Ubieram białe kimono judoki by walczyć na macie i biały fartuch naukowca, aby prowadzić badania- tak o sobie mówi Jan Gosiewski, wielokrotny mistrz Wielkiej Brytanii w judo, a od niedawna doktor w zakresie biomechaniki ortopedycznej na Uniwersytecie Bath w rozmowie z Natalią Głaz.
Na Pana koncie cały szereg medali, w tym siedem złotych. Jest Pan wielokrotnym mistrzem Wielkiej Brytanii, trzykrotnie udało się stanąć również na podium pucharu świata. To imponujące osiągnięcia.
– No tak, jeśli chodzi o puchar świata to nie był to najwyższy stopień podium ale się udało. Zdobyłem srebro i dwa brązy a także kilka punktowanych miejsc. Pierwszy medal pucharu świata wywalczyłem w Warszawie w 2013 r. Myślę, że historia miasta jak i gorący doping publiczności przyczyniły się do tego sukcesu. Co do ilości medali to nie jestem dokładnie pewien ile ich było.
Bardzo skromnie, mogę potwierdzić, że wszystkich było aż 21! Co dalej ze sportową karierą?
– Po nieudanej kampanii kwalifikacyjnej do Rio postanowiłem skupić się na doktoracie, pomimo, że czułem, że robię postępy, że mogę rywalizować na coraz wyższym poziomie. Częściowo podjąłem taką decyzję ze względu na polityczne zagrywki wewnątrz zarządu, często brakowało obiektywizmu przy selekcji zawodników oraz nagradzaniu stypendiów. Mocno się to na mnie odbiło, wręcz odszedłem od judo na jakiś czas. Dodatkowo w roku 2017 miałem poważną kontuzję, zerwałem mięsień dwugłowy uda który obkurczył się o 10 cm. Operację przeprowadzono prawie 2 miesiące po doznanej kontuzji a jej skutki odczuwam do dziś i niestety na razie nie mogę wrócić na matę.
„Ubieram białe kimono judoki by walczyć na macie i biały fartuch naukowca, aby prowadzić badania”- tak mówi Pan o sobie. W której roli lepiej się Pan odnajduje?
– Tak szczerze to na macie, to jest moja pierwsza miłość, gdyż treningi rozpocząłem już w wieku sześciu lat. Mój szkolny wuefista okazał się być trenerem judo, zobaczył we mnie potencjał i zaprosił na zajęcia. Od razu mi się spodobało, cały aspekt fizyczny, ta rywalizacja. Mogę śmiało powiedzieć, że judo to moja pasja i że w jakimś stopniu doświadczenie i umiejętności sportowe pomogły mi w sferze naukowej. Podoba mi się swoistego rodzaju rygor intelektualny, który wiąże się z prowadzeniem badań naukowych oraz możliwość podróżowania i poznawania nowych ludzi, wymiany poglądów.
Prowadzi Pan badania na wydziale inżynierii mechanicznej, co stanowi podstawę Pana pracy doktoranckiej, którą zresztą udało się już obronić. Jaki był cel badań?
– Tak, moja praca skupiła się wokół wydziału inżynierii mechanicznej, gdzie znajduje się grupa biomechaniki ortopedycznej. W tej właśnie grupie za przedmiot badań obrałem endoprotezy biodrowe, konkretnie zainteresowałem się częścią miedniczną tych protez i skupiłem się na mocowaniach, które wykonywane są z cementu kostnego. Zrozumiałem, dlaczego protezy czasem się psują i w swoich badaniach znalazłem sposób na ulepszenie procedury mocowania. Zakres moich prac był szeroki, analizowałem dane kliniczne nie tylko w kraju, ale wyjechałem również do Holandii by w tamtejszym ambulatorium przyjrzeć się wynikom długoterminowych badań. Celem moich badań nie jest bowiem stworzenie nowej protezy, lecz usprawnienie samego zabiegu począwszy od momentu przygotowywania kości do wszczepienia takiego implantu biodrowego przez chirurga.
Wracając do możliwości podróży, w lipcu tego roku odwiedził Pan Zambię.
– To była świetna przygoda, całkiem przypadkiem dowiedziałem się o tym wyjeździe na jednym ze spotkań w ramach stypendiów sportowych na moim uniwersytecie. Pomyślałem, czemu nie, to ostatnia szansa by złożyć podanie, odbyć wolontariat i być częścią tej wspaniałej inicjatywy, która ma na celu pomoc młodzieży w ciężkich sytuacjach poprzez angażowanie ich w zajęcia sportowe. Trafiłem do ośrodka olimpijskiego w Lusace. Dopiero co postawiono tam matę do judo, nie było więc niestety funkcjonującej drużyny a dodatkowo na moje nieszczęście akurat w tym samym czasie odbywało się międzynarodowe zgrupowanie trenerów. Treningi w ośrodku nie były więc na początku możliwe. I wtedy wpadłem na pomysł aby wraz z innymi zawodnikami wziąć parę mat i zacząć odwiedzać okoliczne szkoły. Nasze pokazy spotkały się z wielkim entuzjazmem, dzieci były zachwycone akrobatyką judo. Bardzo się cieszę, że udało mi się zrealizować ten pomysł, a nie było łatwo, gdyż podejście do czasu i organizacji w Afryce bardzo różni się od naszego.
Miałem również okazję odbyć parę sparingów z juniorami, którzy przygotowywali się do igrzysk młodzieży i dostrzegłem w nich niesamowity potencjał. Te dzieci mają duże zdolności motoryczne i szybko przyswajają sobie technikę, więc jeśli organizacyjnie udałoby się im stworzyć profesjonalne drużyny to naprawdę będą groźnym przeciwnikiem.
Rok 2018 dla Pana należy więc do wyjątkowo pomyślnych. Pobyt w Zambii zakończył się sukcesem, udało się obronić tytuł naukowy. Jakie kolejne wyzwania stoją przed Panem?
– Moim marzeniem jest zdobyć mistrzostwo Polski w judo i kiedyś walczyć z orzełkiem na piersi. Ale tu pojawia się też, oprócz chwilowej niedyspozycji, „mała” bariera administracyjna, gdyż nie posiadam polskiego obywatelstwa.
Ale dzieciństwo spędził Pan w Polsce?
– Urodziłem się tu w Anglii, ale wychowałem w Polsce i w wieku 16 lat ponownie zamieszkałem z rodziną w UK. Rodzice zostali na północy kraju w Darlington, a ja po maturze wybrałem studia na uniwersytecie w Bath, głównie ze względu na mocny ośrodek judo który się tam znajduje, jak i wysoki poziom na wydziale inżynierii.
Teraz rodzice znów mieszkają w Gdańsku, ale mama nadal pracuje w Anglii, więc dużo z tego tytułu podróżuje, tydzień tu, tydzień tam. Jeśli chodzi o rodzinę ojca, dziadek, również Jan Gosiewski, był oficerem w polskiej marynarce, pływał między innymi na okręcie „Burza” a po wojnie osiedlił się w Londynie, gdzie poznał moją babcię, która była Angielką i podczas wojny służyła jako pielęgniarka. Mój tata wychował się więc „po angielsku” a swoim polskim pochodzeniem zainteresował się dopiero w wieku nastoletnim. Mamę poznał w Polsce, gdy zaczął odwiedzać polskich krewnych. Patrząc na moje korzenie jestem więc w trzech czwartych Polakiem mimo, że posiadam tylko brytyjski paszport. A w sercu, to kto wie… chyba jak z tym pochodzeniem, jednak bliższa jest mi polska kultura i obyczaje. To jest mój dom.