Pełno jest teraz różnych poradników, podręczników, blogów i kompendiów wiedzy, tak więc i ja postanowiłem podzielić się swoim doświadczeniem. Na podstawowe pytanie egzystencjalne, brzmiące w XXI wieku: w co teraz inwestować żeby nie stracić, odpowiadam: W samotność!
W samotność?! A co z nieruchomościami? Mieszkanko w Londynie zawsze warto mieć. Już nie warto. A może warto mieć miedź? Też nie?! A złoto? To już się nie opłaca? To może chociaż zboże albo dolary… Też nie? A giełda w Nowym Jorku, a diamenty w Afryce południowej, a uprawy kawy w Ameryce południowej? Daj żyć człowieku, zlituj się i powiedz, że warto… Chociaż maleńki apartament na Maderze. Nie warto. Nic nie warto. Nawet jeśli zarobisz przez miesiąc, przez pół roku, potem przyjdzie bessa albo krach i stracisz. Na starości nie stracisz. Nigdy nie stracisz. Jakże tak inwestować w starość? Bardzo prosto, nic nie musisz robić, tylko czekasz. Ona sama przyjdzie. To znaczy nie inwestycja, tylko starość.
Kilka dni temu przyszła i do mnie pod postacią starszej pani. Właśnie wybrałem się na piękny spacer popołudniowy aby mile i beztrosko spędzić czas pomiędzy świętami a Nowym Rokiem. – Przyjemnie tak spacerować, ja chodzę tutaj, bo mieszkam niedaleko – starsza pani w malowniczej chustce na głowie niepytana sama zaczęła opowiadać. Pani szła z naprzeciwka i zaskoczyła mnie. Widziałem ją pierwszy raz w życiu.
Ale to nie miało znaczenia. Dla niej było ważne, że zobaczyła człowieka.
W ciągu kilkuminutowej rozmowy, w zasadzie to był monolog przerywany moimi przytaknięciami, dowiedziałem się:
1] skąd się tu wzięła starsza pani („ze wsi….X jestem, na starość przyjechałam do miasta, do brata, bo tutaj łatwiej się żyje”).
2] co przeżyła w czasie wojny („kiedyś przyszli dwaj Niemcy do nas do chałupy, jeden chciał zastrzelić tatusia, ale ten drugi go powstrzymał. Widzi pan, niektórzy Niemcy są dobrzy ludzie”)
3] jak się jej żyje dzisiaj („brat zmarł i jestem sama w tym mieszkaniu, sąsiadów nie widuję i czasem przez tydzień nie ma się do kogo odezwać”), a potem zrozumiałem, że seniorka cierpi na chorobę zwaną samotnością, a ja jestem jej lekarstwem.
Oczywiście każdy innym na moim miejscu również mógłby być takim lekiem, przypadek sprawił, że byłem pierwszą napotkaną osobą, która zechciała jej wysłuchać. Ponieważ zostałem wychowany w domu w poczuciu szacunku dla starszych, zrobiłem to z przyjemnością, ale pewnie nie każdy ma czas i ochotę słuchać wspomnień starszych samotnych ludzi. We Włoszech tuż przed Bożym Narodzeniem pewna 90-letnia samotna seniorka nie wytrzymała dłużej swojego losu i zadzwoniła na policję. Przez telefon poskarżyła się na samotność i tak mocno poruszyła serca karabinierów, że wysłali patrol.
Policjanci pojechali, wysłuchali starszej pani i pocieszyli ją. Może to jest dobry pomysł na biznes w przyszłości? Starych i samotnych ludzi będzie wciąż przybywało, nie wszyscy mają rodziny, może więc warto powołać jakąś służbę dla seniorów? Takie partole wsparcia mogą przyjechać jak taksówka Ubera na żądanie. Dzwonisz, płacisz, w zamian możesz się wygadać, wyżalić i poskarżyć na samotność do woli. Jak u psychoterapeuty. Dla szczególnie potrzebujących zrobimy karnety z rabatem.
Czy ja przesadzam, a może żartuję sobie z poważnych tematów? Chyba nie, po prostu widzę wielki problem w przyszłości.
W Wielkiej Brytanii powstaje ministerstwo do spraw walki z samotnością, więc niektórzy szukają nowych rozwiązań instytucjonalnych. Samotność ma wiele twarzy: dotyczy seniorów, ale również osób młodszych, które mają problemy z nawiązywaniem kontaktów z innymi ludźmi. Czy minister ds. samotności im pomoże? A może Unia Europejska wprowadzi zakaz mieszkania w pojedynkę a osobom krnąbrnym i upartym będzie dokwaterowywać dodatkowych lokatorów? To tylko kwestia przyzwyczajenia. Artyści z „Kabaretu Starszych Panów” śpiewali kiedyś w Polsce, że „ jeżeli kochać, to nie indywidualnie (…) Jak się zakochać, to tylko we dwóch. ” Może to recepta na samotność: jeżeli samotność, to tylko we dwoje. Albo jeszcze lepiej – we troje.
Andrzej Kisiel