zawsze byłem przekonany że, setna rocznica odzyskania niepodległości jest szczególna w historii naszego kraju, to data, która powinna, musi być upamiętniona. Wiedziałem, że to okazja jedyna w moim życiu (nas wszystkich, którym dane jest być świadkami tego dnia), by zaznaczyć w sposób wyjątkowy i radosny symbolikę i znaczenie 11 listopada 2018 r.

Cieszyłem się, że to przekonanie o konieczności, a nawet obowiązku, uczczenia tego dnia na miarę jego wagi podzieliło wielu. Artyści, organizacje, instytucje, firmy polskie i indywidualni ludzie swoim zaangażowaniem, swoją hojnością sprawili, że marzenie stało się rzeczywistością. Nie mogę zapomnieć o najważniejszym wsparciu – publiczności, która w ciągu bardzo krótkiego czasu wykupiła wszystkie bilety.

Krótko mówiąc: zorganizowanie w Londynie koncertu o takiej skali i z takim rozmachem było obowiązkiem mieszkających tu Polaków, czy tak?

– Uczestnictwo naszych rodaków w koncercie widzę nie tylko jako chęć podkreślenia ważnej daty w historii Polski, lecz przede wszystkim, jako manifestację polskiej tożsamości.

Wiem, że na koncert przybywają Polacy nie tylko z różnych stron Brytanii, lecz także Polacy z Polski, wielu krajów Europy i świata na przykład Stanów Zjednoczonych, Kanady… a nawet Azerbejdżanu. Na widowni nie zabraknie cudzoziemców, nie tylko Brytyjczyków. Ci, o których wiem, chcą być razem z nami w Royal Albert Hall, by dać wyraz solidarności z nami, z Polską, chcieliby poznać polską kulturę, jej dziedzictwo muzyczne.

A wracając do sedna Pańskiego pytania to powiedzieć trzeba, że tak, zorganizowanie spektakularnego wydarzenia, takiego jak ten koncertu, było obowiązkiem mieszkających tu Polaków – ze wszystkich generacji.

Na pokoleniu moich rodziców piętno wywarła wojna. Oboje przeszli przez Syberię. Mój tata potem był krótko w piechocie, wreszcie trafił na stałe do marynarki wojennej. Mama po Syberii spędziła cztery lata w Afryce. Po takich przejściach pojęcie patriotyzm dla ich pokolenia było diametralnie różne niż moje. To nie znaczy, że jest „gorszy” – po prostu inny. Podobnie przecież dla ludzi o generację młodszych ode mnie. Dla nich słowo Polska też ma duże znaczenie, choćby przez szacunek dla rodziców czy dziadków.

Już o tym kiedyś wspominałem, że w związku z przygotowaniami koncertu w Royal Albert Hall odświeżyłem szereg znajomości sprzed lat. Niedawno spotkałem kolegę (jeszcze z czasów szkolnych!), który przyznał, że potrzebował jakiejś iskry, by zapalić na nowo płomień polskości… I właśnie przygotowania do koncertu przywołały u niego wspomnienia i poczuł się znów Polakiem, mimo upływu lat wrócił u niego „polski duch”. Zupełnie jakbyśmy cofnęli się w czasie o pięćdziesiąt lat…

Z górą pięćdziesiąt lat temu (a dokładnie to w 1967 roku) Polacy wypełnili Royal Albert Hall, by uczcić stulecie urodzin marszałka Józefa Piłsudskiego…

– To było pamiętne wydarzenie. I teraz patronować będzie nam postać Marszałka, lecz moim zdaniem, stulecie odzyskania niepodległości jest wydarzeniem innego kalibru. Ma w sobie bowiem ważne przesłanie i symbolikę. Jest nim poczucie tożsamości narodowej.

Wyjdźmy po koncercie z nową świadomością kim jesteśmy jako Polacy. I gdziekolwiek w świecie przyjdzie nam żyć (a według statystyk poza Polską żyje nas ponad 20 milionów) pamiętajmy, że tam gdzie jesteśmy tam jest także Polska.

Życzę wszystkim uczestnikom koncertu, by zabrali ze sobą to wspomnienie i z dumą mówili swoim przyjaciołom: Ja tam byłem.

W czasie przygotowań do koncertu na pewno zadawał sobie Pan pytanie – co potem, co pozostanie po tym wzniosłym, uroczystym, ale i radosnym wieczorze.

– Historia Polski ma wiele punktów zwrotnych, trudnych, czasem wręcz tragicznych. Dlatego w dzieje naszego narodu mierzy się, jak niewielu innych narodów, wagą i znaczeniem rocznic, które są nam bliskie.

Nie chcę jednak byśmy poprzestawali tylko na świętowaniu rocznic.

Od poniedziałku 12 listopada, zacznijmy podejmować wyzwania – wyzwania Polaków żyjących poza Polską. Mam głęboką nadzieję, że koncert stanie się bodźcem dla jego uczestników do większego zaangażowania we wszystko co polskie – w szkole, w pracy, w naszych lokalnych środowiskach i wspólnotach.

Polskim organizacjom, instytucjom, polskim parafiom zawdzięczamy wiele lat w tym kraju istniejącą strukturę polską, której spoiwem czy kręgosłupem jest od początku „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza”. Wszystkie elementy naszej polskiej infrastruktury muszą jednak ewoluować (jak choćby wspomniany „Dziennik” – dziś „Tydzień Polski”), by odpowiadać na ciągle zmieniające się wyzwania. My wszyscy mamy w tym procesie ewolucji zadanie do spełnienia.

Spotkajmy się w Royal Albert Hall (dodam: odświętnie ubrani jak przystało na takie specjalne urodziny) w stulecie naszego wspólnego domu – Polski.

Jan Paweł II w czasie swojej pielgrzymki do Anglii w maju 1982 r. powiedział: „Jesteście cząstką Polski poza Polską”. Jak Pan odbiera te słowa?

– Myślę, że to wskazówka co znaczy być Polakiem i być z Polską związanym. Przesłanie byśmy nie czuli się nigdy ludźmi drugiej kategorii. Byśmy byli dumni z naszego pochodzenia, naszego kraju, jego osiągnięć, jego kultury.

Ja mieszkam tu całe swoje życie, ale dzisiaj blisko dwa miliony rodaków przebywa na Wyspach Brytyjskich. Wielu z nich tu osiądzie, zapuści korzenie.

Ale to nie tylko do nich adresować należy to przesłanie.

Na koncercie będą z nami Polacy wszystkich pokoleń; począwszy od najstarszych, kombatantów i weteranów, którzy po wojnie nie mieli powrotu do kraju, poprzez ich dzieci (jak moje pokolenie) – brytyjskich Polaków, którzy dobrze pamiętają o swoich korzeniach, i ich wnuki, którym również język i kultura polska są bliskie, aż po emigrację „solidarnościową” i tych nowo przybyłych rodaków z kraju, dla których po 2004 roku Wyspy Brytyjskie stały się drugim domem.

Będą z nami wszyscy, którzy zdecydowali w tym dniu zamanifestować swą polskość. Mówię „z nami”, bo przecież choć stanąłem na czele Komitetu Organizacyjnego obchodów, to byłem tylko jedną z wielu osób zaangażowanych w organizację tego przedsięwzięcia.

Zależało nam właśnie na, jak to już wiele razy mówiono, „zamanifestowaniu” obecności Polaków na Wyspach. Pamiętam przed laty odsłonięcie pomnika gen. Władysława Sikorskiego. Wspaniała uroczystość, ale mam wrażenie, że zbyt elitarna… Teraz chcieliśmy zrobić to inaczej. Tak jak dziesięć lat temu podczas marszu i później na Trafalgar Square – dla wszystkich. I przyszli. Przyjechali ze wszystkich skupisk polskich na Wyspach. Te siedem tysięcy ludzi zebranych wówczas na Trafalgar Square pokazało, że była taka potrzeba, że mieliśmy rację. I wielkim sukcesem tamtych obchodów był właśnie udział tak wielu Polaków spoza Londynu.

Pamiętamy te transparenty z Manchesteru, Nottingham, Leeds, Reading, Oldham, Swindon…

– …ja sam pochodzę ze Swindon. Tamtejsza sobotnia szkoła, harcerstwo, klub piłkarski „Błyskawica”. To są moje korzenie. Dobrze wiem jak wielkie było i jest przywiązanie do polskości w każdym skupisku polskim, nie tylko w Londynie! Przecież my jesteśmy niemal w każdym zakątku Wysp.

Tym bardziej zależało nam, by każdy mógł wziąć udział w obecnych uroczystościach. I zdecydowaliśmy się na Royal Albert Hall gdzie liczbe widzów liczy się w tysiącach. To będzie wspaniałe, niezapomniane wydarzenie!

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_