07 maja 2019, 09:41
Małe ojczyzny: Mój Croydonek

Jedna z najważniejszych komercyjnych dzielnic poza centralnym Londynem. W średniowieczu tak zwany „market town” i centrum produkcji węgla drzewnego, farbowania skór i warzenia piwa. Znacznie później Croydon i jego okolice stały się modnym kurortem. The Royal Beulah Spa and Gardens gromadziły wytworną socjetę, która zjeżdżała tu „do wód”. Coś jak do naszego Ciechocinka! Kurort został zamknięty w 1856 roku, kiedy na Sydenham Hill postawiono słynny Crystal Palace (jak wiemy spłonął całkowicie w 1936 roku). Tutaj też w 1803 roku The Surrey Iron Railway otworzyła trasę z Croydon do Wandsworth i była to pierwsza publiczna kolej na świecie! W XX wieku Croydon stało się ważnym regionem przemysłowym produkującym samochody, z zakładami metalowymi i słynnym lotniskiem Croydon Airport. W miarę upływu czasu przemysł zamieniono w handel i umieszczono tu setki biur (włącznie ze znanym przybywającym tu Rodakom, Lunar House, gdzie się godzinami sterczało po wizy).

Sama nazwa „Croydon” według filologicznej teorii pochodzi od Anglo – Saskiego słowa „croh”, czyli krokus, sugerując, że było tu centrum kultywowania krokusów do produkcji szafranu! Sprytni Rzymianie w moim Croydonku sadzili te piękne kwiaty, aby potem sprzedawać je na rynkach w Londynie jako lekarstwo, głównie do leczenia chorób oczu. Jest to jedna z wielu teorii pochodzenia samej nazwy miasta, ale mnie się właśnie ta najbardziej podoba. Rzeczywiście, do dzisiaj spacery wiosną po okolicznych parkach to radość dla oczu! Aż się niebieszczy od tych „rzymskich” krokusów. Pięknie!

Stary Croydon wyziera jeszcze tu i ówdzie z pomiędzy wyrastających wszędzie jak grzyby po deszczu, wieżowców. Coraz to wyższych! Na szczęście rynek założony tu w 1276 roku, niziutki i stareńki, jak był tak i jest. Jeszcze do niedawna wrzask był na nim i jazgot niemożebny. Wedle angielskiej (pewnie też średniowiecznej) tradycji sprzedawcy krzykiem i „cockney’em” zachęcali kupujących: „Two for a pound! Two for a pound!” – do kupowania melonów, marchewki, buraków, ryb i wszelakiego „dobra”. Uciekałam od tych wrzasków, gdzie pieprz rośnie, najczęściej do okolicznego Sainsbury’ego (błoga cisza!).

Ostatnio na rynku jest jakaś inna dynamika! Stragany przejęli Syryjczycy, Chińczycy, Francuzi, a nawet… Polacy! I nie wrzeszczą. Zrobiło się spokojniej i – co muszę też powiedzieć – jakby „uczciwiej” (po powrocie do domu w papierowych torbach mniej „zgnilców” do natychmiastowego wyrzucenia).

Stary Croydon stale cieszy oczy swoimi historycznymi kościołami, biskupim pałacem, wieloma zabytkowymi budynkami klasy I i II, jak chociażby mój ulubiony „Whitgift Hospital” w samym sercu handlowego deptaka. Założony został przez królową Elżbietę I. Kamień węgielny położono w 1596 roku, a budynek stoi do dziś. Obecnie panująca nam Elżbieta II odwiedziła ten wspaniale zachowany kompleks w 1983 roku i podziwiała jego staranną renowację. Historia Croydonu jest ciekawa i z lotniczego punktu widzenia. To tutaj, jak już wspomniałam, Londyn miał swoje główne lotnisko, które obsługiwało loty aż do wybuchu II wojny światowej. Wtedy zamknięto je dla cywilnej awiacji, ale lotnisko odegrało kluczową rolę w czasie Walki o Wielką Brytanię. Dywizjon 92 stąd wysyłał swoje Supermarine Spitfires już we wczesnym stadium wojny. Warto pamiętać, że 15 sierpnia 1940 roku atak na lotnisko w Croydon był pierwszym wielkim nalotem na Londyn i okolice. Niedalekie fabryki – jedna produkująca elektryczne komponenty, druga… piękne damskie perfumy Bourjois – zostały zmiecione z powierzchni ziemi. O lotnisku w Croydon pisali między innymi Agatha Christie „Death in the Clouds” – 1935 i Winston Churchill „Thoughts and Adventures” – 1932 (ach, kiedy to wszystko przeczytać?!)

Centrum miasta było w czasie wojny zdewastowane, spadły tu bomby V-1 i rakiety V-2 i przez wiele lat miasto pokazywało swoje rany. Lotnisko, coraz mniej używane (Heathrow przejęło większość lotów) wreszcie zamknięto w 1959 roku. Teraz w stylowym budynku hali przylotów mieści się interesujące Croydon Airport Visitors Centre, które miłośnikom lotnictwa i historii polecam (zwiedzać można w każdą pierwszą niedzielę miesiąca).

Dzisiejszy Croydon zmienia się w niebywałym tempie. Rośnie głównie w górę! Tuż przy stacji, wystrzeliły gigantyczne konstrukcje, już nazwane przez mieszkańców miasta „Twin Towers” (oj, niedobre skojarzenia!). Będą tu mieszkania, galerie sztuki i kawiarnie. Na 44 piętrach! Wokół Croydon College powstaje dwa tysiące nowych mieszkań, to samo w miejscu Taberner House, Ruskin Square, Addiscombe. W sumie w planach jest dziesięć tysięcy nowych domów, dostępnych cenowo mieszkań i luksusowych apartamentów. Te inwestycje wygenerują – bagatela! – 23 500 miejsc pracy. A wszystko to do sfinalizowania w 2036 roku. Te zmiany dzieją się na moich oczach. Wysiadam z tramwaju we wtorek, a tu znów wyrosło coś, czego nie było w poniedziałek!

To miasto ma ogromną energię. I jest tu jeszcze coś, co każe mi się uśmiechać i porównywać z moją rodzinną Łodzią. A są to… murale! Dlaczego warto o nich napisać? O tym następnym razem.

Ewa Kwaśniewska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Ewa Kwaśniewska

komentarze (0)

_