Dużo pracuję z młodymi ludźmi. Oni wszystko już wiedzą, ponieważ noszą internet ze sobą, w telefonie komórkowym. Wtedy trudno być dla nich autorytetem, bo przecież całą wiedzę o wszechświecie mają dostępną online i nie przyjmują tekstów typu: „dawno, dawno, temu, kiedy na świecie nie było jeszcze komputerów…” Jak to nie było, były od zawsze.
Już Leonardo da Vinci wymyślił pierwszy komputer, więc co ty mi dziadku tutaj bredzisz… Ale dzisiaj jeden z takich młodych mnie zaskoczył:
– Andrzej, odwaliłeś kawał wspaniałej roboty. Dzięki – tyle mi powiedział na powitanie. To była jego krótka, dosadna recenzja książki, którą napisałem i wydałem pod koniec ubiegłego roku. Tak, jestem autorem książki historycznej i nie zamierzam się tego wypierać. Młody kolega nie pamięta czasów, o których pisałem, ponieważ nie istniał wtedy nawet w życiu płodowym, nie mówiąc o niemowlęctwie. Książkę napisałem, nie korzystałem przy tym z internetu, wręcz przeciwnie, spędziłem wiele czasu w archiwach, przerzucając sterty pożółkłych papierów sprzed lat.
Jeśli dziś młodzi czytelnicy mówią, że to pasjonująca lektura, to znaczy że warto było ślęczeć nad starymi dokumentami.
Ale warto zastanowić się, jak opowiadać historie z przeszłości, aby zaciekawić współczesnego czytelnika. Teksty typu: „dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami” itp. są dla młodych niejasne.
Dawno czyli kiedy, przed wynalezieniem telefonów komórkowych? Przecież to niemożliwe, bo już Karol Darwin stwierdził, że przed wynalezieniem telefonów mobilnych życie na Ziemi nie istniało. No, może były wtedy jakieś pierwotniaki i bakterie odżywiające się siarkowodorem, ale popcornu oraz facebooka nie było. Nie istniała też Wielka Brytania, Polska ani reszta Unii Europejskiej. No to jak opisać nasze pradzieje?
Może tak: dawno temu, czyli wtedy kiedy ganialiśmy dinozaury. Oj, chyba nawet sobie przypominam tamte czasy. To było wtedy, kiedy ludzie polowali na dinozaury. Te okropne gady łaziły po świecie, zżerały najlepsze jedzenie a dla ludzi nic nie zostało. Wstrętne gadziny zatruwały też powietrze, bo taki na przykład brontozaur, który ważył ponad 20 ton, dziennie zjadał 4 tony pokarmu. A jak zjadał to i wydalał, w sumie tyle samo, ile zżarł. Wyobrażacie sobie, ile to odchodów i jak zanieczyszczał naszą planetę?! Jeśli przemnożymy tę liczbę razy 1000 gatunków, bo tyle dinozaurów było, to wiadomo, dlaczego w pewnym momencie musiało dojść do katastrofy ekologicznej na Ziemi. Klimat nam się tak ocieplił, że Ocean Arktyczny wyparował. No więc ludzie stwierdzili, że coś trzeba zrobić z dinozaurami. I wtedy ktoś wymyślił, żeby walczyć z potworami. Ale jak mamy walczyć, skoro nie mamy broni.
Dinozaury są wielkie a my tacy malutcy. I bezbronni. A one mają grubą skórę-wołali pesymiści.
– Mamy kamienie, jeden kamień krzywdy nie zrobi, ale jak będziemy codziennie, przez wiele tygodni a może i miesięcy walić w te dinozaury, to w końcu powalimy nawet największego z nich – mówili optymiści. I tak ludzie zwyciężyli dinozaury. Cała ta historia działa się w czasach prehistorycznych, jakieś 150 milionów lat temu. I nieważne, że jest zełgana od początku do końca, ale dobrze brzmi. Bo teraz można pisać: „Dawno temu czyli wtedy, kiedy ganialiśmy dinozaury…”
Każdy to kupi. A dlaczego jest zmyślona? Bo dinozaury co prawda żyły 150 milionów lat temu, ale na pewno ludzie nie polowali na nie. Nie dlatego, że Partia Zielonych uznawała to za działanie nieetyczne, ale dlatego że nie było wówczas żadnej Partii Zielonych. Nie było w ogóle żadnych ludzi na świecie, bo ewolucja dopiero się rozwijała a Homo Erectus pojawił się na świecie jakiś milion lat temu, kiedy dinozaurów nie było już od dawna. Jednak nasi błyskotliwi środkowoeuropejscy politycy niedawno napisali prahistorię od nowa. Jest w niej miejsce również na opowieści o polowaniach na dinozaury, które prowadzili nasi przodkowie. Niech i tak będzie. Sam pamiętam, jak w dzieciństwie ganiałem z kolegami po podwórku Tyranozaura. Ale zmykał przed nami! A jak przy tym ryczał i zionął ogniem! Wow! Dzięki temu mam dziś wspaniałe wspomnienia, których na pewno nie znajdziecie w internecie.
Andrzej Kisiel